Rozdział 7

484 14 1
                                    

Przez całą drogę do domu ojciec się nie odzywał, ja nie chciałam więc było mi to na rękę. Ale w końcu zobaczyłem naszą ,,willę,, Nie rozumiem po co ona jest taka duża, żeby się wszystkim pochwalić? To jest chyba jedyne wytłumaczenie. Ojciec wyjął pilota i otworzył bramę.

Brama do piekieł.

I wchodzę tu z samym diabłem.

Dwie minuty później siedzieliśmy w aucie a ojciec wyjmował kluczyki i otwierał drzwi. Sam szybko otworzyłem sobie drzwi i już chciałam ruszyć w stronę domu, ale przecież nie mogłem musiałem tu zostać w sumie dobrze że się zatrzymałem bo ojciec już otwierał buzię żeby mnie zatrzymać.

- idź teraz do swojego pokoju i przebierz się z tego mundurka- przerwał i zlustrował mnie wzrokiem- przyjdę po ciebie a ty masz się mieć uszykowane wszystkie sprzęty elektroniczne.- powiedział A ja pokiwałem głową i szybko ruszyłem do swojego pokoju.

W pokoju szybko przebrałem się w szare dresy i zacząłem wszystkie sprzęty elektroniczne wkładać na łóżko. Nie chciałem się rozstawać z moim telefonem bo teraz nawet nie mogę z nikim pisać ani przeglądać mediów. Ale cóż zrobić.

Przecież mu się nie sprzeciwie.

Westchnąłem cicho i sprawdziłem jeszcze raz mój telefon, jakby mój ojciec zobaczył tutaj coś czego nie powinien widzieć... No nie byłoby ze mną najlepiej.
Dokładnie sprawdziłem wszystko i nie było żadnych dziwnych wiadomości ani telefonów. Więc super. Teraz tylko będę się modlił żeby nie być chorym. Tak dużo złego nie może mi się przecież przydarzyć, prawda.. żartowałem oczywiście na stówę będę chory i będę musiał tutaj siedzieć i patrzeć na tą paskudną twarz.. nie mając co robić powolnym krokiem ruszyłem do łazienki. Zakluczyłem drzwi I stanąłem przed lustrem. Ciekawe czy ojciec pobije mnie tak bardzo że będę musiał zostać w domu, mam nadzieję że nie. Po pierwsze będę musiał przepisywać i pisać sprawdziany w innym terminie. A po drugie tak jak już mówiłem wcześniej nie chcę z nim zostawać. Sam. W. Domu.

Więc proszę ojcze opanuj się trochę.

I właśnie w tej chwili usłyszałem wchodzenie do mojego pokoju. Nawet nie zapukał, ale przecież to jego dom, co się dziwić. Dodałem w myślach sarkastycznie. Szybko wyszedłem z łazienki i stanąłem przed ojcem pokazując mu sprzęty na łóżku

- Tutaj jest wszystko co chciałeś - powiedziałem o dziwo bez zająknięcia. Może tym go przekonam żeby mnie trochę oszczędził. Gdy o tym pomyślałem od razu po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Ojciec spojrzał na mnie kpiąco i uśmiechną się wrednie. Następnie ruszył powolnym pewnym siebie krokiem w moją stronę. Od razu wiedziałem co to oznacza i przełknąłem głośno ślinę. Ojciec musiał to usłyszeć i zaśmiał się głośno.

- Ojjo widzę że nie nauczyłeś się za dużo. Myślałeś że ci odpuszczę jesteś tak uchylany, byłeś cały mokry wpuściłem się tak do mojego auta! A teraz wszystko ładnie tutaj położyłeś i co kurwa myślisz że ci kurwa odpuszczę?!- krzyknął tak głośno że w ostatniej chwili powstrzymałem się przed podskoczeniem. W chwili gdy to powiedział zaczął szybkim krokiem się do mnie zbliżać. Dlaczego ja zawsze czuje taki paraliż ? Teraz już nie uda mi się uciec. Nigdy mi się nie udało zawsze czułem taki paraliż to jest straszne..

W końcu ojciec stanął naprzeciwko mnie chwycił mnie za bluzkę i przyciągnął do siebie uśmiechając się z kpiną. Przyjrzał mi się po chwili szarpnął mną do tyłu i uderzył mnie w policzek z pięści. Od razu się tam chwyciłem a moje oczy zaszkliły. Ojciec od razu chwycił moje nadgarstki nie pozwalając mi nimi ruszać. Spojrzałem na niego błagalnie. A on tylko prychnął prześmiewczo pod nosem. Zaczął rozpinać swój pasek. Spojrzałem na niego ze strachem w oczach. Gdy miał cały pasek w ręce złożył go na pół i chwycił za to zgięcie ( tutaj w ogóle nie umiem tego opisać więc improwizuje ) następnie obrócił mną tak że brzuchem stykają się ścianą a on podwinął moją bluzkę, od razu zaczęła mi się wyrywać a z moich oczu zaczęło lecieć coraz więcej łez. Ale gdy szarpnąłem się mocniej ojciec jeszcze mocniej chwycił moje nadgarstki że przestałem. Przycisnęłam głowę do ściany i zgryzłem mocno szczękę. Ojciec zamachnął się paskiem i uderzył mnie. Zrobił to równe 15 razy a tam gdzie uderzyła metalowa zapinka pojawiło się trochę krwi. Ojciec puścił mojej nadgarstki a ja od razu poleciałem na ziemię.

- Super. Masz kurwa nauczkę że trzeba się mnie słuchać, a nie kurwa gówniarzu spierdalasz ze szkoły i nachlewasz się!- wrzasnął z pretensjami i zaczął kierować się w stronę wyjścia - masz się ogarnąć do 18:00, wtedy przyjeżdża Lili- powiedział już o wiele spokojniej i jak gdyby nigdy nic wyszedł.

A ja nadal leżałem.

Nie mogłem się ruszyć.

Głowa strasznie mnie bolała. chciałem zadzwonić do Vincenta ale zapomniałem że ojciec wszystko wziął. Na szczęście zawsze miałem schowany bardzo stary ale działający telefon. Powoli i boleśnie doczekałem się do łóżka i wyjąłem go spod niego. Wybrałem numer Vincenta A on po chwili odebrał

- Vin..ce prosz-ę pomóż mm..i - powiedziałem a w oczach zrobiło mi się ciemno.

Zemdlałem.

Hejka mam nadzieję że wam się podoba ten rozdział. Piszcie pomysły i do zobaczenia.💗💗💗

*Will Monet* Historia Życia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz