13. Władca życia i śmierci

150 11 8
                                    

LOKI

Kiedy myślałem, że gorzej już być nie mogło, okazywało się, że jednak tak. Wspaniała drużyna Avengers wezwała wsparcie. Byłem dla nich za groźny, aby trzymali mnie pod jednym dachem. Wszyscy byli w tym zgodni z wyjątkiem Starka, jak na ironię właściciela tej ogromnej Wieży. Ale nawet Iron Man nie może mieć wszystkiego.

Moja szklana cela w ciągu kilku godzin zamieniła się w coś podobnego, ale kilka pięter pod ziemią i to w siedzibie samej Tarczy. Stąd nie dało się uciec. Podobno. Na wpółleżąc na specjalnym fotelu z przykutymi do niego kończynami nie miałem wiele możliwości ruchu. Zdecydowanie bardziej wolałem gościnność Avengersów niż tej bandy ludzi z piratem na czele. Nienawidziłem czuć się tak bezsilny i upokorzony.

- Może opowiesz nam coś więcej o niejakim Thanosie? - zapytał czarnoskóry mężczyzna, krążąc niczym sęp wokół mnie.

- Wszystko wam powiedziałem. Thanos stanowi zagrożenie nie tylko dla waszej planety - odpowiedziałem, będąc zirytowany na sposób, w jaki mnie traktowali.

Zadawali to pytanie już po raz dziesiąty. Wszystko, o czym wiedziałem, przekazałem w najmniejszym szczególe. Ale im było mało. Chcieli więcej. Zacząłem podejrzewać, że wcale nie zależało im aż tak bardzo na informacjach, a na zemście za ostatnie wydarzenia z moim udziałem w tym mieście. Sprawiłem im wiele kłopotu, jeśli mogłem to tak określić.

- Chyba sami musimy wydobyć informacje - westchnął z udawanym bólem. - Zupełnie nie współpracujesz.

Odsunął się o dwa kroki, aby skinąć głową w stronę innego mężczyzny w uniformie, który czymś mnie odurzył. Nie mogłem się nawet obronić. To najbardziej mnie złościło, ta bezradność. Nie ufałem tym ludziom, nikomu już nie ufałem. Zacząłem żałować, że w ogóle pomyślałem o udaniu się na tę planetę. Powinienem uciec na jakieś pustkowie, gdzie słuch by po mnie zaginął. Było to dużo lepsze niż to, czego właśnie doświadczałem. Nie wiedziałem co  ze mnie wydobędą, z mojej głowy. Miałem wiele tajemnic, wspomnień, które powinny należeć tylko i wyłącznie do mnie. Nie mogły zostać skradzione. Jednakże z każdą sekundą traciłem świadomość, powieki same opadały. Przegrywałem.

Nie rozumiałem dlaczego w ostatnim czasie nawiedzały mnie same koszmary. Miało to na pewno związek z Thanosem. Będąc w tym dziwnym stanie na pograniczu snu i jawy stałem się zbyt podatny na ich działania. Agenci Tarczy mieli dostęp do najmroczniejszych wspomnień. I wcale nie musieli używać siły. Wszystko im powiedziałem, o cokolwiek prosili. Nie rozumiałem tego.

Tortury w Asgardzie były okropne, ale nie najgorsze. Sądziłem, że nic nie dorówna temu, przez co już przeszedłem. Podczas walki ze swoim bratem na tęczowym moście, gdy spadałem w próżnię, powinienem umrzeć. I to miał być mój koniec. Ale tak się nie stało. Odnalazłem Thanosa, a raczej to on znalazł mnie. I przywrócił do życia, jak się później okazało nie jeden raz. Wielokrotnie wskrzeszał po tym, jak mnie go pozbawiał. Był naprawdę zmyślny w swoim okrucieństwie, umierałem na wiele sposobów, aby finalnie i tak powrócić do żywych i przeżywać to raz jeszcze. Każdorazowo jakaś cząstka mnie nie wracała, bezpowrotnie przepadła. Pragnąłem uwolnić się od niego, naprawdę umrzeć. Ale on był władcą życia i śmierci. Gdy dał mi pierwsze zadanie, nie chciałem mu się narazić, ani tym bardziej go zawieść. Przyjąłem berło, które z biegiem czasu stało się moim przekleństwem. Jego moc zawładnęła mną i stałem się narzędziem do zniszczenia świata.

Zastanawiałem się, czy Heimdall wszystko widział. Był wszystko widzący i wszystko słyszący, lecz nigdy nie wstawił się za mną podczas przebywania w Asgardzie. Nie powiedział ani słowa, kiedy odbywałem karę, będąc torturowany przez Tyra. A wystarczyłoby tylko jego słowo, świadectwo, które zmieniłoby wszystko. Dlaczego milczał? Mógł nie chcieć mojego ratunku, mógł mnie nienawidzić, ale teraz? Na pewno widział wszystko, co planował Thanos. Odyn powinien wiedzieć, że zbliżał się koniec wszystkiego. 

Każda kolejna myśl wywoływała we mnie irytację. Byłem wściekły. Nie mogłem dopuścić, aby Thanos wygrał. Za wszelką cenę chciałem go zniszczyć. Szarpnąłem się, chcąc wyswobodzić z więzów. Niestety bezskutecznie. Musiałem odzyskać swoją magię. Bez niej byłem bezsilny. Zamknąłem więc oczy, starając się przywołać obraz matki. Była najbliższą mi osobą, nie Odyn, nie Thor, tylko właśnie ona. Spokojna, współczująca i kochająca mnie takim, jaki byłem. Nauczyła mnie wszystkiego, każdą dobrą cechę w tym zepsutym ciele i duszy zawdzięczałem jej. Próbowałem uspokoić swoje rozbiegane myśli, by przywołać choć cząstkę magi. Nie mogłem się spieszyć, wszystko wykonywałem stopniowo. Krok za krokiem, zupełnie tak samo, jak za czasów, gdy byłem małym chłopcem zafascynowany tą umiejętnością widzianą u matki. 

Charakterystyczne uczucie w dłoni przekonywało mnie, że wszystko szło w dobrym kierunku. Otworzyłem oczy, spoglądając na swoją dłoń. Mała, zielona iskierka ukazała się na ułamek sekundy by zniknąć tak szybko, jak się pojawiła. Nie było to nic widowiskowego, ale dawało nadzieję. Musiałem się tylko bardziej skupić. Zdusiłem w sobie cały swój gniew i złość i zastąpiłem miłymi wspomnieniami dziecięcych czasów. Tego spokoju, radości i miłości. Coś, czego od tamtych momentów nie doświadczyłem. Ostatnie lata stanowiły zupełne przeciwieństwo. Została mi tylko zemsta.

________

19.12.23

Dziękuję za gwiazdki i komentarze

All of me - FrostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz