CZTERY

3.6K 118 45
                                    

Uderzyła mnie.

Moja własna matka z całej siły uderzyła mnie w policzek, zostawiając na nim czerwony ślad.

Ze łzami w oczach patrzyłam na jej wkurzoną minę, ale poza piekącym bólem nie czułam zupełnie nic. Nie czułam gorących łez spływających po policzkach, zarówno jak nie czułam smutku, gdyż nie było po nich śladu.

Tylko ja, ból i wypełniająca mnie wściekłość.

-Pierdol się- szepnęłam na tyle głośno, by wyraźnie usłyszała moje słowa.

Wiedziałam, że to nie ja byłam tu ofiarą. Wiedziałam, że to ja raniłam moją mamę z każdym kolejnym słowem.
Wiedziałam, że zasługiwałam na karę, ale uderzenie własnego dziecka w twarz było poniżej godności jakiegokolwiek człowieka stąpającego po tej ziemii.

Wiedziałam, że w przeciągu godziny pogodzimy się, jak zawsze to robimy, ale nie wiem, czy tego chcę. Ranimy siebie nawzajem i jesteśmy niczym wąż połykający własny ogon. Niekończące się koło kłótni i chamskich zwrotów.

Ostatni raz spojrzałam na nią wzrokiem, który miał przekazać jej wszystkie emocje, jakie wypełniały moje ciało. Gotowały się we mnie.

-Jestem tobą zawiedziona gówniaro- na te słowa sięgnęła po papierosy i skierowała się w stronę okna.

Nikotyna zawsze ją uspakajała i cokolwiek by nie mówiła, wiedziałam, że była uzależniona od uczucia ulgi jakiego doznawała. Po części ją
rozumiałam, a jednak rzadko kiedy paliłam, by pozbyć się negatywnych emocji. Chyba z początków sięgałam po nie bo ludzie z mojego otoczenia palili, a że byłam wiecznie najmłodsza, chciałam brać przykład z, jak wtedy myślałam, dojrzalszych ludzi. To był błąd, gdyż obecnie tonęłam w uzależnieniu od uczucia rozlewającego się w moich płucach dymu.

No dobrze, nie było to uzależnienie, gdyż bez problemu byłam w stanie nie sięgać po paczkę przez tydzień lub więcej, pomimo, iż leżała w szafce obok łóżka. A jednak kiedy stres przejmował kontrolę, nie potrafiłam zapanować nad tą potrzebą.

Może wcale nie byłam złym człowiekiem, potworem, czy głupią, buntowniczą dziewuchą.
Może miałam po prostu czternaście lat i choć teraz mam szesnaście, niewiele się we mnie zmieniło. Nadal na ślepo, choć tym razem w pełni świadoma, podążałam za starszymi znajomymi, by zwrócić na siebie ich jakże cenną uwagę.

Nie myślałam o tym zbyt wiele, albowiem słowa, które rzuciła mi prosto w twarz, zabolały mnie znacznie bardziej niż poprzedzające je uderzenie.

W wewnątrz, moje serce rozpadło się na tysiące kawałeczków, ale z zewnątrz, jedynie przewróciłam oczami. Ten ruch miał pokazać moją ignorancję, ale i zapewnić mnie samą, że wcale nie bolało. Byłam zbyt silna, nikt mnie nie złamie, tymbardziej głupimi słowami puszczanymi na wiatr.

Bez dłuższego zastanawiania się odeszłam, wzięłam bluzę i narzuciwszy ją na ramiona, wyszłam z domu.

Lato jak i jesień w tym roku były wyjątkowo deszczowe, przez co moje marzenia opierające się na odpoczynku na polance w pełnym słońcu, legły w gruzach. To też nie zdziwiłam się, gdy zastał mnie zimny deszcz.

Miałam to w dupie.

Gdy tylko minęłam furtkę, zaczęłam biec przed siebie dobiegając to niewielkiego wzgórza. Znajdował się tam dawno nieużywany trzepak i kilka drzew, także o jedno z nich się oparłam.

Łzy spływały po moich policzkach, a trzęsące się ciało nie było w stanie utrzymać mnie w pozycji stającej. Oparta o drzewo zsunęłam się na mokrą ziemię i pogrążyłam w smutku.

Naive ManipulatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz