DZIEWIĘĆ

2.7K 79 80
                                    

Doprawdy żałuję, że nie spędziłam owego wieczora w domu. Za oknem było wyjątkowo pochmurnie, a mnie dopadł kac, jakiego dotychczas nie miałam. Budzik zadzwonił punktualnie o szóstej trzydzieści, kiedy to leżałam z głową skierowaną w stronę poduszki, nie mogąc ruszać kończynami.

W przerwach od nadmiernego myślenia o wczorajszych wydarzeniach dopadały mnie wyrzuty sumienia wymieszane z obrzydzeniem moją osobą. Jednak większość czasu zaprzątałam swoje myśli tajemniczym mężczyzną. W chwilach obłędu próbowałam znaleźć dla niego odpowiedni przydomek, jednakże, zważywszy na trzeźwość mojego umysłu i szok, w jakim wciąż się znajdowałam, jedyne pomysły, jakie przychodziły mi na myśl to dziecięce wymysły typu: black hood, zamaskowany, zagadkowy, black stalker i tym podobne. Byłam słaba w te klocki, albowiem koniec końców stanęło na stalkerze, nieznajomym, tajemniczym mężczyźnie.

Brzytwa, jaka ratowała mnie przed zatonięciem we własnych myślach, objawiła się w postaci halloween. Co, jeżeli dłoń była sztuczna, a cała sytuacja miała być głupim kawałem przyszykowanym, bynajmniej, nie dla mnie, natomiast ja zjawiłam się we właściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Co, jeżeli, mój stan maniakalny uznał uśmiech nieznajomego za przerażający? Z całych sił trzymałam się myśli, jako iż wciąż jestem zwykłą nastolatką i wcale nie ujrzałam na własne oczy jak ktoś, zakopuje zwłoki. Wszystko dało się sensownie wytłumaczyć, jednak nadal, gdzieś w zakątkach umysłu, przebywał najczarniejszy scenariusz.

Podniosłam obolałe ciało z łóżka, łapiąc się za głowę — ból był nie do zniesienia. Podreptałam do biurka, na którym leżała szklanka wody i jednym ruchem wypiłam zawartość. Czułam się tragicznie, a kiedy ciecz dotarła do mojego organizmu, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Zimno zawładnęło moim ciałem, a łóżku zdawało się mnie wołać. Ciepła kołderka i.... cała nieprzespana noc, spowodowana powracającymi koszmarami na jawie. Jednak wstanie, było dobrą decyzją.

Udałam się do łazienki, nie zważają na głośne kroki, jakie mogły obudzić mamę. Spoglądnąwszy w lustro, uznałam, że nie wyglądam najgorzej w przeciwieństwie do stanu zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Westchnęłam głęboko, a kiedy trzęsącymi się dłońmi oblałam twarz zimną wodą, poczułam, jak wymioty podchodzą mi pod gardło. Jasna cholera.

Na szczęście nie wymiotowałam, za to próbując wykonać odpowiedni makijaż, spędziłam w łazience półtorej godziny. To oznaczało, że byłam spóźniona i, pomimo że mieszkałam dość blisko szkoły, wciąż musiałam do niej dojeżdżać.

Pędem wcisnęłam szkolny mundurek, którego z całego serca nienawidziłam. Swoje emocje wyrażałam stylem, natomiast moda odgrywała w moim życiu ogromną rolę. Od małego projektowałam suknie, a to zasługa mojej mamy, która sama była projektantką bielizny i kostiumów kąpielowych. Posiadała wiele szkiców kobiet, na których tworzyłam swoje cudne, powalające z nóg suknie, jakie przypominały bardziej dziecięce bazgroły. Nie zmieniało to faktu, iż kochałam szkicować. Tak też wyrażałam siebie w swoich kreacjach, a przez te bezpłciowe mundurki, miałam bardzo ograniczone pole twórcze. Składały się one z czarnych jak moja dusza, żartuję, workowatych spodni, granatowych sweterków oraz krawatów w tym samym odcieniu. Pod sweterek obowiązkowa biała koszula, a głównym powodem, dla którego tak nienawidziłam tych ubrań, był kontrast z moimi włosami. Oczywiście mogłabym je przefarbować, jednakże nie zamierzałam ustępować szkolnej hierarchii na rzecz mojej oryginalności. Po moim trupie.

By urozmaicić outfit, dodałam naszyjnik z perełek i czarny pasek ze złotą klamrą, a mając problem z jego zapięciem, przypomniałam sobie powiedzenie, jakie zawsze mówiła mi mama, gdy byłyśmy spóźnione. Czyli praktycznie codziennie, gdyż za czasów, kiedy to odwoziła mnie do szkoły, nigdy nie wyrabiałyśmy na czas. Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Uśmiechnęłam się pod nosem, następnie chwyciłam torbę i wybiegłam do szkoły. Mijając kuchnię przeszło mi przez myśl, aby zjeść pożywne śniadanie (tłumacząc; płatki z mlekiem), lecz gdy wyobraziłam sobie przełykanie, zrobiło mi się słabo. Wolałam umrzeć z głodu niż napakować organizm czymś innym niż zimną, orzeźwiającą wodą.

Naive ManipulatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz