Rozdział 2: Tenebris

1.2K 135 32
                                    

Dolina Godryka była gęstą społecznością domów czarodziejów. Była przeciwieństwem Privet Drive pod względem architektury podmiejskiej. Każdy dom był budowany przez inny zespół budowniczych z innym zestawem zamówień za każdym razem, co skutkowało kakofonią wzorów i kolorów. Ale w przeciwieństwie do Privet Drive, gdzie do plotek gotowe były nawet dzieci, a wścibscy sąsiedzi obgadywali siebie nawzajem, tutaj było inaczej. Cała okolica była cicha. Kilka domów najwyraźniej stało pustych od wieków, podczas gdy w innych ostrożni mieszkańcy zerkali zza zasłon. To nie była pogoń za plotkami.

Czasy wojny, pomyślał Harry, impuls do ukrywania się był mu nieznany. Życie należało przeżyć, a wrogów zadźgać, a Harry nigdy nie był zwolennikiem małej egzystencji.

Szedł właśnie ulicą, przyglądając się każdemu domowi w poszukiwaniu śladów Potterów. Zdecydowanie pamiętał, że dom znajdował się mniej więcej w pobliżu cmentarza, na którym teraz był, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, w którym. Syriusz zabrał go tutaj na piątym roku, by złożyć hołd jego rodzicom, ale to było dekadę temu i Harry i tak nie zwracał na to zbytniej uwagi. Nie mając żadnych wspomnień, na których mógłby się oprzeć, Lily i James nie wydawali mu się prawdziwi.

Uderzył go radośnie chorobliwy impuls i Harry podążył za nim, wchodząc na cmentarz po raz drugi w życiu.

- Wskaż mi grób Harry'ego Pottera. - Powiedział, wyciągając różdżkę z szat. Wskazywała północ, ale Harry tylko się na nią gapił, przeszukując kieszenie, ale nie znajdując właściwej różdżki. - Naprawdę?

Różdżka, która z pewnością nie była właściwą różdżką, nie odpowiedziała, ale uszczypnęła go w palce.

- Mam idealnie dobrą różdżkę z ostrokrzewu, którą w końcu udało mi się naprawić. Jesteś niepotrzebna. Gdybym wiedział, że zabicie Dumbledore'a będzie oznaczało skończenie z tobą, kazałbym to zrobić Draco. Spodobałoby ci się to. Obaj jesteście okropnymi draniami.

Różdżka zdawała się potraktować to jako komplement. Harry włożył ją do tylnej kieszeni dżinsów i ruszył na północ, spoglądając na nagrobki. W końcu natknął się na ziemię należącą do rodziny Potter. Jego dziadkowie najwyraźniej też tu leżeli.

Nagrobek Harry'ego Pottera był tylko o połowę mniejszy od pobliskich, ale wystarczająco duży, by jego pełne imię i nazwisko rozciągało się okazale na górze. Mniejszymi literami wypisano: 31 lipca 1980 - 1 listopada 1981. I w zapętlonym kursywą, słowa prawie lśniące w świetle porannego słońca: Ostatnim wrogiem, który należy pokonać, jest śmierć.

- Gówniane szczęście, dzieciaku. - Harry mruknął, czując się dziwnie.

Nigdy nie czuł tak dużo, wpatrując się w jakikolwiek inny nagrobek, ale doszedł do wniosku, że miało to sens, gdy patrzyło się na własny grób. Śmierć nie miała po niego przyjść, dopóki zarówno on, jak i Voldemort nie będą gotowi (co prawdopodobnie oznaczało nigdy, ponieważ Voldemort uwielbiał żyć, a Harry nie planował porzucać go w tak trwały sposób), ale grób wciąż sprawiał, że czuł coś w klatce piersiowej.

Prawdopodobnie głód. Kryjówka Zakonu nie była zaopatrzona w żadne jedzenie poza herbatnikami i herbatą.

Na odgłos kroków Harry odwrócił się i zobaczył Lily idącą w jego stronę, trzymającą bukiet białych kwiatów. Położyła je u podstawy nagrobka. Wolną rękę przyłożyła do ust, a potem do kamienia.

- Trochę niepokojące, prawda? - Powiedziała cicho. - Stać przy własnym grobie.

- Bardzo. - Harry zgodził się. Nie znał żadnych tematów do pogawędek na cmentarzu, kiedy nie świętujesz, nie organizujesz orgii ani nie planujesz pochować żywcem zdrajcy. - Jest bardzo zadbany.

Hell Is Your Son From Another Dimension || Tłumaczenie HarrymortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz