Rozdział 20

6 2 0
                                    

Spojrzałam w boczne lusterko, gdzie zobaczyłam twarz Dena. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak przestraszonego. Przeszło mi przez myśl, w sumie już nie pierwszy raz, że Carlos nas porwał. Możliwe, że pomyślał o tym samym. A może świadomość jazdy w pojeździe z osobą, która ma broń go tak przestraszyła. Możliwe, że coś całkiem innego, albo wszystko naraz. Tego nie wiedziałam i jak się później okazało prędko nie miałam się dowiedzieć.
- A gdzie jedziemy? - zapytałam udając ciekawską.
Naprawdę zaczynałam męczyć się udawaniem i poukładałam nadzieję w tym, że mój chłopak zacznie coś mówić. No ale niestety się przeliczyłam, w sumie to moja krew i powinnam najlepiej wiedzieć jak to rozegrać.
- Do mojego domu. - odparł.
- A długo jeszcze? Jestem głodna, zjadłam tylko tosta na śniadanie. Den pewnie też jest głodny. Mówiłeś, że nic nie jadłeś. - dopytywałam dalej
- To prawda. - rzucił Brown.
- Zaraz będziemy.
Po około piętnastu minutach zajechaliśmy przed wielką willę, która wyglądała rodem jak z jakiegoś filmu. Białe ściany, schody z marmuru prowadzące do wejścia, okna ogromne jak nie wiem co, a o ogrodzie nawet nie wspomnę. Wszędzie ładnie przystrzyżona trawa, klomby z wielu kwiatów i jakby formowane krzaki. Jednym słowem: przepięknie.

Kiedy zgasł silnik i wysiedliśmy z Lamborghini, Carlos zaprowadził nas do środka. I znowu widać luksus. Marmurowe podłogi, drogie obrazy na ścianach. No dom jak z bajki. Ale okoliczności już nie.
- Na prawo jest kuchnia, idźcie se coś zjedzcie, a potem przyjdźcie do salonu. Jest na wprost od wejścia. - powiedział możliwe, że gospodarz domu, po czym udał się do jakiegoś innego pomieszczenia. Kiedy weszliśmy do kuchni i zobaczyliśmy, że nikogo tam nie ma odetchnęliśmy z ulgą.
- Co za dziwny dzień! - zaczął Den, który powoli zaczął przyswajać informacje. Nie odpowiedziałam mu jednak przeszukując szafki. W jednej z nich znalazłam pistolet. Wzięłam go i schowałam pod bluzę.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
- A masz lepszy? Możliwe, że zaraz zginiemy, więc wszystko się przyda. - powiedziałam i zaczęłam płakać.
Przytulił mnie. Niby zwykły gest, a znaczył tak dużo. Po chwili jednak przeszliśmy do pocałunków.
Wiem, że byliśmy w obcym domu i nie wiedzieliśmy co się stanie, dlatego oddaliśmy się chwili. Den jednak przerwał na moment i powiedział:
- Obiecuję, że jak tylko wyjdziemy z tego bajzla to ci się oświadczę.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam tego chłopaka.
- A ja oczywiście się zgodzę. Ale teraz zjedzmy coś, bo aż mi niedobrze. - odparłam z uśmiechem na ustach.

Znaleźliśmy lodówkę. O ludzie jak ja się ucieszyłam wtedy. Sięgnęłam po pierwsze lepsze jedzenie i okazało się, że są to moje ulubione batony. Oparłam się o czarny stół, kiedy drzwi się otworzyły.
- Pospieszcie się. Za pół minuty widzę was w salonie. - zarządził Carlos patrząc się na nas. - Później się najecie.
No i tak zrobiliśmy. Po zjedzeniu batonów, bo tylko to było z brzegu nie zajęliśmy się szukaniem kosza, tylko papierki włożyliśmy do kieszeni i wyszliśmy z kuchni. Gdyby ktoś mnie później spytał czy byłam gotowa na to co usłyszę?, z pełnym przekonaniem powiedziałabym tej osobie, że nie. Den chyba też.
- Siadajcie, bo czeka nas rozmowa. - odparł mój prawdziwy ojciec.

O Włos Od ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz