ROZDZIAŁ 2

84 19 2
                                    

- Marlena, Lenka! - Wołanie Przemka przywracało mnie do rzeczywistości. Scena z przedstawienia, w którym grałam główną rolę uleciała niczym motyl z kwiatu pozostawiając jedynie rozpaczliwe wołanie o pomoc. - Powiedziałem coś nie tak? Co ci jest? Odezwij się do mnie. Nie płacz, proszę. Przepraszam.- Spojrzałam na niego ocierając wierzchem dłoni mokre oczy. Odwróciłam wzrok w niedowierzaniu, zerkając na ślady łez na rękach. Ciepły i delikatny październikowy wiatr osuszał wilgotne powieki.

- Widzisz? - Obracałam przed nim swoje ręce pokazując zebraną z twarzy wilgoć. - To łzy. - Szepnęłam instynktownie. Plecak ciążył mi na ramionach jakby znajdowała się w nim niezliczona ilość kamieni. Musiałam usiąść, odetchnąć. Żałowałam, że Agnieszka pojechała na urlop. Gdybym tylko mogła jej wszystko opowiedzieć. Potrzebowałam jej jak nigdy dotąd. Usiadłam w cieniu drzew na ławce, która stała w pobliżu tuż pod restauracją, do której zabierał nas kiedyś tata. Kawa smakowała w tym miejscu jak w żadnym innym.

- Jesteś blada. - Mój towarzysz usiadł obok mnie przyglądając mi się uważnie. - Jak się czujesz? Przez chwilę byłaś całkowicie odcięta.

- Lepiej. - Odpowiedziałam bez większych emocji, by zmienić temat dorzuciłam. - Jesteśmy na miejscu. Odwróciłam wzrok w stronę kolorowego szyldu restauracji o nazwie Domenico, znajdującego się na tyłach lokalu.

- Nie pomyślałem, że przyjdziemy na herbatę właśnie tu. - Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd równych białych zębów. - Wejście jest z przodu. - Patrzył na mnie w całkowitym zdziwieniu.

- Właściwie to. - Szukając odpowiednich słów bawiłam się bransoletkami na nadgarstku. - Przychodziłam tu z rodzicami i bratem, w każdą niedziele.

- Poważnie? - Jego miodowy i intensywny wzrok szukał potwierdzenia w tym co wcześniej usłyszał.

- Tak. - Pokiwałam głową. - Często siadam na tej ławce po zajęciach.

- Chodźmy do środka. - Wstał z ławki i lekkim krokiem ruszył przed siebie zostawiając mnie siedzącą w cieniu drzew. Był dziwnie poruszony. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego przyszłam tu z nim. Nowo poznany chłopak był pierwszą osobą od wielu lat, którą dopuściłam bliżej siebie niż zamierzałam. Jednocześnie chciałam podjąć ryzyko związane z nawiązaniem tej relacji. Jakaś cząstka mnie zaczynała go nawet lubić. Był odrobinę wyższy ode mnie, a umięśnione ciało zaprzeczało łagodności jaka płynęła z jego wnętrza. Uświadomiłam sobie, że mógłby stać się dla mnie kimś więcej niż tylko kolejną twarzą mijaną w tłumie.

- Poczekaj. - Zawołałam za nim. Odwrócił się w moim kierunku i na krótką chwilę dałam się ponieść myśli, że gdybym się postarała Przemek stałby się moim pierwszym dobrym przyjacielem w nowym życiu. - Nie byłam tu dawno. Ostatni raz kilka lat temu, zanim, zanim. - Zawiesiłam swój głos w próżni. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Przemek podszedł bliżej i powiedział.

- Zostaw na kilka chwil to co stało się w twoim życiu, zaufaj mi. - Jego słowa chociaż przekonujące nie do końca motywowały mnie do dalszego działania. Strach, który się rodził budził moją czujność. - Chodź! Skierowaliśmy się na przód budynku gdy stanęłam oniemiała. Po mojej prawej stronie ukazał się wcześniej nie znany widok. Jedyne co przyszło mi do głowy to, że lokal zmienił właściciela. Hipnotyczny obraz ukazujący się przede mną wymazał wszystko o czym wcześniej myślałam. Zalała mnie fala błogostanu jakiego długo nie odczuwałam. Do wejścia kierowała urokliwa oaza zieleni. Ogród, który został stworzony przed lokalem zapraszał przechodniów na odpoczynek w cieniu roślinności. Donice z przepięknymi kolorowymi kwiatami zapierały dech w piersi. Śpiew papug znajdujących się w podwieszanych zdobionych klatkach rozchodził się dźwięcznie po okolicy. To stanowiło niezaprzeczalny strzał w dziesiątkę, nie widziałam nigdy takiego widoku. Hamaki wiszące na drzewach i stojące w pobliżu leżaki umożliwiały odpoczywającym spędzanie czasu w miłej atmosferze pełnej relaksu. Włoska muzyka płynąca z głośników nadawała klimatyczny nastrój. Liczne grono klientów, zajmowało wszystkie stoliki. Zauważyłam, że nie mielibyśmy szans znaleźć wolnego miejsca w takie ciepłe październikowe popołudnie. Wokoło roznosił się cudowny zapach jedzenia i świeżo palonej kawy. Zerknęłam mimowolnie na mojego towarzysza opartego o ogrodzenie i patrzącego w moim kierunku ze zadziwieniem. Uśmiechał się. Był pewny siebie, zazdrościłam mu. Przekonana, że nie zyskałabym nawet grama jego beztroskiego samopoczucia spuściłam wzrok.

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz