4

31 4 9
                                    

SALALI

Pan Kochaś, kochaś

Pan Kochaś, kochaś, dziewczyno

Pan Kochaś, kochaś

Nazywa mnie Panem Bombastycznym,

mówi, że jestem niesamowity.

Śmiało, połóż mi dłoń na tyłeczku

Mówi, że jestem romantyczny*

- Gładki jak jedwab, miękki i łagodny, otul się mną jak kołdrą - podśpiewuję pod nosem, bazgrząc czarnym długopisem wewnątrz okładki podręcznika do matematyki. Kołyszę się na krześle obrotowym w przód i w tył, w rytm muzyki płynącej z głośników radia. - Jestem lirycznym kochankiem, Nie podniecają mnie sprośne teksty. Z moim seksapilem... - urywam, gdy drzwi od mojego pokoju otwierają się z hukiem, a klamka uderza w ścianę.

Przyciszam radio i obracam się gwałtownie pewna, że za chwilę zbiorę porządny łomot za to, że mimo zakazu nadal słucham niedozwolonych utworów. Ku mojemu zdziwieniu w progu zamiast mamy stoi pięciolatek o zmierzwionych włosach w kolorze kruczych piór. Trzymając drobne, piegowate rączki na biodrach, wbija we mnie zielone spojrzenie, marszcząc przy tym paskudnie okrągły nosek.

- Znowu słuchasz tej brzydkiej piosenki, Sal - zauważa. - Miałaś się ze mną pobawić, pamiętasz? - marudzi, jeszcze bardziej marszcząc nosek. - Pamiętasz, Sal? Zapomniałaś, tak? Zapomniałaś?! Naskarżę na ciebie! - wrzeszczy piskliwie, celując we mnie drżącym palcem. - Mamo! - woła nie dając mi dojść do słowa i wybiega z pokoju.

Co to, to nie!

Przerażona wizją kolejnego szlabanu za niewykonanie prośby, zrywam się z krzesła i potykając się o własne nogi, wbiegam do korytarza. Łapię tego przemądrzałego smarkacza, tuż przed wejściem do kuchni.

- Puść mnie! Puść! Mamo!

Zaczyna się ze mną szarpać, gdy chwytam jego drobne ramię. Ale ja nie ustępuję. Powalam gówniarza na wykładzinę, za wszelką cenę nie chcąc, aby na mnie naskarżył.

- Ty dupkowata dziewczyno! Ty durnowata żmijo! Żmijo! - zwymyśla mnie, jednocześnie drapiąc po twarzy i szarpiąc za sięgające ramion, rozpuszczone włosy.

Nie pozostając dłużna, ciągnę mocno za jego kręcone pukle splecione ciasto w długi warkocz, a wtedy zatapia zęby w moim ramieniu. Syczę z bólu, a on wykorzystując moją nieuwagę, wyrywa się, wstaje, i rozbawiony ucieka przez drzwi uchylone na podwórko.

- Idiota - warczę, podnosząc się. Rozmasowując ramię, wychodzę na zewnątrz, gdzie przy dużej kupce różnokolorowych liści, które grabiliśmy wczoraj razem, odnajduję tą kruczą, wredną fretkę. - Jak cię złapie...

- To co? No, co?! - Pokazuje mi język, podskakując w miejscu.

- Wyrwę ci nogi z tyłka!

- Najpierw musisz mnie złapać, głupkowata dziewczyno! Ha!

Zaciskam zęby i wyrywam się w jego stronę. Gonię brata na około kupki, ale jest tak zwinny, że nie mam najmniejszych szans na jego złapanie. Jedynym wyjściem jest gonić smarkacza tak długo, aż się zmęczy, a wtedy zaatakować.

Nie podaruje ci tego ugryzienia!

- No chodź tu, brzydki gówniarzu! - huczę, na co w odpowiedzi wystawia mi środkowy palec i śmieje się tym przeraźliwie piskliwym, doprowadzającym do szału głosem.

- Głupia, śmierdząca, Sal! Śmierdząca, Sal, słuchająca głupiej, śmierdzącej muzyki! - ubliża mi, przebierając przy tym szybko chudymi nóżkami.

Say my nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz