Rozdział 4

120 8 2
                                    


Antek

Przed wyjściem od Patryka, zapytałem go raz jeszcze o Anetę i o to, czy rzeczywiście ma faceta. Popatrzył na mnie nieufnie, ale zaprzeczył wszystkiemu temu, co powiedziała mi ona.

Chciałem do niej pojechać i to wyjaśnić, ale finalnie z tego zrezygnowałem. Kazała mi przecież spierdalać. Może nie powiedziała tego tak dosadnie, nie mniej jednak oznaczało to samo.

Całą drogę do domu myślałem tylko o niej. I o tym, jak to się stało, że ktoś sprzątną mi ją sprzed nosa. I tu nie chodziło jedynie o zajebisty seks. Tylko o to, że ktoś inny pojawił się na horyzoncie. Najwyraźniej kiedy miałem rywala zaczynało mi zależeć, tak samo było z Alicją. Zupełnie nic do niej nie czułem. Z Anetą było pewnie podobnie. Postanowiłem dłużej nie zajmować sobie nią głowy. Takich jak one zawsze miałem na pęczki...

Zaparkowałem samochód na podjeździe u rodziców. Tak jak zapowiadałem, postanowiłem do nich wpaść. Matka nie dałaby mi żyć, gdyby tego nie zrobił.

Po przekroczeniu progu poczułem przyjemnie zapachy jedzenia. Mój żołądek zareagował na to dość entuzjastycznie.

– Antoś, kochanie to ty? – Usłyszałem głos mamy, dochodzący z wnętrza domu.

– Tak, to ja.... – Odpowiedziałem i ruszyłem w stronę kuchni. Skąd dobiegały te piękne zapachy. – Cześć mamuś. – Stała przy blacie wyspy kuchennej, miała na sobie czerwony fartuch. Pod spodem elegancką szarą garsonkę. Niezależnie, gdzie była, zawsze ubierała się z klasą i elegancją. Jej gęste ciemne włosy upięte były z tyłu głowy. – Pachnie pięknie. – Objąłem ją w pasie, po czym pocałowałem w skroń. – Jestem strasznie głodny. Jest ojciec?

– Nie ma. – Odpowiedziała ze smutkiem w głosie. Mnie to wcale nie dziwiło, nigdy go nie było. Gdy byłem małym gnojkiem, było dokładnie tak samo. Był ciągle w pracy, gdy już sobie o mnie przypomniał i o tym, że miał ojcowskie obowiązki. Był strasznym sukinsynem. Jego praca go do tego zobowiązywała, nie mniej jednak w domu, nie byłem jego żołnierzem.

W sumie to się ucieszyłem, na spędzenie czasu sam na sam z mamą. Ostatnio przez pracę, miałem go dla miej mniej.

– A ty jesteś sam? – Rozejrzała się po kuchni. Po czym zawiedziona spojrzała na mnie, kiedy zobaczyła mój siniak pod okiem, zmarszczyła brwi. – Co ci się stało kochanie? – Sięgnęła dłonią do mojego policzka.

– Nic. – Ująłem jej dłoń w swoją. – Dlaczego masz tak bardzo zimne dłonie? – Ująłem dwie, lekko potarłem w swoich, chcąc  je nieco rozgrzać.

– Trochę mi zimno. – Lekko się uśmiechnęła. – Dlaczego nie przywiozłeś swojej dziewczyny z dziećmi, bardzo chciałam je poznać.

– Poznasz je, kiedy będę miał dzieci. Mamo, tłumaczyłem ci już, nie jestem z Alicją. – Puściłem jej dłonie, mama chwyciła za nóż, którym kroiła warzywa.

– Czyli ona ma na imię Alicja, pięknie. – Posłała mi szeroki uśmiech. Na, co ja przewróciłem oczami. Ja pierdolę!

– Proszę cię, przestań już.... – Chwyciłem w palce kawałek papryki.

– Poczekaj na obiad! – Strzeliła mnie w palce. Obszedłem wyspę, dookoła, stanąłem naprzeciwko niej. Oparłam się o blat łokciami. – A teraz mów, co stało ci się w nos. – Spojrzała na mnie spod byka. – Tylko nie kłam. – wycelowała we mnie końcówką ostrza.

– Ehhhhjjj... – Uniosłem dłonie w geście poddania. – Powiem prawdę, tylko opuść broń.

Prychnęła pod nosem, kręcąc głową. Wyjaśniłem jej, co się wczoraj wydarzyło. Nie obeszło się również o zapytanie o moje włosy. Skomentowała to, jedynie, że lepiej mi było w dłuższych. Mi osobiście podobała się ta zmiana. Wyglądałem jak zbuntowany trzydziestopięciolatek, którym de facto byłem.

Niewinna umowa.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz