8

111 26 0
                                    

Mijały kolejne dni, a Castiel wciąż nie wracał.

Dean był przez to poddenerwowany. Nawet to, że Lisa przyjechała do niego na noc nie mogło tego zmienić. A wręcz tylko wszystko pogorszyło, bo dziewczyna zorientowała się, że coś jest nie tak.

— Powiedz mi co się dzieje — poprosiła go, gdy zorientowała się, że Dean nie jest nią w najlepszym stopniu zainteresowany, co w jego przypadku było podejrzane. Zanim zaczęli się umawiać, chłopak był szkolnym playboyem. Fakt, że odpływał gdzieś myślami zarówno wieczorem, jak i teraz rano, był wiec mocno niepokojący. 

— Nic się nie dzieje — skłamał, próbując brzmieć przekonywująco.

— Wiesz, że jesteś koszmarnym kłamcą?

Dean westchnął i podniósł się, aby usiąść na łóżku, zamiast na nim leżeć.

— Ktoś zaoferował mi pomoc i teraz żałuję, że się zgodziłem.

— Pomoc w czym?

Chłopak przez moment milczał.

— Tata zadłużył się u jakiegoś szemranego typa, potrzebowałem na szybko trzech tysięcy i...

— Czemu nie przyszedłeś z tym do mnie?

— Wstydziłem się.

— Dean — złapała go za dłoń. Spojrzał na nią niepewnie, widocznie bojąc się jej reakcji. — Mój tata by ci pomógł, wiesz o tym. Już pożyczał ci pieniądze na jedzenie i...

— I właśnie dlatego nie chciałem go prosić — przerwał jej. — Nie chcę, żeby miał mnie za nieudacznika. Jak ktoś, kto cały czas prosi o pieniądze miałby być dobrym kandydatem na chłopaka?

— Jesteśmy w liceum — przypomniała mu.

Dean przygryzł wargę. Miała rację, ale przecież nie będą w liceum zawsze. A po szkole czekało ich dorosłe życie. To co teraz robili, mogło się na nie bezpośrednio przełożyć. Może i dziwne, że mniej przejmował się ryzykiem aresztowania za kradzież niż uznaniem za nieudacznika przez potencjalnego teścia, ale miał swoje priorytety. Miał wrażenie, że kradzież docelowo miałaby mniejsze konsekwencje.

— W trzeciej klasie. Za rok skończymy szkołę, jeśli bylibyśmy wciąż razem to chciałbym go wtedy poprosić o twoją rękę, a nie chcę, żeby odmówił...

— Wolałeś poprosić o pomoc kogoś innego tylko dlatego, żeby mój tata nie miał nic przeciwko naszym zaręczynom? Dean, czy ty siebie słyszysz?!

— To źle, że myślę o nas poważnie?

— Nie możesz podejmować tak ważnych decyzji w oparciu o niepewną przyszłość!

Dean zamarł na moment, po czym powoli, niepewnie spojrzał jej w oczy. 

Niepewną?

— Mamy siedemnaście lat, Dean. Siedemnaście! To wcześnie na coś poważnego. Poza tym mówisz, że traktujesz mnie poważnie, ale się tak nie zachowujesz.

— Co proszę?

— Gdyby naprawdę ci na mnie zależało, nie ukryłbyś tego przede mną.

— To źle, że chciałem cię chronić? Gość miał broń!

— Mój tata jest emerytowanym policjantem, na litość boską! Pomógłby ci nie tylko finansowo.

— Tak jak pomógł nam zamykając sprawę morderstwa mojej mamy?

Nie wiedział czemu to palnął. Nigdy wcześniej nie miał o to do pana Braedena pretensji. Nawet jeśli miał wrażenie, że jego pomoc finansowa wynikała tylko z tego, że mężczyzna miał wyrzuty sumienia, bo wiedział, że ich zawiódł.

Śmierć kogoś z rodziny i ból z tym związany to jedno. Świadomość, że morderca tej osoby wciąż chodzi na wolności, to coś zupełnie innego. Coś, co każdego dnia wyrywa serce i sprawia, że ciężko jest komukolwiek zaufać. Bo w którymś momencie każdy jest podejrzanym.

— Twoja mama nie żyje od dwunastu lat. Może pora, żebyś wreszcie to przebolał?

Dean spojrzał na nią kompletnie zszokowany.

— Co ty powiedziałaś?

— Żebyś wziął się w garść. Twojej mamie to życia nie zwróci, a stracisz swoje. Próbujesz być ojcem i matką dla swojego brata, a jesteś tak samo dzieckiem jak...

— Wynoś się.

— Słucham?

— To co słyszałaś. Wynoś się. I tak zaraz muszę iść do pracy. Nie mam czasu na te bezsensowne kłótnie.

— Od kilku dni nie masz dla mnie czasu.

— Bo muszę odpracować dług.

— Czego nie musiałbyś rodzić, gdybyś poprosił o pomoc mojego tatę!

— Lisa, wynoś się! — warknął zirytowany.

— Dobra — burknęła. — Mogę w ogóle zniknąć z twojego życia, widocznie tak będzie najlepiej.

— Precz!

Dziewczyna zabrała rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia.

— Nie kłopocz się. Sama się odprowadzę.

Lisa wyszła, a Dean opadł zrezygnowany na łóżko. Nie minęło kilka minut nim rozległ się dzwonek do drzwi. Dean, pewien, że to Lisa, wściekłym szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.

— Lisa, mówiłem ci, że... — urwał, bo to nie dziewczyna stała w drzwiach, a policjanci. — Co się dzieje?

— Szukamy Johna Winchestera.

— To mój tata — odpowiedział niepewnie.

W głowie miał same czarne scenariusze. Co jeśli jego ojciec zostanie aresztowany? Co stałoby się z nim i Samem? Dom dziecka? Rodzina zastępcza? Rozdzieliliby ich? Przerażało go samo myślenie o tym.

— Jest w domu?

— Tak.

— Możemy wejść?

Dean nie był pewien czy powinien to zrobić, ale wpuścił ich do środka.

— Tato, policja do ciebie!

John podszedł do policjantów i po ich mimice obaj już wiedzieli. Nie chodziło o aresztowanie Johna. Chodziło o coś, czego oczekiwali już lata temu.

— Znaleźliśmy go, panie Winchester. Znaleźliśmy mordercę pana żony.

Rest Of Our Days [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz