5

94 28 3
                                    

Następnego dnia Dean miał dziwne poczucie bycia obserwowanym we własnym domu. Miał rację – gdy zerknął przez okno, dostrzegł stojące przy ulicy auto i rękę dałby sobie uciąć, że w środku siedział ten sam mężczyzna, który był tu wczoraj. Nie wyglądało na to, aby miał cokolwiek zrobić – raczej chciał ich nastraszyć.

John Winchester wyjątkowo był w domu, jako że cierpiał na kaca po wypiciu zdecydowanie zbyt dużej ilości alkoholu minionej nocy. To sprawiło, że Deanowi puściły nerwy. 

Zszedł piętro niżej, do salonu, gdzie zastał ojca, leżącego na kanapie. 

— Tato, on znowu tu jest — powiedział, starając się ukryć strach. Przykrywał go wściekłością, co raczej nie było najlepszym pomysłem.

Gdy tylko w środku nocy John wrócił do domu, syn poinformował go o tym, co się stało. To czy mężczyzna zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji pozostawało kwestią mocno dyskusyjną, bo wydawał się tym wszystkim w ogóle nie przejmować.

— Nie mam żadnej kasy, a pożyczka była nielegalna. Nic nam nie zrobi.

— Nie masz kasy na rachunku, nie masz kasy dla ludzi, u których się zapożyczyłeś, a na chlanie kurwa masz?! — krzyknął, wyprowadzony z równowagi. 

— Nic nam nie zrobi — powtórzył John. 

— Wszedł tu wczoraj! Chciał zabrać biżuterię mamy!

— Bo jesteś idiotą i go wpuściłeś! — odburknął ostrym tonem John. — Przestań się na mnie drzeć. 

Chłopak nie wytrzymał. Otworzył lodówkę, wyjął z niej piwo, whisky i wszelaki inny alkohol, jaki znalazł w środku, po czym zaczął wylewać napoje do zlewu.

Gdy John zorientował się, co robi jego syn, widocznie się zdenerwował.

— Czy ty jesteś nienormalny?! 

— Na pewno normalniejszy z nas dwóch — odparł oschle. — Mam dosyć twojego picia i tego, że nie zachowujesz się jak tata...

— Jeśli tobie kiedyś ktoś zabije żonę to zrozumiesz!

— Myślisz, że mi jej nie brakuje?! — wydarł się na całe gardło, a w jego oczach pojawiły się łzy. — Ale musimy żyć dalej! Musisz wziąć się w garść i wziąć odpowiedzialność za rodzinę! Chcesz, żebyśmy trafili z Sammym do domu dziecka?! Albo dołączyli do mamy?!

— Nie gadaj takich bzdur! — John pchnął Deana na ścianę blisko zlewu, a butelka piwa, którą akurat wylewał do zlewu, rozbiła się o podłogę. — Wciąż jestem waszym ojcem!

— To się tak kurwa zachowuj! — krzyknął, odpychając go. 

— Co tu się dzieje? — usłyszeli głos Sama, który wszedł do kuchni, zaalarmowany krzykami. 

— Nic, Sammy, wracaj do siebie. 

— Ale...

— Na górę! — krzyknął tak ostrym tonem, że jego trzynastoletni brat natychmiast go posłuchał, bo Dean po prostu go teraz przeraził. 

W takich chwilach jak ta, Dean nienawidził człowieka, którym stał się przez całą tą sytuację. Oddałby wszystko, aby to się skończyło – aby mógł być normalnym nastolatkiem, zamiast każdego dnia martwić się o to, czy jego brat ma co jeść, czy ojciec w tym miesiącu opłacił rachunki i czy kolejna osoba, u której się pożyczył nie okaże się jakimś cholernym psychopatą.

— Posprzątaj to — zarządził John, wskazując na rozbitą butelkę, po czym zabrał alkohol, który się uchował i schował go z powrotem do lodówki. 

— Wolałbym, żeby to ciebie wtedy zabili — wymamrotał pod nosem Dean.

— Co? — spytał John, który realnie nie miał prawa dokładnie usłyszeć słów syna.

— Nic.

Rest Of Our Days [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz