ROZDZIAŁ 7

71 15 0
                                    


- Możesz to potrzymać? - Spytał Przemek, którego obserwowałem już od kilku tygodni. Zachowywał się nadzwyczaj dziwnie i przysiągłbym, że ma to związek z Marleną.

- Uważaj! - Krzyknąłem gdy podwieszana klatka dla papug lądowała na jego głowie z hukiem.

- Ja pierdolę Seba! Nie możesz być ostrożniejszy?! Miałeś to trzymać, chłopie. - Odegrał się, zwracając mi uwagę niezbyt przyjemnym tonem.

- Nie widzisz, że uchwyt był pordzewiały! - Zauważyłem, stwierdzając cierpko.

- Przepraszam brachol! Po prostu mam za dużo na głowie. - W ostatnim czasie często widywałem go z Marleną, która stała się przy nim bardziej pogodna i mniej spięta. Spoglądając na jej śliczną piegowatą twarz byłem niemalże pewny, że towarzysząca jej radość była zasługą mojego brata. Pomimo, że sam popadał w jakąś osobistą otchłań i kiedy nie byli razem Przemo stawał się zamknięty w sobie i coraz częściej opryskliwy. W domu ledwo się mijaliśmy, zastanawiałem się jakie relacje ich wiązały. Nie byli parą, gdyż nie wskazywały na to żadne gesty. Brat zdradzał jednak swoim zachowaniem, że dziewczyna nie jest mu obojętna. Będąc w jej towarzystwie nie opuszczała go wesołość, zarażał entuzjazmem, gdy zaś się rozstawali Przemo stawał się kimś zupełnie innym. Zdecydowanie coś go dręczyło, musiałem dowiedzieć się co to było. Zazdrościłem mu, Marlena bardzo mi się podobała, moje ukradkowe spojrzenia uciekające w jej stronę zadręczały mnie z coraz większą intensywnością. Widząc jak szczebiocze wesoło gdy ten opowiada śmieszną anegdotę gotowałem się w sobie. Nie miałem nawet możliwości by na najkrótszą chwilę pozostać z nią sam na sam. Przemek wniósł jakąś wysoką barierę wokoło Marleny. Spotykałem się z nim codziennie o poranku przy szybkiej kawie, stwarzał wrażenie niechętnego do pogadanek. Brak naszych wspólnych rozmów bardzo mi ciążył, a dobro młodszego brata było dla mnie najważniejsze. Ojciec po śmierci mamy nie zwracał na nic większej uwagi, często nie było go w domu, więc rozmowa z nim o zachowaniu mojego brata nie wchodziła w grę.

- Przemo co się z tobą ostatnio dzieje? - Spojrzałem na niego chwytając za ramie i zatrzymując w działaniu, którym był pochłonięty. - Odłóż to i chodź. - Zbliżał się późny wieczór. - To może poczekać. - Weszliśmy do lokalu, panujące ciepło zachęcało do tego by zrobić sobie przerwę przy czymś mocniejszym. Całkowicie zdemontowaliśmy ogród przed lokalem, wywożąc wszystko co jeszcze do niedawna przypominało o otwartym letnim sezonie, mimo to wiedziałem, że interes będzie kręcił się wspaniale.

- Zamierzasz zaprosić mnie na kolejkę? - Spojrzał na mnie z lekkim uśmieszkiem.

- Zasługujemy na coś co nas rozgrzeje. - Odparłem. Chwyciłem z baru dwa kieliszki i wódkę.

- Masz rację, chętnie się napije, ale nie za dużo! - Miałem w planach lekko go podtopić, największą wadą mojego braciszka po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu robiła się rozmowność. Na to po cichu liczyłem. Chciałem zrozumieć co go trapi.

Niecały litr wódki później przypominaliśmy sobie szczeniackie wyskoki, podczas których złamałem nogę. Do picia miałem zawsze mocną głowę.

- Pamiętasz ten moment, w którym nagrałem jak fikasz orła na deskorolce? Miałem wtedy dwanaście lat. Twój widok tak nas wszystkich rozbawił, że Gucio aż popuścił, zlał się w gacie. Szkoda tylko, że przez twoje złamanie ominęła ciebie własna osiemnastka. - Jego beztroski śmiech początkowo rozwiał moje obawy. Śmialiśmy się oboje wniebogłosy. Wstałem po kolejną flaszkę gdy Przemo się odezwał.

- Ja pasuje brachol! - Jego mętne spojrzenie zaczynało utwierdzać mnie w przekonaniu, że jednak się wstawił.

- Na pewno? Ja z chęcią jeszcze wypije.

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz