9

24 4 12
                                    

DELONNA

Dzień później, pod osłoną nocy, wjeżdżam w głąb lasu, położonego z dala od Spokane. Koła czarnego Pick-upa, przedzierają się przez piach. Dźwięcznie miażdżą drobne samosiejki. Przyjemnie rozłupują kamyczki, a ich odłamki odbijają się od podwozia.

Zadzieram brodę, mocniej przydeptując pedał gazu. Pick-up kołysze się, wpadając w dziury. Z dudniącym w głośnikach Woman, Wolfmothera, wściekle przemierzam wąską drożynę. Po kilku minutach gwałtownie szarpie kierownicą w lewo i skręcam w stronę otwartej przestrzeni.

Zatrzymuję samochód na niewielkiej łące, gaszę radio, silnik i wysiadam. Wolno, kołysząc biodrami, kierują się na tył samochodu. Otwieram skrzynie załadunkową, pozbawiona wszelkich emocji. Jednym szarpnięciem wywlekam skulone w niej, spętane, przesiąknięte alkoholem i sparaliżowane strachem cielsko. Pcham ważącego ponad setkę mężczyznę. Zwala się na trawę, piłując gębę:

– Oszczędź mnie! Byłem tylko informatorem!

Trzaskam klapą o wiele mocniej niż zamierzałam, czego powodem są błagalne postękiwania za plecami. Machinalnie przewracam oczami.

Przez te lamenty za chwilę sama strzelę sobie w łeb!

Po raz pierwszy, od bardzo dawna, walczę z pokusą rozszarpania ciała faceta, zanim jeszcze zdąży wydusić z siebie jakąkolwiek informację.

Jestem zmęczona. Zmęczona i zbyt rozemocjonowana, aby poddawać się zabawom, przed wykonaniem zlecenia. Choć powinnam czuć dziką satysfakcję z powodu złapania tego pieprzonego skurwiela, jedyne, co w tym momencie wypełnia moje ciało, to przemożna chęć powrotu do domu i zanurzenie się w pościeli. Wczorajsze wydarzenie... wzbudziło jakiś pieprzony zamęt w mojej głowie, przez co momentami nie myślę trzeźwo. Nie na tyle, aby czerpać przyjemność z przelewania krwi.

Przecinam nożem linę, którą spętany jest szczurek i wkrótce potem rzucam w jego stronę szpadel, wyciągnięty ze skrzyni załadunkowej samochodu.

– Przestań drzeć ten pysk i kop! – podnoszę głos.

W świetle tylnego reflektora samochodu padającego na jego sylwetkę, dostrzegam, jak przerażony wbija wzrok w narzędzie ogrodnicze.

– Chyba nie mówisz, że... – chrypie, znów zwracając na mnie wzrok.

Lekceważąco opieram się biodrem o samochód i znudzona, zakładam ręce na piersiach. Rzucam mężczyźnie niechętne spojrzenie. Lekki podmuch wiatru smaga zmierzwione pasma moich włosów, wyswobodzone z niechlujnie uczesanego koka na czubku głowy. Powinnam lepiej zadbać o swój wygląd. Powinnam, ale od dwóch dni nie mam na to najmniejszej ochoty...

– Byłem tylko informatorem! Błagam cię!

Zdumiona unoszę brew.

No, no...

Sam Jacob Fosher – jeden z najlepszych szczurków Powella, płaszczy się przede mną, błagając o swoje parszywe życie?

Boisz się, Jacobie? Jak rozkosznie...

Obawiasz się śmierci, ty pieprzony śmieciu?!

Ciekawa jestem, jak zareagowałby Powell, którego tak wielbiłeś? Jak zareagowałby na widok twojego odciętego łba?

– Kop! – wrzeszczę, mając dość tego wkurwiającego jazgotu.

Garbi się, pytając:

– Co chcesz zrobić?

Wzruszam niedbale ramionami, leniwie przyglądając się czerwonemu lakierowi na paznokciach u prawej dłoni.

– Może najpierw wpakuje ci pięć kul w łeb, a potem spalę twoje truchło w grobie, który sobie sam wykopiesz? Albo może daruje sobie kule i spale cię żywcem? – wyjawiam myśli ze spokojem.

Say my nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz