Rozdział 9

11 3 0
                                    

Po około godzinnej jeździe znaleźliśmy się w szpitalu. Tym razem nie udaliśmy się jednak pod blok operacyjny, ale na drugie piętro.
-  Szukamy pokoju 11.- oznajmił mi chłopak. Minęliśmy na korytarzu jakaś płaczącą staruszkę i młodą dziewczynę na oko miała trzynaście lat i połamaną nogę.
- Tu jest!- powiedziałam entuzjastycznie wskazując drzwi na lewo. Chłopak otworzył mi drzwi.
Wparowałam do pokoju. Białe ściany i żółte zasłony - standardowy wystrój szpitala, pomyślałam. Przerzuciłam wzrok z zasłon na łóżka, ale nie byłam gotowa na ten widok. Caro z Jakiem trzymali się za ręce. Oboje mieli połamane nogi i byli cali poobijani. Mi zaś na ten widok łamało się serce.
- Dzień dobry. - przywitałam się z ojcem chłopaków, który pustym wzrokiem patrzył przez okno. Pan Brown był facetem koło pięćdziesiątki. Miał on te same oczy co Den i lekko siwiejące włosy. Pod nosem miał wąsa, który dodawał mu zawadiackiego wyglądu.
- Boże! Co wy tu robicie? Przecież powinniście być w szkole.- powiedział nie odpowiadając na moje przywitanie.
- Jakby to powiedzieć...- zaczęłam, ale Den mi przerwał.
- To był mój pomysł. Mieliśmy łączone zajęcia, bo klasa Lucy powinna mieć lekcje z tobą, no ale wiadomo, że ciebie nie było. Wypadło, że mamy geografię i to też wiesz, bo przecież rozmawiałeś z panem Glandonem. Po tym jak okazało się, że klasa Lucy nie ma książek zrobił nam kartkówkę. Klasa Lucy miała jeszcze bardziej przechlapane, bo kurde tego nie mieli. Później zadzwoniłeś ty. Glandon miał do mnie wielki problem bo chciałem odebrać. A jak skończyłem z tobą rozmawiać, postanowiłem powiedzieć Lucy co się stało. A nasz kochany ,, profesor" zagwarantował, że poobniża nam oceny z kartkówki. Wtedy powiedziałem dość. Nerwy mi puściły i powiedziałem, że nie pozwolę na takie traktowanie. Wyszedłem razem z Lucy z klasy, zaliczyliśmy szybki prysznic, bo wczoraj po szpitalu od razu pojechaliśmy do szkoły. Zamówiliśmy taxi i przyjechaliśmy. - zakończył chłopak. W międzyczasie ojciec bruneta zdążył się odwrócić, a jego wyraz twarzy się wyostrzał.
- Synu- zaczął pan Brown, a jego twarz zaczęła ku naszemu zdziwieniu łagodnieć- nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłeś. Ale jestem z ciebie dumny.- powiedział lekko się uśmiechając i przytulając do siebie chłopaka.
- Yyy...Tato?- odparł zmieszany chłopak odwzajemniając uścisk.
- Też nie lubię tego starucha. Nie raz chciałem go zwolnić, ale nie miałem powodu. A ty synu mi go dostarczyłeś. I za to jestem ci wdzięczny.Tobie też Lucy.- powiedział zwracając się do mnie.

Nie wiem czemu, ale coraz bardziej łamało mi się serce. Naprawdę nie wiem czemu, ale było coś urzekającego w tej scenie.
- A co z nimi?- zapytałam.
- Lekarze mówię, że wszystko zmierza w dobrym kierunku i za tydzień powinni być w domu.
- No i nie będzie już nocnych wyjazdów!- postanowił Den kiwając niby to groźnie, niby prześmiewczo palcem.
- Spadaj!- odparła mu ledwo słyszalnie Caro.
- Ty, to się oszczędzaj, żebyś zaraz jeszcze głosu nie straciła.- odpowiedział chłopak.

Szkoda, że Jake nie słyszał tej wymiany zdań, bo prawdopodobnie na jego ustach tak jak i ustach Caro pojawił by się nikły uśmiech. Chłopak miał na nas wszystkich wywalone i smacznie spał. Cieszył mnie ten nikły uśmiech na twarzy przyjaciółki, bo brakowało mi tego. Brakowało mi tego uśmiechu, tych przedrzeźniań. Brakowało mi ich jak powietrza. Mimo, że Jake'a znałam tylko kilka dni. Dlatego ta sytuacja zdjęła niewidzialny ciężar z mojej klatki piersiowej. Czułam, że niedługo będzie tak jak dawniej, a może i lepiej, szkoda, że nikt nie wyprowadził mnie wtedy z błędu.

O Włos Od ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz