Wstęp i Początek

12 0 0
                                    

Poniższa historia zostaje spisana, między innymi celem pokazania, jak (mniej więcej) może wyglądać życie kogoś, u kogo wykształciła się Socjopatia. Jest ona bardzo często mylona z Psychopatią, jednak główną różnicą pomiędzy nimi jest fakt, że, w przeciwieństwie do Psychopatii (która jest chorobą genetyczną), Socjopatia nie wykazuje zapędów destrukcyjnych, czy nawet, w skrajnych przypadkach - sadystycznych.

Socjopatia nie jest chorobą. Jest wykształconym rodzajem osobowości, powstałym, na skutek spaczonego dzieciństwa, braku odpowiednich wzorców, czy, często również czynników kryminogennych w otoczeniu. Taka osoba może często nie odczuwać emocji, które dla innych są naturalnymi, reagować zupełnie inaczej, znacznie bardziej obojętnie w tych samych sytuacjach, w których inny człowiek zareagowałby "prawidłowymi", ludzkimi odruchami, na przykład empatią. Może wykazywać również zupełnie inne rozumienie podstawowych pojęć.

Historia, którą Wam przedstawiam, jest o tyle specyficzna, że część z przedstawionych tam wydarzeń, scen, czy samych dialogów i przemyśleń jest autentyczna i wydarzyła się naprawdę. Pozostałe zostały stworzone wyłącznie na potrzeby tej historii. 


PS: Nigdzie nie zaznaczyłam, które fragmenty są rzeczywiste. 


*****

Sale sądowe, z jakiegoś powodu budzą w ludziach respekt, nawet strach. Dla większości wyda się to dziwne, ale ja, siedząc przed nią, a później wchodząc do środka nie czułam prawie nic, chociaż, podobno, powinnam.

Bywałam w podobnych już wiele razy wcześniej, ale po raz pierwszy to ja miałam być na miejscu oskarżonego. O co? Coś mi mówi, że zaraz wszyscy się o tym przekonamy. 

Wewnątrz sali była jedynie czwórka osób. Z jednej strony ja i przydzielony mi przez sąd adwokat (w postaci wysokiej, bardzo szczupłej brunetki, której imienia nie umiałam zapamiętać). Naprzeciw, za podobnie wielką, ciężką, drewnianą ławą, siedzieli przesadnie poważny prokurator, a obok niego jeszcze bardziej przesadnie zapłakana, rozhisteryzowana, drobna (i zapewneniezbyt trzeźwa) kobieta. Jednorazowa chusteczka, którą już i tak zbyt wiele razy wytarła wymuszone łzy i katar, prawie że błagała o to, by w końcu zastąpić ją inną... ale kto by się tym przejmował? Rzeczy martwe nie mają prawa głosu. 

Nagle rozległ się przywołujący mnie z zakamarków własnej głowy, głos starego człowieka. 

Przeniosłam na niego spojrzenie. Sędzia stał już na swoim piedestale, oparty dłońmi o blat biurka, pośrodku dwójki ławników. W przeciwieństwie do nich, po nim widać było, że może to być jedna z ostatnich rozpraw, jakie prowadzi, przed odejściem na emeryturę. Strzępki tego, co kiedyś było jego włosami, trzymały się ostatkiem sił na głowie. Do tego twarz pełna zmarszczek, dziwnie przypominała mi to, jak skończył Palpatine w "Gwiezdnych Wojnach", po bliskim spotkaniu z oddelegowaną do odebrania mu uprawnień gromadką Jedi.

W końcu usiadł ciężko i jeszcze ciężej westchnął, zapewne widząc moją minę, po czym wziął głęboki wdech i zaczął mówić.

– Żeby niepotrzebnie nie przeciągać, Prokuratorze, proszę o przedstawienie sprawy. 

Rosły mężczyzna, siedzący naprzeciw, bez słowa wstał, po czym w kilku szybkich zdaniach zaczął opisywać sytuację.

– W imieniu Powódki – wskazał dłonią nadal płaczącą kobietę – proszę sąd o podjęcie niezbędnych kroków do odseparowania od społeczeństwa Pozwanej, ponieważ stanowi ona rażące zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia innych. Przez jej nieuwagę, syn powódki dzisiaj znajduje się na sali szpitalnej, jest zagrożony trwałym kalectwem i długimi rehabilitacjami. 

SocjopatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz