LOKI
Nie chciałem przechodzić tego wszystkiego od nowa. Tego bólu i upokorzenia. Widoku ludzi, którzy gardzili mną całym sercem. I sobą, nie chciałem być tą żałosną formą mnie. W Asgardzie odczuwałem niewyobrażalny ból fizyczny. Będąc tu, w Midgardzie, odczuwałem inny rodzaj tortur. Pamiętałem każde swoje przewinienie.
Nie rozumiałem w jaki sposób Starkowi udawało się przenikać do moich koszmarów. Nikt nie miał prawa wchodzić mi do głowy. Już nigdy więcej. Dlaczego więc ten marny śmiertelnik oglądał moje własne wspomnienia z Asgardu, z chwili tortur? Jakim prawem stał nade mną i się temu przyglądał?! Moje rozpaczliwe próby przebudzenia się z tego koszmaru w końcu poskutkowały. Znów byłem przytomny. Ta sama cela. To samo miejsce. I on.
Widząc siedzącego na brzegu łóżka zdezorientowanego Starka, zerwałem się szybko na nogi. Nie myśląc ani przez chwilę, złapałem go za szyję, zacieśniając chwyt. Ciche charczenie wydobyło się z jego gardła. Nie zdążył jakkolwiek zareagować.
- Jak śmiałeś! - zawołałem, popychając go gwałtownie na przeszkloną ścianę, równocześnie przyciskając go do niej. Usłyszałem głośne uderzenie, ale nawet na krótką chwilę nie poluzowałem chwytu swojej dłoni. - Sprawia ci to chorą satysfakcję?! Podobało ci się przedstawienie?!
Ogromny gniew drzemiący we mnie nie pozwolił mi się uspokoić. Napędzała mnie wściekłość. Byłem zły na niego i na siebie. Oddychałem szybko, wpatrując się w mężczyznę przede mną, który szamotał się, próbując się uwolnić. W końcu ścisnął moją rękę, starając odepchnąć od siebie. Brakowało mu powietrza. Wiedziałem, że jak zaraz go nie puszczę, skończy się to nie najlepiej. Wbijałem w niego przeszywające spojrzenie, ale nie mógł tego zauważyć, gdyż rozpaczliwie oglądał się za jakąkolwiek formą ratunku.
- To było do przewidzenia - usłyszałem inny głos w tym samym ułamku sekundy, kiedy coś ostrego wbiło mi się w przedramię.
Nie zwróciłem uwagi na to, że nie byliśmy już sami. Zaślepiła mnie złość i nic innego się dla mnie nie liczyło. Wypuściłem Starka, spoglądając na rękę w której tkwił krótki nóż do rzucania. Mężczyzna zaczął łapczywie nabierać powietrza, raz po raz kaszląc. W miejscu, gdzie przyduszałem go do ściany znajdował się ślad krwi. Do celi natychmiast wpadła trójka superbohaterów. Patrzyli na mnie z wyrzutem i wściekłością wymalowaną na twarzy. Wcale im się nie dziwiłem. W końcu prawie zabiłem ich przyjaciela.
Do Starka jako pierwsza podeszła Czarna Wdowa, a zaraz za nią Banner. Pod wpływem ich spojrzeń cofnąłem się o kilka kroków, w końcu opadając na łóżko. Kiedy tamta dwójka zaczęła zasypywać Starka milinem pytań, ja byłem obserwowany przez Bartona. Spojrzałem na swoje przedramię z grymasem na twarzy. Lewą dłonią sięgnąłem do noża, szybkim ruchem wyciągając ostrze z ciała. Na podłogę zaczęły raz po raz skapywać krople krwi.
- Tylko bez żadnych numerów - odezwał się po raz kolejny Clint, będąc gotowy, by w ułamku sekundy wypuścić w moim kierunku strzałę.
- Nie wiedziałem, że jesteście w wieży - przyznał cicho Stark.
- Jarvis powiadomił nas o sytuacji - wyjaśniła Natasha.
Spojrzałem w stronę Anthony'ego. Chyba nic mu nie było. Nie zamierzałem narobić sobie więcej kłopotów, więc bez słowa nachyliłem się w przód, aby przesunąć po podłodze nóż w stronę Łucznika. Zatrzymał go butem, następnie odbierając swoją własność. Schował go, uprzednio wycierając ostrze o spodnie z niezadowoloną miną.
- Mówiłam, że to zły pomysł, Tony by go tu trzymać - powiedziała Natasha, obserwując pracę Bannera, kiedy ten sprawdzał uraz na głowie Iron Mana. - Skoro nie możesz odesłać go do Asgardu, powinniśmy przekazać go Tarczy.
- Fury nie jest dla niego najlepszą opcją - odparł Stark, w końcu spoglądając na mnie, przez krótką chwilę. - I nic mi nie jest, lepiej zajmij się jego ręką. - Machnął dłonią w moją stronę.
Wyminął swoich przyjaciół i wyszedł z celi. Udał się prosto do butelki alkoholu stojącej samotnie pośród różnorakich narzędzi walających się na biurku. Po otwarciu od razu wziął łyk prosto z butelki. Stał tyłem do nas tak, że nie widziałem twarzy. Jedną dłonią trzymał się blatu, zaciskając mocno palce na krawędzi.
- Masz rozbitą głowę, a do tego prawie zostałeś uduszony - argumentowała kobieta, ruszając zaraz za nim, by przemówić mu do rozsądku.
Wiedziałem, że przesadziłem. Zareagowałem zbyt impulsywnie, przez co po raz kolejny narobiłem sobie wrogów. A przecież mieliśmy razem powstrzymać Thanosa i jego plan zniszczenia Midgardu. Dlaczego tak szybko się to posypało?
- Nie powinieneś wyciągać tego noża - powiedział Bruce z rezygnacją, wpatrując w powoli formującą się na podłodze plamę krwi, tuż przy moich stopach. Nawet nie zauważyłem, kiedy do mnie podszedł. - Przyniosę opatrunki, zaraz wracam.
Nikt jakkolwiek tego nie skomentował. Jedynie Clint nie ruszył się ze swojego miejsca. Stał przy wejściu do celi, opierając się ramieniem o szkło. Wyglądał niczym sokół czekający na najmniejszy ruch swojej ofiary, gotów by zaatakować. Nie chciałem dawać mu wymówki. Bez słowa siedziałem na łóżku, wpatrując się w Starka, którego mogłem widzieć przez szybę tuż pod plamą krwi, jaką na niej zostawił.
Kiedy wrócił Banner, zajął się w pierwszej kolejności moją ręką. Dość ostrożnie i z pewną rezerwą zbliżył się do łóżka, na którym siedziałem. I choć nawet nie drgnąłem, wyczuwałem to jak bardzo spięty był w moim towarzystwie. Ignorowałem ból ręki wiedząc, że na niego sobie zasłużyłem. Gdy opatrunek zagościł na moim przedramieniu, wszyscy opuścili celę, zamykając ją za sobą. Miałem wszystko naprawić, a nie znów coś niszczyć.
______________
06.12.23
Jak tam Mikołajki? Dostaliście dziś jakieś prezenty?
Dziękuję za gwiazdki/komentarze!
![](https://img.wattpad.com/cover/300401820-288-k643008.jpg)
CZYTASZ
All of me - Frostiron
FanfictionOd przeszłości nie da się uciec. Nic nie zmaże win raz popełnionego grzechu. Przekonał się o tym bóg kłamstw na własnej skórze. Nie było miejsca, które mógł nazwać domem. Nie przynależał nigdzie. Pozbawiony domu, rodziny oraz godności stał się cieni...