Część 2

1.4K 194 38
                                    

Rozdział 2

Przyjęcie w domu Pana Gallo ma się odbyć już za niecały miesiąc i w całym biurze daje się wyczuć napiętą atmosferę. Nicole tego samego dnia ma ślub jednego z najbogatszych biznesmenów w Chicago. Dzięki czemu wszystkie prace nad Balem Bożonarodzeniowym w domu Pana Gallo powierzyła mi. Więc będę pozostawiona sama sobie co mnie ogromnie cieszy, ale i stresuje. Po przekazaniu jej moich planów oraz pokazaniu szkiców Nicole wstała poprawiła swoją nienaganną sukienkę i z lekkim uśmiechem powiedziała. Nie zawiedź mnie. Bo inaczej obie zginiemy. I mimo tego, iż mam nadzieję, że żartowała gdzieś w głębi wiedziałam, że po części mówi prawdę. Spoglądam na zegarek i zamykam pośpiesznie laptopa. Pakuje go do torby i mówię do Stelli koleżanki, która ma biurko zaraz przy moim, że jadę po kwiaty do dostawcy.

Będąc pierwszy raz w domu Pana Gallo wpadłam na pomysł spuszczenia pięknych białych kwiatów z lampkami ze schodów. Ale nie byłam pewna jak to będzie wyglądało i czy nie będzie psuło całości swoim przepychem. Zamówiłam więc u naszego dostawcy kwiaty na próbę o różnych długościach. Bo przecież mamy budżet bez ograniczeń. Ale nadal nie jestem pewna czy uzyskam efekt taki jaki chcę. Wyciągam telefon i piszę wiadomość do Pana Monari zapytaniem czy mogę podjechać teraz coś sprawdzić. Odpowiedź przychodzi natychmiast. I kiedy dostrzegam, że dom stoi dla mnie otworem nie waham się dłużej. Mimo tego, iż dochodzi prawie osiemnasta i o tej godzinie już dano normalnie koczę pracę i mogłabym to przełożyć na jutro. To i tak przecież nie mam nikogo kto na mnie czeka w domu. A doskonale zadaję sobie sprawę, iż będzie mnie to męczyło przez całą noc i i tak nie zasnę. Z resztą i tak od dziecka nie potrzebuje dużo snu. Zazwyczaj jak prześpię pięć czy sześć godzin w ciągu nocy mogę czuć się szczęśliwa. Podjeżdżam swoim starym zardzewiałym samochodem pod bramę posiadłości i macham delikatnie ochronie. Która przygląda się mi uważnie po chwili duża żelazna brama otwiera się a ja jestem wpuszczona do tego zamczyska. Jadę chwile długim podjazdem i parkuję tuż przy wejściu. Zanim zdołam otworzyć drzwi ktoś robi to za mnie a ja aż podskakuję na siedzeniu i kładę dłoń na klatce. Podnoszę głowę i napotykam uważne spojrzenie ochroniarza, który ostatnim razem był niczym mój cień.

- Wystraszyłeś mnie. - mówię łapiąc za torebkę i wysiadam.

- Nie chciałem Pani Rees. - marszczę delikatnie nos, bo nie wiedziałam, że zna moje nazwisko. Po chwili uświadamiam sobie, że pewnie Pan Monarii musiał go przecież poinformować, że przyjadę. Wyciągam swoją dłoń i z lekkim uśmiechem mówię.

- Wystarczy Noel.

- Hulk. - mówi. Na co ja zaczynam się cicho śmiać. Kiedy dostrzegam jego minę przestaję i mówię ze skruchą w głosie. - Wybacz, ale to imię idealnie do ciebie pasuje. Chociaż. - spoglądam na niego po czym mówię nadal się śmiejąc. - Cień też pasuje.

I po raz pierwszy na jego twarzy dostrzegam mały zalążek uśmiechu. Obchodzę samochód i próbuję otworzyć bagażnik. I kiedy prawie, że upadam na tyłek Hulk staje za mną i mówi.

- Pozwól mi.

Odsuwam się od bagażnika i pozawalam mu go otworzyć. Przysięgam, że za premię świąteczną oraz wypłatę za to przyjęcie naprawię tego rzęcha albo może i nawet kupię coś lepszego. Oczywiście, że Hulkowi udaje się otworzyć mój bagażnik za pierwszym szarpnięciem. Klepię go po ramieniu na co całe jego ciało się napina i mówię.

- Dziękuję.

Łapię za pierwszy z trzech kartonów kwiatów i idę do drzwi wejściowych, kiedy za plecami słyszę jego głos.

- Te też chcesz? - odwracam się i dostrzegam, że Hulk trzyma już dwa kartony w rękach.

- Tak. Dziękuję Hulk. - mówię i wchodzę do posiadłości.

Święta z GangsteremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz