VIII. patrząc w niebo

252 20 15
                                    

Festiwal światła w Konosze był lokalnym świętem, które polegało na puszczaniu lampionów, myśląc przy tym o życzeniu na przyszły rok. Zazwyczaj odbywał się właśnie w połowie sierpnia i angażowała się w nie cała wioska. Wszyscy właściciele restauracji przygotowywali ciepłe wypieki i specjalności, a każdy uczestnik festiwalu przychodził w kolorowym kimonie. Odbywały się zabawy dla dzieci, a na koniec na niebie pojawiały się nawet fajerwerki. Była to idealna okazja, by zespolić społeczność i spędzić wspólnie czas.

Sakura pokiwała Ino, która stała przy murku, czekając na nią już dłuższą chwilę. Obie były ubrane w eleganckie, kolorowe kimona. Sakura miała na sobie czerwoną pomadkę, a jej włosy upięte były w delikatnego koka. Kochała festiwal kolorów, ponieważ była to idealna okazja na pokazanie swojego własnego piękna.

— To niesamowite, że znowu będziemy puszczać lampiony — zaczęła Ino, przytulając dziewczynę. — Pamiętam, jak ważne to dla nas było rok temu.

— Ah, no tak. Wtedy życzyłyśmy sobie jak największego szczęścia przy doborze osoby na dłoni — uśmiechnęła się Sakura, wspominając dawne czasu.

— No cóż, zobaczymy jak u będzie u mnie, ale chyba nie do końca się nam udało.

— To pojęcie względne... Zresztą, to nie jest najważniejsze — machnęła ręką. — Za chwilę powinien być tutaj Naruto.

— Naruto? Zaprosiłaś go?

— Mhm... można tak powiedzieć. Przecieliśmy się wczoraj późnym wieczorem, kiedy wracałam ze spaceru i wtedy zapytał, czy poczekamy na niego. Ciekawe tylko skąd wracał, bo wyglądało tak, jakby szedł z dzielnicy Uchiha.

Sakura spotkała chłopaka zupełnie niespodziewanie, szła już w stronę własnego domu, wracając z wieczornego spaceru, zupełnie tak jak zawsze. Wtedy zobaczyła Naruto, idącego naprzeciw niej. Dziewczyna zatrzymała się, tak samo jak chłopak, który momentalnie ją zobaczył. Uzumaki pokiwał jej i uśmiechnął się radośnie.

— O, Sakurcia!

— Naruto, co za niespodziewane spotkanie... Nie powinieneś wracać już do domu?

— Właśnie wracam, ale, korzystając z okazji. Idziesz jutro na niejaki festiwal lampionów? — zapytał wesołym tonem głosu.

— Oczywiście! Jak co roku... To tradycja, z której nie można rezygnować.

— Miałabyś z tym problem, jeśli dołączyłbym do was? To znaczy do ciebie i osób, z którymi się tam wybierasz.

Sakura podniosła delikatnie brwi, jednak na jej twarzy zagościł uśmiech. W gruncie rzeczy Naruto nie był jej jakoś nie po drodze, a była to dobra okazja, by pomóc mu zapoznać się z innymi geninami z wioski.

— Nie, skądże... Spotkajmy się o dziewiętnastej przy czerwonym murku, kiedy pójdziesz do centrum wioski to od razu go zobaczysz. Będę czekała tam z Ino — poinstruowała go, a Naruto kiwnął radośnie głową.

Po chwili Naruto stwierdził, że musi już udać się do domu i pożegnał się z dziewczyną, która pokiwała mu na odchodne. Zastanawiała się jednak skąd wracał Naruto i dlaczego był taki uśmiechnięty. To znaczy, nawet bardziej uśmiechnięty niż zawsze. Teoretycznie jedną z opcji był rzeczywiście dom Sasuke, który znajdował się niedaleko drogi, którą szedł Naruto, jednak nie sądziła, że utrzymują ze sobą jakiekolwiek relacje poza wspólnymi misjami.

— To chyba niemożliwe, Sasuke nikogo nie zaprasza, pewnie szwędał się po wiosce. Ale to dobrze, w końcu wszyscy go poznamy.

— Masz rację, to się nie klei. Nieważne — mruknęła Sakura, spoglądając w oddal.

wspólny ból bratnich dusz | sasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz