Rozdział 11

7 3 0
                                    

- Starszy aspirant, John Grand z komendy w Houston. Czy państwo Poster?-  powiedział jeden z policjantów. Był on na oko 45 latkiem. Miał lekki zarost i przenikliwe, brązowe oczy. Ubrany był w mundur, a na jednej z kieszeni widniał wyszywany napis z nazwiskiem policjanta. Mój "tato" kiwnął głową.
- Proszę odłożyć broń i puścić dziewczynę. - rozkazał drugi z nich. Ten był wyraźnie młodszy, możliwe, że był ode mnie starszy o maksymalnie dziesięć lat. Był on za to silnie zbudowany. Mój "tato" posłusznie puścił Amy. Nie odłożył jednak broni.

- Przepraszam...- wyszeptał cicho mówiąc do nas. Wymierzył do siebie z broni i pociągnął za spust. Głos uwiązł mi w gardle, kiedy zobaczyłam jak osuwa się na ziemię, a z jego głowy wypływa krew.
- Gdzie jest ta karetka do cholery?!- zawołałam.
- Jemu nie da się już pomóc.- oznajmił starszy z nich obojętnym tonem. Moja siostra wpadła w moje ramiona i obie zaczęłyśmy płakać.

- Muszą panie pojechać z nami w celu złożenia zeznań. Rozumiem, że to jest świeże i są panie rozbite...- zaczął młodszy.
- Ale to jest obowiązkowa procedura. Tak Colt, a teraz zapraszamy do radiowozu i pojadą panie z nami. - przerwał mu ostro  Grand.
- Dobrze. - odpowiedziałam, bo najszybciej udało mi się wypowiedzieć jakieś słowo. - A później musimy sobie poważnie porozmawiać.- dodałam kierując wzrok na mamę.

W tym momencie nie czułam, że jest to moja mama, tylko obca dla mnie osoba.
- Niech się panie ubiorą.- powiedział Grand. Była już późna jesień, ale pogoda i tak wariowała. Jednego dnia było gorąco, a następnego niemal jak w zimie. Szybko poszłam na górę do pokoju. Miałam na sobie kurtkę, ale poszłam na górę z Amy wtuloną we mnie. Obie ignorowałyśmy matkę. Wtedy zawirował mój telefon.
Den:Co się dzieje?
Czemu oni muszą pisać w takich momentach. Nie mam teraz czasu na rozmowy. Wkurzyłam się.
Ja: Nieważne to teraz. Jutro ci powiem. Teraz Amy mnie potrzebuje.
Po tej wiadomości wyłączyłam telefon. Wiedziałam, że mój chłopak będzie zły. Był to jednak obecnie mój najmniejszy problem.

- Lucy, czy to był tylko zły sen?- zapytała mnie siostra.
- Też chciałabym w to wierzyć, ale niestety to rzeczywistość.- odparłam smutna.
- Czy przez to nasza relacja się zmieni?- zapytała Amy.
- Nie wiem. Raczej nie, ale może będziemy się rzadziej widywać. Może się bardziej zżyjemy.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Co chcesz powiedzieć poprzez będziemy się rzadziej widywać?- dopytała mnie dziewczyna.
- Zastanawiam się, czy się nie przeprowadzić do Dena. Tylko nie wiem co zrobię z tobą. Nie chcę cię tu zostawić. Może uda mi się zabrać i ciebie. Przynajmniej na jakiś czas, żeby zrozumiała co zrobiła źle. - wytłumaczyłam.
- Nie zostawisz mnie na lodzie?
- Nigdy.- po tych słowach Amy się ode mnie oderwała i ubrała. Szybko zeszłyśmy na dół. Udałyśmy się do radiowozu.
- Dziewczynki...- zaczęła nasza matka, Jane.
- Nie odzywaj się do mnie. - warknęłam.
- Do mnie też.- zawtórowała Amy.

O Włos Od ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz