13

127 6 0
                                    

- Halo? Jest tu kto? - Lena weszła do holu i zaczęła się rozglądać, czy może powinna wejść w głąb budynku. - Halo? - powtórzyła.
- O rety! Ale mnie przestraszyłaś! - nagle z jednego pokoju wyszła kobieta koło sześćdziesiątki. - Nie spodziewałam się nikogo.
- Nie? Przecież to pensjonat. - odpowiedziała Lena zbita z tropu.
- Nie zauważyłaś rusztowania? Trwa remont, więc nie przyjmuję gości.
- Och, jest już ciemno, więc nie widziałam. Szkoda. To miejsce ma świetne opinie na googlu, a cena też wydawała się zachęcająca.
- Poczekaj! - kobieta zatrzymała ją, gdy już zwróciła do wyjścia. - Akurat remont w dwóch pokojach się skończył. Możesz wybrać, błękitny, czy zielony?
- Błekitny.
- Świetny wybór! Błękitny ma prywatną łazienkę. Choć teraz to chyba bez różnicy. Czy mogłabyś proszę wypełnić ten formularz, swoimi danymi? - podała jej kartkę. - Twój pokój jest na końcu korytarza, drzwi na lewo. Po drodze po prawej jest kuchnia z jadalnią. Proszę posprzątaj po sobie dokładnie, gdy będziesz coś sobie gotować. Gdybyś chciała coś wyprać, to automat na monety jest w piwnicy.
- Dziękuję. - odpowiedziała Lena i udała się prosto do pokoju.
Błękit na ścianach był taki sam jak jego oczy. Zaczęła się martwić jego reakcją. Była zbyt... spokojna. Jake nie jeden raz udowodnił, że potrafi myśleć trzeźwo, zupełnie bez emocji, ale pokazał też raz, że zdarza mu się stracić panowanie nad sobą. Co jeśli pochopnie powiązał zniknięcie Lilly ze swoimi prześladowcami? Co jeśli wyjdzie z kryjówki, żeby znaleźć Lilly tak, jak wtedy, gdy zaryzykował dla niej i dla Hanny?
"Powinnam mu powiedzieć, żeby nie podejmował żadnych pochopnych kroków."
Słowa "kocham cię" jakkolwiek uroczo brzmiały i głaskały jej uszy, kojarzyły jej się w bardzo bolesny sposób - jak kolejne pożegnanie.
"Mam nadzieję, że i tym razem mi zaufasz."

Następnego dnia Lena poszła do domu Lilly i Garetha. To był szeregowiec, co ucieszyło Lenę, bo łatwo jej będzie skontaktować się z sąsiadami. Oczywiście w pierwszej kolejności zadzwoniła do drzwi Lilly.
Nic. Głucha cisza. Zadzwoniła jeszcze raz i odeszła parę kroków, żeby móc widzieć wszystkie okna. Może coś by się poruszyło, gdyby ktoś był w środku i ją obserwował. Ale nic takiego nie zauważyła. Zauważyła za to osiedlową kamerkę. To zawsze coś. Postanowiła jeszcze sprawdzić, czy drzwi nie były przypadkiem otwarte. Ale były zakluczone. Uznała, że to czas, żeby zapytać sąsiadów.
- Nie widziałam ich już od dawna ani nie słyszałam. - odpowiedziała sąsiadka zza ściany. - Często w piątki puszczali klimatyczny blusik. Nie mam na myśli, że za głośno, akurat podobało mi się. Po prostu te ściany są strasznie cieńkie i trzeba uważać, żeby nawet nie mówić za głośno.
- Czy usłyszała pani jakiś fragment rozmowy, który mógłby być niepokojący?
- Nie. Głównie co słyszałam, to ich śmiechy. Najczęściej tej dziewczyny. Ale od dwóch tygodni mam wrażenie, że w ogóle ich tam nie ma. Cisza, jak makiem zasiał.
- Dziękuję pani za pomoc. To dużo mi mówi. Myślałam, że tylko z nią nie ma kontaktu.

Gdy wychodziła od sąsiadki, zauważyła, że pod mieszkaniem Lilly stał samochód, którego wcześniej tam nie było. Zaskoczyło ją to i podeszła bliżej, żeby się przyjrzeć.
- Czemu myszkujesz przy moim aucie? - zapytał głos za nią i pomyślała, że zaraz serce wyskoczy jej z piersi.
- Ja tylko... - zaczęła się tłumaczyć, ale przestała, gdy zobaczyła z kim rozmawia. To był Gareth. Miał lewą rękę przewieszoną na temblaku, zabandażowaną aż po kłykcie, drugą dłoń też miał w opatrunku, na twarzy mnóstwo blizn po rozcięciach, sine opuchnięte oko, a nad brwią szew. - O mój Boże, Gareth, co ci się stało?
- Czekaj... Mam problemy z pamięcią... Kojarzę cię, ale...
- Jestem Lena, przyjaciółka Lilly. Co ci się stało? I co z Lilly?
- Ach, tak, już poznaję. Mieliśmy okropny wypadek. To moja wina... - Gareth otarł łzy. - Gdybym to ja wtedy prowadził...
- Gareth, czy Lilly, ona...
- Jest nadal w szpitalu, w śpiączce. Przyjechałem po nasze dokumenty do ubezpieczenia i jej telefon. Zostawiła go tamtego wieczoru w domu.
- Chyba nie prowadziłeś tu w takim stanie! Daj kluczyki, poprowadzę.
- Spokojnie. Kolega mnie przywiózł. Jest jeszcze w środku w toalecie.
- Mogę jechać z Wami? Wszyscy się o was martwią. Powiadomiliśmy nawet policję.
- Wybacz. Dopiero dzisiaj wypuścili mnie ze szpitala, a mój telefon nie przetrwał wypadku, więc nie miałem jak was poinformować. I nawet nie znam waszych numerów.
- To poinformuję resztę jak najszybciej. I dodam cię do naszej grupy. Opowiesz mi w drodze, co dokładnie się stało?

To miał być miły romantyczny wieczór we dwoje. Coś innego niż co piątkowa playlista ze spotifaja i pizza. Chciał zabrać Lilly do ekskluzywnej restauracji. W końcu pół roku małżeństwa bez ani jednej kłótni to powód do świętowania. Lilly była zachwycona zarówno pomysłem niespodzianką jak i jedzeniem. Chciała się odwdzięczyć i powiedziała, że nie będzie pić wina i poprowadzi do domu, a on na to przystał. Po kolacji poszli jeszcze na spacer po mieście i kupili sobie po gorącej czekoladzie. Weszli do auta i ruszyli w drogę do domu. Jechali dość szybko, bo na ulicach nie było ruchu, ale nie przekraczali dopuszczalnej prędkości. Lilly lubiła szybką jazdę. Był też inny kierowca, który lubił prędkość nawet bardziej od niej. W najgorszym możliwym momencie zachciało mu się wyprzedzać - prosto na czołówkę z nimi. Zepchnęło ich na pobocze, Gareth w ostatniej chwili spróbował osłonić głowę Lilly, a następnie dachowali. Gdyby tego nie zrobił, szkło z szyb zamiast wbić się w jego dłonie, przebiłoby Lilly oczy i szyję.
- Uratowałeś ją. Nie mów, że to twoja wina. To wina tamtego pirata drogowego. Mam nadzieję, że go złapali i nie wywinie się z tego.
- Umarł na miejscu. To zabrzmi trochę jakbym był socjopatą i nie powinienem tego mówić jako urzędnik państwowy, ale jakoś...
- Cieszy cię to. - dokończył kolega-kierowca.
- Można tak powiedzieć.
- Myślę, że potrafię zrozumieć. Jest ktoś, kogo wolałabym martwego.
- Z tej strony jeszcze cię nie znałem. Czy to ma coś wspólnego z Jakiem?
- Tak.
- Powiedz mojemu szwagrowi, że gdyby potrzebował informacji, to mogę pomóc.
- Dzięki, na pewno przekażę. - odpowiedziała zadowolona z takiego obrotu spraw. W zasadzie to sama zamierzała na tym skorzystać. Ale wtedy zapaliła jej się żółta lampka i przypomniały słowa Jake'a "nie ufaj nikomu". Czy mogła zaufać Garethowi? Co jeśli to jakaś pułapka? Postanowiła jeszcze nie pytać go o nic, ale mieć to w pamięci i zwrócić się do niego w ostatecznej ostateczności.

Jessy strasznie się rozpłakała i była pierwszą, która przyjechała do szpitala, by czuwać przy Lilly. Jednak nie mogła zostać zbyt długo, jedynie na weekend. Ale obiecała przyjechać w kolejny i następny, i następny, i tak długo aż będzie to potrzebne.

***
- Drake, znalazłam go.
- To wspaniała wiadomość Roxy! - ucieszył się chłopak słysząc dobrą wiadomość na FaceTime. - Ale, dlaczego jesteś taka roztrzęsiona?
- Bo miał wypadek i leży w szpitalu w śpiączce. Co ja mam teraz zrobić? - dziewczyna wybuchnęła płaczem. - Drake... Tak bym chciała, żebyś tu ze mną był. Choć wiem, że to teraz niemożliwe. Nie możesz od tak opuścić koszarów.
- Och Roxy. Tak mi przykro, że nie mogę teraz tam z tobą być. Ale twój brat jest silny. Jestem pewny, że niedługo się obudzi.

Hack into my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz