6

109 25 2
                                    

W poniedziałek Dean był cały czas spięty, bo ten mężczyzna śledził go przez całą drogę do szkoły. Czy gangsterzy naprawdę nie mieli nic lepszego do roboty niż śledzenie syna faceta, który wisiał im pieniądze? Chłopak zaczął poważnie obawiać się o swoje bezpieczeństwo, a nawet życie. 

Na szczęście tuż przed wyjściem do szkoły, trafił na Castiela, przy którym czuł się nieco bezpieczniej. Jednak był on chłopakiem, a to zawsze jakaś potencjalna pomoc, gdyby facet zdecydował się na jakiś krok. No i nie potrafił tego wyjaśnić, ale wystarczyło, że Castiel był obok, aby faktycznie czuł, że nic mu nie grozi. I nie był to pierwszy raz, gdy czuł coś takiego – w sobotę czuł się podobnie i prawdopodobnie to sprawiło, że mu zaufał.

— Nie patrz za siebie — poprosił Dean, gdy zorientował się, że ten samochód ich śledzi. Miał ochotę podejść do tego faceta i mu nawrzucać, ale zachował resztki zdrowego rozsądku.

Natomiast Castiel... 

— To jemu masz dać te pieniądze?

— Tak, ale... — Nie dokończył, bo anioł właśnie ruszył w stronę tego auta i bezczelnie zapukał w szybę. 

Dean był w tak ogromnym szoku, że stał jak sparaliżowany. W tym czasie Castiel zamienił kilka zdań z mężczyzną, rzucił mu coś przez okno, a facet po chwili odjechał z piskiem opon, jakby się czegoś przestraszył. 

Po wszystkim Castiel wrócił do Deana, ze spokojem, jakby nie wydarzyło się nic niezwykłego – jakby to była dla niego całkowicie normalna sytuacja. 

— Załatwione — oznajmił, a Dean wciąż patrzył na niego kompletnie zdezorientowany.

— Ale co?

— Dałem mu pieniądze i ostrzegłem co się stanie, jeśli jeszcze raz zbliży się do ciebie i twojej rodziny. 

— Co mu powiedziałeś?

— Nic takiego — odparł, wzruszając ramionami.

Castiel ruszył dalej, a Dean potrzebował kilku sekund, aby pójść w ślad za nim. Bał się, że wpadł z deszczu pod rynnę – że z Castielem i Gabrielem jest coś nie tak. Był teraz ich dłużnikiem. Kto wie, czego będą od niego chcieć? Co jeśli tylko pogorszył sytuację? Dotąd nie brał tego pod uwagę, ale Castiel ewidentnie przestraszył tamtego faceta, a do tej pory Dean nie postrzegał go w kategorii chociaż minimalnie groźnego. Ale z drugiej strony, ile go znał? Tak naprawdę chwilę.

— Nie musisz się mnie bać — powiedział łagodnie Castiel, gdy byli już prawie pod sklepem, a Dean wciąż się nie odzywał. Jako anioł wyczuwał jego emocje, więc doskonale wiedział, że Dean się go obawiał. Nie chciał tego.

— Nie boję się — skłamał.

— Dean — powiedział stanowczo i położył dłoń na jego ramieniu. Dean nie potrafił tego wyjaśnić, ale wraz z tym gestem zamiast się spiąć, poczuł dziwne rozluźnienie. — Tak ciężko ci uwierzyć, że zasługujesz na dobre życie? Że ktoś mógłby chcieć cię ocalić?

— Nikt nigdy nie spłaca za kogoś trzytysięcznego długu, nie oczekując niczego w zamian.

— Odrobisz te pieniądze. 

— Jak? — spytał, wciąż nieco zaniepokojony. Jak tylko myślał o tym, że przeraża go to, jak uspokaja się, gdy Castiel go dotyka, wszystkie obawy i negatywne emocje po prostu znikały. I tak w kółko. 

— Pracując u nas do końca lutego. 

— I tyle? — spytał podejrzliwie. 

— Chyba, że będziesz chciał pracować dłużej...

— Nie, Cas — przerwał mu, nawet nie orientując się, że skrócił jego imię. — Mam po prostu u was pracować? Nic więcej?

— Czemu miałoby być coś więcej? — spytał, otwierając, drzwi aby obaj mogli wejść do środka. O tej porze sklep był stosunkowo pusty. 

— Nie wiem, ja... — Nie dokończył, bo tym razem nie wiedział, co powiedzieć.

— Jeśli chcesz mi się odwdzięczyć to możesz mi powiedzieć, jak twoja rodzina znalazła się w tej sytuacji. Jeśli oczywiście chcesz.

Dean spojrzał mu niepewnie w oczy. Co było w tych niebieskich oczach, że tak po prostu mu ufał?! O co w tym wszystkim chodziło?!

Rest Of Our Days [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz