2

34 6 6
                                    

SALALI


Zaskakujący brak informacji na temat przeszłości. Zastanawiający brak kont na portalach społecznościowych. W sieci widnieje tylko jedna wiadomość na twój temat.

W ubiegłym roku, czternastego września, zająłeś pierwsze miejsce w konkursie gastronomicznym. Zdobyłeś tytuł „Najlepszego Szefa Kuchni", w Spokane. Obok obszernego opisu na temat zwycięskiego kurczaka w ziołach, widnieje twoja fotografia. Skryty za białym fartuchem kucharskim uśmiechasz się nieznacznie, lecz twój uśmiech nie dociera do oczu. Twoje spojrzenie jest puste, pozbawione wyrazu. Niewątpliwie dusisz w sobie tajemnicę. Zdaje się, Chrisie Moore, że nie jedną.

Podczas gdy mój dzień zaczyna się treningiem z kijkami o świcie, ty punktualnie o siódmej, ubrany w przesadnie obcisły oliwkowy dres, uprawiasz jogging wzdłuż ulicy W Main Ave. Biegniesz truchtem, od czasu do czasu poprawiając w uszach słuchawki bezprzewodowe. Czarna, gruba kita, rytmicznie kołysze się na twoich plecach.

Co kilka minut przeskakujesz krawężnik i naprzemiennie biegniesz wybrukowanym chodnikiem i jezdnią. Twoje diabelne niezdecydowanie doprowadza mnie do szału. Sprawiasz, że nachodzi mnie niezwykłe pragnienie wstrząśnięcia tobą.

Dobiegasz do drugiego skrzyżowania świetlnego, po czym zawracasz i bez ani minuty odpoczynku, wracasz do domu tą samą drogą.

Niepostrzeżona, trzymając się bezpiecznej odległości, biegnę za tobą, z zachłannością podziwiając rytmiczną pracę twoich mięśni. Masz pięknie ukształtowane mięśnie nóg. Jogging nie jest twoim tymczasowym hobby. To wieloletni zapychacz czasu przed pracą, który opanowałeś niemal do perfekcji.

Za piętnaście ósma wyciągasz z uszu słuchawki, wyłączasz mp4 i wchodzisz do domu.

Przystaję po prawej stronie budynku, przy ogrodzeniu. Uspokajając oddech, słucham, jak bierzesz zbyt długi prysznic. Drażni mnie, że marnujesz kilkakrotnie więcej cennej wody, niż w rzeczywistości potrzebujesz. I drażni mnie fakt, że nie mogę nic z tym zrobić.

Następnie, z owinięty ręcznikiem jedynie wokół bioder, przyrządzasz śniadanie: omlet z papryką i pieczarkami, którego kuszący zapach wdziera się agresywnie w moje nozdrza. Ta cudowna woń smażonych na maśle warzyw, pobudza żołądek, przypominając, że od trzech dni pomijam śniadanie, aby nie przegapić ani minuty z twojej porannej rutyny. Niewątpliwie rozwijasz u mnie złe nawyki. Powinnam czuć przez to niepokój?

Szesnaście po dziewiątej, ubrany cały na czarno, zamykasz drzwi na klucz i zeskakujesz po schodach. Trzymając w zębach cienki pasek niewielkiego czarnego, skórzanego plecaka, wychodzisz przez furtkę, jednocześnie wiążąc w kucyk tuż nad karkiem nadal mokre po prysznicu włosy. Wsiadasz do zaparkowanego przed ogrodzeniem, zarejestrowanego na ciebie, zielonego forda focusa i jedziesz do pracy. Do hotelu Quality Inn Downtown, gdzie spędzasz prawie dwanaście godzin dziennie, pięć dni w tygodniu. Dziś nie podążam za tobą. Dziś nie będę koczowała pod hotelem w samochodzie. Dziś mam w planach coś bardziej ekscytującego.

Wsuwam w uszy słuchawki bezprzewodowe i z dudniącym głośno utworem Game of Survival, przez kolejne kilka minut, wzbudzając fałszywe złudzenie nadgorliwego sportowca, okrążam biegiem dwukrotnie trzy pobliskie parcele mieszkalne. Od dawna nie praktykowałam biegu na tak długich dystansach, co zdradza lekka zadyszka. Jestem pewna, że swój udział w tym ma także spora ilość pochłanianego dziennie tytoniu. Będę musiała dodać do treningu biegi. Rzucenie fajek nie wchodzi w grę.

Z końcem utworu zatrzymuje się przed metalowym ogrodzeniem na tyłach domu. Rozciągając mięśnie grzbietu, rozglądam się dookoła, oceniając położenie. Kiedy tylko kilkuletni dzieciak wyprowadzający białego kundla znika tuż za zakrętem, przeskakuję ogrodzenie i nie oglądając się za siebie, podążam w stronę tylnych drzwi wejściowych. Wiem, że klucz od ich zamka chowasz pod pobliską doniczką z jakimś paskudnym, kwitnącym na czerwono zielskiem. Nie tracąc cennego czasu, od razu po niego sięgam.

Say my nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz