Rozdział 4: Falsus

1K 117 20
                                    

Spotkanie trwało dalej nawet po odejściu Moody'ego, ale stało się znacznie mniej napięte. Jeden po drugim ludzie zaczęli wychodzić, aż Harry został tylko z Huncwotami i matką, która zakładał, że była jego nieoficjalną opiekunką ze względu na łączące ich więzi. Syriusz przyniósł alkohol i Harry pił z nimi za coraz bardziej niewiarygodne życzenia. To było dość dziwne, siedzieć po drugiej stronie stołu z wilkołakiem, którego zabił w swoim własnym świecie za złamanie serca Syriuszowi i opowiedzenie się po stronie Dumbledore'a w wojnie, ale Harry stłumił te uczucia. Gdyby zwracał uwagę na każdą dziwną rzecz w tym świecie, mówiłby tak długo, aż zaschłoby mu w ustach.

Kiedy grupa w końcu zdecydowała, że nadszedł czas, by się aportować, rzucili na siebie najpierw uroki maskujące. Harry zabawiał ich dalej, zastanawiając się, czy myśleli, że Voldemort w jakiś sposób śledził ich ruchy w Stonehenge.

Ale kiedy dotarł na miejsce, nie było tam już nikogo oprócz nich. Harry przez kilka chwil z rozbawieniem obserwował, jak Lily rzuca zaklęcia.

- Co robisz? - Zapytał Harry, próbując sobie przypomnieć, do czego służyły zaklęcia, których używała. Ich słowa odbijały się echem, które pamiętał sprzed lat, ale musiało to być we wczesnych latach nauki w Hogwarcie.

- Mugolskie zaklęcia odstraszające. - Lily wyjaśniła, kontynuując rzucanie. - Zgaduję, że nie miałeś zbytniej potrzeby ich nakładania, skoro zazwyczaj pracujesz w świecie czarodziejów.

- Racja, te. - Harry powiedział, przypominając sobie Mistrzostwa Świata na czwartym roku. To właśnie tam je poczuł. Dobrze, że pamiętał, bo inaczej męczyłoby go to przez cały tydzień. To było interesujące, widzieć Lily używającą tych przestarzałych uroków, ale Harry nie zawracał sobie głowy zwróceniem na to uwagi. Przecież nigdy nie będzie musiał używać tych uroków w domu. Od sześciu lat w Wielkiej Brytanii nie było żadnego mugola. Ale to mu przypomniało, żeby zaczął rzucać barierę na przestrzeń wewnątrz kamieni. - Nie będziecie w stanie nic przez nią zobaczyć ani usłyszeć. Zalecam, żebyście nie próbowali jej rozbijać.

- Co się stanie, jeśli spróbujemy? - Zapytał Syriusz.

- Nic dobrego. - Harry powiedział z uśmiechem, przypominając sobie dobre czasy. - Poza tym dowiem się i będę wkurzony, że zakłócasz mój czas z mężem.

- Nie martw się, twoja wizyta małżeńska będzie wolna od nękania. - Powiedziała Lily, odciągając Syriusza od szturchania bariery.

Harry nie był do końca pewien, czym jest wizyta małżeńska, ale to nie miało znaczenia. Wszedł do kręgu i zdecydował się użyć Czarnej Różdżki, by otworzyć portal między ich światami. Cały obszar był nasycony chaotyczną magią między wymiarowej przestrzeni. Nietrudno było się do niej podłączyć i odtworzyć portal, który go tu sprowadził. Trudniej było otworzyć go dokładnie tam, gdzie chciał, ponieważ jego więź małżeńska nie była w stanie właściwie odczytać męża, ale w końcu udało mu się znaleźć Voldemorta w jego biurze.

Z blaskiem ognia wokół krawędzi, portal stał się czymś w rodzaju połączenia z kominka. Harry wyczarował sobie wygodny fotel, w którym mógł się rozsiąść podczas rozmowy. Voldemort, siedząc za biurkiem, odłożył papiery i uniósł brew na Harry'ego.

- Hej, przystojniaku. - Powiedział Harry, próbując ocenić nastrój Voldemorta. Z pierwszego wrażenia nie wyglądało to dobrze. Voldemort wyglądał tak głupio pociągająco, jak zawsze. Jego ciemne włosy były idealnie ułożone, bez Harry'ego, który mógłby je zrujnować, a jego skóra była pozbawiona jakichkolwiek skaz, które Harry mógł pozostawić na niej swoimi ustami. Ale siedział trochę zbyt nieruchomo, z napiętymi ramionami, których nie zmniejszyłoby kilka rund Crucio na kilku idiotach, a jego czerwone oczy wpatrywały się w Harry'ego z inną intensywnością niż zwykle. Niemniej jednak. - Jak ci minął ten piękny wieczór?

Hell Is Your Son From Another Dimension || Tłumaczenie HarrymortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz