Epilog

3 1 0
                                    

Od wydarzeń związanych z Carlosem minęło parę dni. Wracaliśmy ze szkoły i będąc tuż pod domem Brownów zobaczyliśmy listonosza. Chłopaki, gdy tylko go zobaczyli rzucili się w jego stronę. Ja z Caro i Amy również przyspieszyłyśmy.

- To chyba od niego. - rzucił Denis.

Nadal nie mówiliśmy Amy o naszej rozmowie z moim biologicznym ojcem.  Weszliśmy do budynku, po czym moja siostra ruszyła na górę do swojego pokoju, jak zawsze po szkole. Nasza czwórka udała się do salonu i mimo natłoku nauki i braku czasu, usiedliśmy na kanapie, a kopertę z listem położyliśmy na stole. Nikt z nas jednak po nią nie sięgał. Po kilku minutach ciszy, która tylko zagęściła atmosferę sięgnęłam po białą kopertę i spojrzałam na adresata.

- Jack Grambson, czyli zmienił nazwisko tak jak myślałam. - powiedziałam, rozrywając kopertę.

W środku znajdował się list, którego treści bałam się bardziej niż osoby, która go napisała. Jego treść brzmiała następująco

To ja Carlos Poster. Tylko w papierach Jack Grambson. Wasze zadanie to sprowadzenie do mnie John'a Glandona. Powinniście go znać. Pod spodem jest lista członków naszej mafii, jeśli będziecie potrzebowali czyjejś pomocy skorzystajcie z niej. Daje wam trzy dni. Trzy i ani jednego więcej. Mam nadzieję, że rozumiecie, bo jak nie to was znajdę i wsadzę wam wszystkim kulki w łeb począwszy od najmłodszej.

Kiedy po przeczytaniu przekazałam list dalej próbowałam pojąć co się dzieje. Czemu mój ojciec jest takim potworem? Tego nie wiedziałam i nie wiem czy kiedyś się dowiem. Na chwilę obecną musiałam się skupić na naszym planie.

- Chyba każdy wie co to znaczy. Jedziemy do Houston. Amy zostanie w domu, zamkniemy ją. W razie czego dom jest kuloodporny, a zamki da się otworzyć tylko kluczem. - powiedział Jake.

- Amy! My wychodzimy! Wrócimy przed kolacją! - zawołałam zabierając list.

Wsiedliśmy wszyscy do czerwonego Volvo, tego samego, którym po ray pierwszy Den podwiózł mnie do szkoły. Kiedy po trzydziestu minutach zajechaliśmy na komisariat byliśmy pewni, że postępujemy tak jak powinniśmy. Nie lubiliśmy Glandona, to fakt, ale nie aż tak by wydać go szefowi mafii. 

- W czym mogę pomóc? - zapytała młoda policjantka.

- Musimy porozmawiać z jakimś policjantem. Jest może Colt? - odpowiedziałam.

- Tak, zaraz go przyprowadzę.

Po chwili kobieta przyprowadziła Colta. Ja w międzyczasie wyjaśniłam reszcie czemu akurat wspomniałam o nim.

- Aspirant, Colt Blake. W czym mogę pomóc? - zapytał nas.

Wszyscy się przedstawiliśmy, a za nim Colt zdążył zapytać o co chodzi, wręczyłam mu list. On go przeczytał i kazał dziewczynie, która go przyprowadziła, sprowadzić wszystkich z tej listy. Nas zaprowadził do jednego ze stanowisk, przy którym stały cztery krzesła.

- Kim jest dla was Carlos Poster? Ma takie samo nazwisko jak Lucy. - przyuważył.

- Dla nas jest to po prostu jakiś facet, a dla Lucy...- zaczął Jake, ale nie zdążył dokończyć, bo mu przerwałam.

- Carlos Poster to mój ojciec. - wypaliłam, na co oczy Blake'a rozszerzyły się.

- A więc takie buty. - powiedział Colt, jednak gdy popatrzyłam się na niego pytającym wzrokiem szybko się poprawił.  - Dobrze, opowiedzcie mi więc, jak trafiliście na tego człowieka?

- Byliśmy na warsztatach kulinarnych u państwa Clash, znajomych Lucy. Tuż przed ich rozpoczęciem tłum zaczął dziwnie się zachowywać, wszyscy zaczęli uciekać. Gdy zorientowaliśmy się, że wybuchła strzelanina od razu zaczęliśmy biec ku wyjściu. Niestety w trakcie biegu rozdzieliliśmy się. Ja z Lucy pobiegliśmy w inną stronę niż Caro, Jake i Amy, siostra Lucy. - mówił Den.

W momencie, w którym brał oddech głos zabrał jego brat.

- My zostaliśmy złapani przez ludzi Carlosa tuż przed naszym autem. Ci mierzyli do nas z broni po czym kazali nam wsiąść do jednego z wielu czarnych busów. W środku zaczęli się nas pytać o to jak mamy na nazwisko, wyjaśnili, że jeśli mamy na nazwisko Brown, Marshall lub Poster nic nam nie będzie. Miałem powiedzieć, że nikt z nas nie ma tak na nazwisko, ale wtedy odezwała się Amy, która nas przedstawiła, uratowała nam życie. Po jakimś czasie wysiedliśmy pod domem, a raczej willą Postera.  Zaprowadzili nas do salonu, gdzie Den celował z broni do Postera, a Lucy siedziała przed nim. Facet pewnie oberwał w twarz, bo miał na niej krew. Dopiero, gdy mój brat opuścił pistolet tamci ludzie nas puścili.

- Na warsztatach była też moja mama i tato chłopaków. Oboje jednak zginęli. Carlos mówił, że podali się za kogo innego i przez to zginęli. - wtrąciła Caroline.

- Nas zaś złapał sam Carlos, który zawiózł nas do swojego domu. Zostawił nas w kuchni, a tam znalazłam ten pistolet - powiedziałam podając broń Blake'owi.  - Schowałam go za pas spodni, po czym udaliśmy się do salonu. Tam zaś Carlos zostawił nas samych. Obmyśliliśmy plan, który nie wypalił, więc zaimprowizowaliśmy.  Celując do niego z broni podeszłam do niego, a następnie przekazałam pistolet Denowi. Zaczęłam się go pytać o jego mafię. Opisał ją krótko ,,Kradniemy, fałszujemy papiery, jesteśmy po prostu mafią''. Zaraz pojawili się jego ludzie trzymający na muszce Caro, Jake'a i Amy. Wtedy odpuściliśmy. Carlos wyszedł z pokoju zostawiając nas samych.

- Dobrze, a skąd wziął się list? - zapytał policjant.

- To miała być nasza przymusowa robota w mafii. Przyprowadzać mu ludzi. I pierwszym z nich miał być Glandon. Od razu, gdy przeczytaliśmy list przyjechaliśmy tutaj. - odparł Denis.

- Dobrze, narazie tyle. W razie gdybyście coś sobie przypomnieli zadzwońcie. A teraz poczekajcie na Carlosa. Jest już w drodze na komisariat. - powiedział wręczając nam swoją wizytówkę.

Po paru minutach zjawił się mój ojciec. Kiedy tylko nas zobaczył krzyknął

- Jeszcze się policzymy! Już ja was dorwę! - powtarzał próbując się oswobodzić z opieki policji.

Oni jednak zaprowadzili go do Colta. W tym czasie podeszła do nas ta sama kobieta co wcześniej.

- Nie martwcie się. Dostanie dożywocie. Nic wam nie grozi. Wracajcie do domu. - powiedziała.

Po tych słowach wróciliśmy do Brownów. Oni zaś szybko się zmyli. Po chwili jednak wrócili ubrani w koszule.

- Zgodnie z obietnicą. - rzucił Den.

Ja zaś popatrzyłam się na niego z zapytaniem wymalowanym na twarzy. Nie musiałam jednak długo czekać na wyjaśnienia, bo w tym samym momencie wybrzmiało jedno pytanie. Jake patrzył z nadzieją na Caro tak jak Den na mnie.

- Wyjdziesz za mnie? - zapytali równocześnie wyjmując małe pudełka.

- Oczywiście, że tak. - odpowiedziałyśmy równocześnie z przyjaciółką.

- Tego jeszcze nie grali! - zawołała Amy, która pojawiła się z nikąd w momencie, w którym chłopaki zakładali nam pierścionki.

Ten pierścionek stał się dla mnie najlepszym znakiem, który przypominał mi o tym jak szczęśliwa byłam w tym momencie. Nie wiedziałam jednak, że na drodze do happy endu stanie mi ktoś kogo się nie spodziewałam.

O Włos Od ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz