XII. dom i chaos

209 17 4
                                    

Sasuke siedział na ziemi, oparty o jedno z drzew. Jego całe ciało było pokryte dość ciepłą, czarną peleryną, która niezmiennie towarzyszyła mu od początku podróży. Trzymał w dłoni zgiętą kartkę, którą przed chwilą dostał od wysłanego do niego ptaka. Był to list od Czcigodnej Tsunade, w którym pytała go o przebieg jego podróży i planowany czas powrotu. Sasuke włożył list do kieszeni i przymknął oczy. Na razie nie miał jeszcze zamiaru na niego odpowiadać. Czuł pewnego rodzaju wolność i spokój. Od bardzo dawna nie miał okazji znów być po prostu sam. Ten sposób wyalienowania był dla niego prawie idealny. Jego samotna podróż trwała już bowiem dobry miesiąc, jednak stracił już rachubę czasu. Co jakiś czas dostawał listy od Hokage, lecz oprócz tego, nie miał żadnego kontaktu z ludźmi. Głównie przechadzał się po lasach i innych bardzo odległych Konosze terenach. Nie była to żadna odgórna misja. Była to jedynie jego własna prośba. Chęć ucieczki była wtedy zbyt mocna, by z niej zrezygnować. Była poza tym, najprostsza. Sasuke zwiedzał małe, nikomu nieznane wioski i tereny na świecie, o których nawet nie przyszło mu słyszeć. Spisywał z nich skromne protokoły, które zamierzał kiedyś pokazać Tsunade, jako dowód swojej pracy na misji, którą sam sobie wymyślił. Wieczory spędzał w lasach, odpalał sobie mały płomień  ognia i ogrzewał nim dłonie. Często wspinał się na wysokie klify i oglądał z nich zachody lub wschody słońca. Widział wtedy panoramy obcych mu miejsc, które z jakiegoś powodu zdawały się być mu bliskie. Z każdym dniem prawdopodobnie oddalał się od Konohy, jednak przez to, że nie określił sobie terminu tej misji, nawet się tym nie martwił. Gdyby miał stwierdzić, gdzie się znajdował, pewnie nie byłby nawet w stanie odpowiedzieć.

Nie myślał tak często o domu. W końcu celowo z niego uciekł. Jedynym czego mu brakowało był pewien chłopak, którego tam zostawił. Teraz, kiedy nie musiał już nosić rękawiczki, często spoglądał na swoją dłoń i uśmiechał się do siebie. Stwierdzenie, że nie brakowało mu Naruto, byłoby zwykłym kłamstwem. Paradoksalnie to od niego chciał uciec najbardziej. Często zastanawiał się co robił Naruto. Czy Sakura się nim zaopiekowała, czy spędzał czas z innymi shinobi z wioski. Czy za nim tęsknił i o nim myślał. Większość jego myśli jego dotyczyła. Mimo wszystko z każdym dniem miał coraz mniej odwagi, by wrócić do wioski i stawić czoła Naruto. Więź, którą tak bardzo chciał zerwać, absurdalnie każdego dnia stawała się coraz mocniejsza.

List od Tsunade pozwolił Sasuke umiejscowić życie w czasie. Pierwszy październik. W jego głowie momentalnie pojawił się Naruto, którego urodziny były już za dziewięć dni. Zdawał sobie idealnie sprawę, że zapewne do tego czasu się nie zobaczą. Miał nadzieję, że Uzumaki spędzi ten dzień szczęśliwie. Jak najbardziej tylko się dało. A Sasuke będzie wtedy myślał o nim sto razy bardziej niż zwykle.

Sasuke tego dnia cofnął się w swojej trasie i wrócił do jednej z mniejszych wiosek, ponieważ czuł potrzebę małego odświeżenia. Zaczął od poczęstowania się ramenem. Na swojej samozwańczej misji zjadł miliony ramenów, chociaż nigdy nie był ich fanem. Ten zapach przypominał mu jednak o dobrych czasach, dlatego częstował się nim przy każdej możliwej okazji. Siedział samotnie przy jednym ze stolików, spoglądając na otaczający go anturaż. Na świecie panowała złota jesień, chociaż lato zdawało się nadal trwać w najlepsze jeszcze chwilę temu.

— Chyba zasmakował ci nasz ramen, czyżby nie? — uśmiechnęła się starsza pani zza lady.

— Jest bardzo smaczny. Jednak i tak najlepszy ramen pochodzi z jednej z restauracji w mojej wiosce.

— Z jakiej pochodzisz wioski?

— Z Konohy. Przez całą podróż szukam idealnego ramenu, jednak na razie mi się nie udało. Ten jednak jest chyba najbliższy tego, co lubię najbardziej — mruknął.

wspólny ból bratnich dusz | sasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz