Dzień 6

10 0 0
                                    

Obudziłem się. Niestety. Patrzę na budzik. 5.30. Zajebiście. Teraz muszę znaleźć siłę, żeby wstać, odbębnić dzienną rutynę i wyjść na mój wsiobus. Lekcje zaczynam o 8 a mam autobus o 6.45, który jest tak regularny jak kartkówki z matmy, czyli nigdy nikt nie wie, a kiedy najmniej się go spodziewasz, to nagle atakuje. Przynajmniej nie jem śniadań. Plus 10 minut leżenia. Proficik taki sam, jak wtedy, kiedy w  końcu pociszniesz teg jednego szczura, który chwali się, że zna wzór na deltę, a nie wie ile to 2+2. O 5.40 wstaję z mojego kokona, mojej granicy od tego okrutnego świata, z którego niedawno próbowałem zniknąć. Szkoda, że się nie udało. W sumie to nie mam na co narzekać. Mam matkę i ojca, chociaż ojciec chleje na potęgę, mam dom, jedzenie, którego i tak nie jem, chodzę do szkoły, która jest tylko problemem, i mam kolegów. W szkole tylko jednego, ale to i tak lepiej niż żaden. Poza nią mam jeszcze kolegę i koleżankę. Rodzeństwo. Planuję im to pokazać. Dobra, zboczyłem z tematu, tak samo jak baba od gegry, która, nie ważne, jaki temat przerabiacie na lekcji, opowiada o tym, jak ona tak miała. A potem leci kolejna, i kolejna i tak aż do usranej śmierci. Ubrany jak zwykle w czarną oversie koszulkę, czarne spodnie z łańcuchami i dużymi kieszeniami, w których zawsze noszę ostrza od temperówek i noże, bo czasem mogą się przydać, czarne wysokie buty i czarne rękawiczki. Wyszedłem z domu, poszedłem na przystanek i czekałem na autobus, bawiąc się, teraz uwaga, nie palcami, nie rękoma, tylko pluszanką. Dzisiaj padło na niebieską kałamarnicę, od firmy Squishmallows. Kocham te pluszanki. Mam w swojej kolekcji już wyżej wspomnianą kałamarnicę, żółtego dinozaura, czerwoną pandę i dużego, pomarańczowo-czerwonego liska. Wiem, że to głupie, ale tęsknię za tymi pluszankami. Od czasu szpitala stały się dla mnie ważne. Zacząłem wspominać, jak w szpitalu cały czas miałem właśnie pluszankę. Czułem się lepiej. Obok mnie usadowiła się jakaś babuszka, która zaczęła mi pierdolić, że tak duży chłopiec, a bawi się pluszankami, no to wtedy znalazłem jedyne rozwiązanie, czyli założyłem słuchawki na głowę, i puściłem na całą głośność  "Hayloft ll" od Mother Mother. Babcia odsunęła  się ode mnie wystraszona, a ja uśmiechnąłem się wrednie. Straszenie tych ameb umysłowych, zwanych ludźmi, było moim 3 ulubionym zajęciem, zaraz po spaniu i słuchaniu muzyki. W końcu autobus podjechał, więc wsiadłem do niego szybko i zająłem ulubione miejsce tej francy. Wiem, że nie powinno się tak robić, ale co mnie to. Ma cały wsiobus wolny, to niech se ten jeden raz usiądzie gdzieś indziej. Wyjąłem puszkę energola z plecaka, otworzyłem ją, i zacząłem pić. Po kolejnej nieprzespanej nocy dosłownie umieram. Po pół godzinie, wyszedłem z autobusu, i poszedłem w kierunku szkoły. Schowałem pluszankę, żeby śmiechu nie było i wszedłem tam. Od razu dostałem pierdolca, bo bachory z parteru nie potrafiły zamknąć mordy. Dosłownie, drą się jak ty kiedy miałeś 4 lata, a ojciec włączył za gorącą wodę. Pokręciłem głową i wszedłem na górę. Ja nie wiem, po co ja tu dalej chodzę. Ze stream'owania bym zarobił przynajmniej 1000 dziennie. Albo nie. Jestem za leniwy.

∆|• ~ 45 wspomnień Adama Wheat'a ~ •|∆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz