Rozdział 21

5 2 0
                                    

Siedzieliśmy niepewnie na białej kanapie, cali spięci, nie wiedząc co nas czeka.
- Poczekajcie tu chwilę. - powiedział. - Muszę gdzieś zadzwonić.
Wyszedł z pomieszczenia, a ja podsłuchałam fragment rozmowy.
- Nie zabijajcie nikogo o nazwisku Poster, Brown i Marshall. - wydał polecenie Carlos.
Nastąpiła chwilowa cisza, podczas której druga osoba pewnie coś odpowiedziała i tylko to usłyszałam, bo ani jedno słowo więcej do mnie nie docierało. Musiałam szybko działać. Podejść do drzwi, wyjąć pistolet i jak tylko wejdzie...yyy... coś wymyślę. Kiedy tylko się podniosłam Den złapał mnie za rękę.
- Mam plan, spokojnie. - powiedziałam mu. - Stań po drugiej stronie drzwi, tej co włącznik. Jak obróci się w twoją przykładam mu lufę z tyłu głowy, a jak w moją łapiesz go za łapy, a ja przykładam mu ją do czoła. Czaisz?- powiedziałam na jednym oddechu.
- Jesteś szalona!- mimo to, ruszył za mną i ustawił się po drugiej stronie.

Wyjęłam delikatnie pistolet. Nie był jakiś mocno ciężki, ale sam fakt, że go trzymam i zamierzam grozić nim jakiemuś typowi mnie dziwił. Co się stało z tą dawną Lucy, która na sam widok krwi mdlała? Tą dziewczyną, która każdemu chętnie by pomogła, nawet mordercy? Co się stało z tą dawną Poster, która płakała na każdy widok broni na filmie? Nie wiem. Chyba trochę za dużo przeszłam i takie rzeczy nie robią na mnie różnicy.

Usłyszałam zbliżające się kroki i  wstrzymałam oddech. Den miał rację. Jestem szalona, ale już tego nie cofnę. Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Carlos. Nie odwrócił się jednak ani w moją stronę ani w stronę Dena, po prostu ruszył w stronę kanapy.
- Znajdę ich później. - powiedział do siebie.
- Ani kroku dalej! - wydarłam się. - Na kolana już! - mówiłam dalej tym samym władczym tonem celując do niego z pistoletu.
Klęczał tyłem więc przyłożyłam mu lufę do tyłu czaszki, po czym sunąc po jego kościach przeszłam i stanęłam przodem do niego.
- I co mi masz do wyjaśnienia. Może zacznijmy od początku. Jesteś zamieszany w samobójstwo, a może i zabójstwo Brada, porwałeś mnie i mojego chłopaka oraz chciałeś zabić nasze rodziny i przyjaciół. Masz coś żeby się wyjaśnić?- rzuciłam
- Jakie zamieszanie w sprawie mojego brata?- zapytał zmieszany.
- Nie udawaj głupiego, tatusiu. Nie jestem głupia. A może było tak, Brad należał do tej całej twojej...-
- Organizacji? - dokończył Brown.
- Ale nie mógł zdradzić nikomu waszych działań i intencji, więc nie wytrzymał i się zabił, a że nie miał innego wytłumaczenia dla nas powiedział, że nie da rady ukrywać dłużej tego, że nie jestem jego córką. Nie było tak? Wracał już przez pewien czas późno i wcześnie wyjeżdżał z domu.
Cisza. Nic nie powie pomyślałam.
- Albo jej tu wszystko ładnie wyśpiewasz albo wsadzą cię do pudła na dożywocie. Mogę nawet już zadzwonić na policję. - zasugerował Denis.
Doceniałam to. Naprawdę poczułam się teraz lepiej. Niby to tylko słowa, drobne wsparcie, a mi pomogło.
- Gadaj! - chwila ciszy- Nie? Denis, dzwoń po policję! - zwróciłam się do mojego chłopaka.
- Dobra już wszystko mówię, tylko nie dzwońcie na psy. - powiedział błagalnie patrząc na mnie z błyskiem w oczach.

O Włos Od ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz