6

54 4 13
                                    

SALALI

Niespełna cztery godziny później, nierozważnie zarywając noc, posiadłam wiedzę na temat tego, co robiłeś w Spokane, a z kolei ty, po późniejszych pięciu godzinach, wróciłeś do Redmond.

Opuściłeś matecznik, bez pożegnania domowników, obecnie go zajmujących. Twoje odwiedziny nie trwały długo. Spędziłeś w tamtym miejscu zaledwie jeden dzień. Przykrótki to czas, lecz produktywny, zważywszy na fakt wbicia sztyletu siostrze prosto w serce. Przybranej siostrze. Zostałeś adoptowany, Chrisie, gdy skończyłeś zaledwie trzy lata.

Twoi biologiczni rodzice pewnego dnia porzucili cię jak niechcianego pupila. Wkrótce potem ślad po nich zaginął. Zupełnie tak, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Nikczemne to zachowanie, aczkolwiek niewytłumaczalne. Każdy czyn ludzki kierowany jest powodem. Osobiście zasmakowałam bezwzględności ośrodka opiekuńczego, toteż doskonale rozumiem gorycz, niejednokrotnie władającą tobą. Gdyby nie pewne kontakty... Nie odkryłabym tych informacji. Z jakiegoś powodu pilnie strzeżesz przeszłości, a mną targa nieodparte pragnienie poznania jej w całości.

Nie popieram twojego zachowania względem siostry, lecz sądzę także, że miałeś rację, naskakując na nią w barze. Po części. Sytuacja ta nie do końca jest mi znana, toteż nie stanę po stronie żadnego z was, aczkolwiek... małżeństwo to nie zabawa. Ty, Chrisie - jak zauważam - zasmakowałeś cierpkości jednostronnego umiłowania.

Kwadrans po trzeciej po południu, trzaskasz klapa bagażnika forda, myśląc, że w ten sposób, choć na moment, zagłuszysz drażniący bełkot Emmy. Twojej byłej żony. Jednak ona zupełnie nie rozumiejąc przekazu, podnosi głos.

Przewracasz oczami, opierając się biodrem o samochód. Wsuwasz ręce w kieszenie spranych dżinsów, mrożąc wzrokiem tę cholerną mantykę. Obserwuję was znad szkieł okularów przeciwsłonecznych, zajmując jedną z ławek nieopodal. Moją twarz częściowo skrywa czarnobiała gazeta, której treści pozornie się oddaję. Siedząca obok starowina od dobrych kilku minut przygląda się z niekrytym zainteresowaniem niewielkiemu tatuażowi przedstawiającego wilka, na moim obojczyku, odsłoniętym przez okrągły dekolt szarej bluzki. Jej natrętne spojrzenie powoli zaczyna doprowadzać mnie do szału. Ostatkiem sił zmuszam się, aby nie warknąć ostrzegawczo.

Nienawidzę, gdy ktoś zbyt wnikliwie mi się przygląda. Nie jestem jakimś cholernym dziełem sztuki! Mój wygląd niewątpliwie wzbudza ciekawość. Choć nie sposób temu zaradzić, nienawidzę, gdy ktoś zwraca uwagę na jego odmienne cechy. Uwierz mi, Chrisie, że gdyby nie fakt, iż chcę przyjrzeć się bliżej twoim relacją z byłą żoną, już dawno ukróciłabym to wścibskie błądzenie wzrokiem po moim ciele.

- Nie byłaś umówiona z Maxem na obiad? - pytasz. W twoim dźwięcznym głosie kryje się nuta znużenia doskonale wychwytywana z tak niewielkiej odległości.

Trafiłeś w czułe miejsce. Promienny uśmiech na pucołowatej twarzy twojej byłej żony gaśnie. Chrząka nieelegancko, impulsywnie poprawiając rozpięte mankiety przy białej koszuli.

- Podjąłeś dobrą decyzję.

Unoszę brew.

Jaką decyzję podjąłeś, Chrisie?

Uśmiechasz się nieszczerze i ruszasz z miejsca. Gdy mijasz jej tęgą sylwetkę zajmującą część drewnianych schodów, rzucasz przez ramię:

- Bądź tu jutro z rana. Oddam ci klucze.

Czy ta decyzja dotyczy przeprowadzki?

Zaciskam zęby.

Przez to posunięcie zmuszona będę zarwać kolejną noc, aby poznać twoje plany. Dlaczego mi to robisz, Chrisie? Czyż nie dość zmęczona jestem po ubiegłej dobie? Czy ten jeden, cholery pocałunek, czy to cholerne, nieodparte przyciąganie, warte jest mojego wycieńczenia?

Say my nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz