Kim Gyuvin urodził się w piątek trzynastego. A tak dokładnie to trzynastego sierpnia dwutysięcznego roku. Z pewnością wszyscy znają przesąd uznający ten dzień za pechowy. U niektórych się to sprawdzało, a u niektórych nie. Gyuvin zdecydowanie zaliczał się do tej pierwszej grupy. Najłatwiej można było to dojrzeć, patrząc na jego kłopoty ze stałą pracą. Otóż Koreańczyk nigdy nie zdołał przetrwać więcej niż tydzień w jednej pracy. I to nie tak, że sam się zwalniał. Och nie, nie. On był zawzięty by zostać tam najdłużej, jak się da. Nieważne, jak bardzo trudna i męcząca była ta praca. Gyuvin wielokrotnie był zwalniany. I to z czystego przypadku. Raz, pracując w ekskluzywnej restauracji, stukł dwa kieliszki, które niósł wtedy do mało ważnych gości. Gdyby stało się tylko tyle, musiałby jedynie zapłacić za stłuczone naczynia i wylany alkohol. Ależ nie. Jakby tego było mało, Gyuvin stukł kieliszki tuż pod nogami swojego szefa, oblewając go winem. Oczywiście wino musiało być czerwone, by załamać Gyuvina jeszcze bardziej. Plama oczywiście nie była mała. Była ogromna! A na dodatek okazało się, że szef szedł właśnie na spotkanie z bardzo ważnymi gośćmi. Po całym zajściu Gyuvin oczywiście został zwolniony, okrzyczany i musiał zapłacić za straty. I to wszystko przez ten nieszczęsny piątek trzynastego.
Ostatnio natomiast Gyuvin zaczął pracować w małej kawiarence blisko jego domu. Urocza, urządzona w stylu boho, a co najważniejsze dzisiaj jest siódmy dzień jego pracy tutaj. Jest to zdecydowanie jego rekord. Zazwyczaj gośćmi byli nastolatkowie, którzy wstąpywali tam po lekcjach na jakieś dobre ciasto i herbatę. A jeśli chodzi o herbatę to zdecydowanie ta o smaku mango była ulubioną Gyuvina. On kochał wszystko co miało chociaż nutkę tego owocu. Tak samo kochał wszystkich jego wielbicieli. Ledwo powstrzymywał się od oświadczenia się każdemu, kto tylko zamawiał to picie Bogów - chodzi oczywiście o herbatkę mango. Zamiast tego próbował zalotnie się na nich patrzeć, mając nadzieję, że to oni poproszą go o numer.
Wracając, dzisiaj jest tygodnica Gyuvina w kawiarni ,,Cafe Lala". Chłopak właśnie czyścił ekspres do kawy, gdy zadzwonił mały dzwoneczek, mówiący o przyjściu gościa. Gyuvin praktycznie od razu zostawił wszystko co robił wcześniej i podszedł do kasy. Ujrzał wysokiego, czarnowłosego chłopaka. Zdecydowanie był koreańczykiem. I to jakim przystojnym. Przypominał trochę wampira, który ma ochotę rzucić się na bezbronnego Gyuvina i wyssać z niego całą krew.
To tylko taka przenośnia.
Chyba.
Gyuvin naprawdę miał nadzieję, że to tylko taki wygląd klienta, ale im dłużej na siebie patrzyli tym bardziej w to wątpił. Czekał aż ten się odezwie, ale nie zapowiadało się na to. Dlatego to Gyuvin postanowił powiedzieć coś pierwszy.
- Dzień dobry, co dla Pana?
- Jest może Matthew? Seok Matthew? - odpowiedział.
Matthew? To on ma przyjaciół innych niż Hanbin i Taerae? To właśnie pomyślał Gyuvin. Bo przecież tego niskiego zboka praktycznie nikt nie lubi. Klienci uciekali, gdy widzieli go za ladą. Bali się, że czegoś im dosypie. Jakąś pigułkę gwałtu czy inne gówna.
Zawsze była też opcja, że tak naprawdę Matthew wcale go nie zna, a koreańczyk stojący teraz przed Gyuvinem jest jakimś jego prześladowcą. To dlatego pracownik zaczął dopytywać.
- A można wiedzieć kto pyta?
- Nazywam się Kim Jiwoong. Miałem oddać mu materiały z anglistyki.
- Zaraz po niego pójdę. Poczekaj chwilę.
Gyuvin poszedł, a tak właściwie prawie pobiegł do blondyna. Znalazł go w szatni, która w rzeczywistości była jakimś starym pomieszczeniem z ławką i paroma szafkami na stroje baristy. Matthew właśnie skończył swoją zmianę, co można było zobaczyć po jego ubiorze. Zamiast różowego fartuszka i białej koszuli ubrany był w brązową bluzę, jakieś podarte i wyblakłe jeansy i czarną kurtkę motocyklową. Może właśnie pomyśleliście, że blondyn będzie jechał na jakieś nielegalne wyścigi motorów. Nic bardziej mylnego. Tak naprawdę Matthew boi się szybszej jazdy, a jedyne pojazdy jakie akcepuje to wolny rower i tradycyjny autobus, którym zazwyczaj dojeżdża do pracy. Ta kurtka w rzeczywistości jest jedynie częścią jego stylu. Kupił ją w jakieś sieciówce za grube pieniądze, ale bardzo mu się spodobała.
CZYTASZ
mango tea - gyuricky
Любовные романы'Gyuvin już dawno stracił te dziecinne spojrzenie na świat, które towarzyszyło mu przez całe życie. Ricky marzy o relacji. O tym cudownym uczuciu, które poczuł zapewne każdy z was, zwanym miłością.'