Rozdział dwudziesty trzeci

1 0 0
                                    

Dobrze wiedziałam, jaki dziś jest dzień. Detektyw... nie dawał mi o tym zapomnieć ani na sekundę przez ostatnie dni. Z resztą, nie on jeden. Miałam wrażenie, że od dobrego tygodnia każdy, kto wie, co i jak, kto wie, co jest grane, patrzy na mnie z wyższością albo żalem. Wszyscy oni zapewne od dłuższego czasu, śledząc moją "karierę", jako (chwilowo) przybocznej Detektywa, stawiają zakłady jak to się skończy. Część z nich otwarcie mówiła, że liczą, że po dzisiejszej powtórnej rozprawie jeszcze do nich wrócę, znów pozatruwam im życie w gmachach komendy, polatam z nimi po skrzyżowaniach, w pogoni za kolejnym kretynem, który sądzi, że umie jeździć albo zwyczajnie poogląda wspólnie głupie filmy, na prowizorycznie utworzonym na kolanie, wielkim ekranie, kiedy znów całe zasilanie szlag trafi i utkniemy w komendzie na dobre kilkanaście godzin.

Dość jasne było, że każdy inny otworzy dziś szampana, jeśli jednak Detektyw wróci do nich z informacją, że szybko mnie nie zobaczą. Chociaż... tyle szczęścia na raz, to chyba nie ma. 

– Ej, czy ty mnie słuchasz w ogóle? – Dobiegł do mnie w końcu tak bardzo znajomy dźwięk głosu Adama, że aż uśmiechnęłam się, słysząc ten ton. – Pomijając fakt, że prowadzisz i skupiasz się na Bóg wie czym, zamiast na drodze... wracamy do świata żywych, moja droga, wypadek z tobą za kółkiem jest nam teraz najmniej potrzebny na...

 – Na koniec? Pocieszający jest fakt, że nie ja jedna jestem świadoma, że możliwych zakończeń dzisiejszego dnia jest więcej, niż jedno – wtrąciłam, tak bardzo spokojnym i opanowanym tonem, jak tylko mogłam. – Poza tym, zapewniam, że cały czas jestem skupiona na drodze.

Nie skłamałam, dokładnie tak było. Nie prowadziłam samochodu od dobrego roku i Staruszek, wspaniałomyślnie, świadomy tego, jaki dziś dzień, pozwolił mi prowadzić, w duchu wiedząc, że może to być ostatnia taka okazja w najbliższym czasie. 

– Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. I wiesz, że nadal wierzę, że wyjdziesz stamtąd...

 – Wiesz, wyjdę na pewno, pytanie, czy z Wami, czy z nimi.

– Wiesz, że granie zupełnie wyluzowanej w tak dramatycznej sytuacji za cholerę ci nie wychodzi? –rzucił, patrząc przy tym na mnie z nagannym spojrzeniem, które przez ostatni rok widziałam już tyle razy, co prawda głównie u jego ojca, ale jednak.

– Ej, wychodzi mi to genialnie.

– Tu akurat muszę się z nią zgodzić, wychodzi jej to genialnie – potwierdził nagle Detektyw z tylnego siedzenia, najwidoczniej od początku przysłuchując się naszej rozmowie. – Na pewno znacznie lepiej, niż mi kiedyś. Ty, młody, jesteś zwyczajnie nieobiektywny, nie jest ci obojętna, więc uczucia...

– Nie wmówisz mi, że tobie jest, więc może skończ ten wywód – odparł, wyraźnie zmieszany.

 Choć oboje znaliśmy jego odczucia, sam fakt, wypowiedzenia tego na głos, w takiej sytuacji zrobił swoje.

– Masz rację, tyle, że ja ich nie próbuję ukrywać, w przeciwieństwie do co niektórych. Zwyczajnie jestem świadomy, tak samo, jak i ona, jak to się może dzisiaj skończyć. Im szybciej sam pogodzisz się z tym, że ona może dzisiaj nie wyjść stamtąd z nami, tym lepiej.

– Nie kupuję takiej opcji.

 – A powinieneś – odpowiedzieliśmy oboje, całkiem poważnym tonem.

– Prawda jest taka, że ta opcja jest nawet znacznie bardziej możliwa. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym łatwiej twojemu ojcu będzie ogarnąć sytuację, kiedy...

 – Przestań, proszę – wtrącił, niemal błagalnie.

Wszyscy troje jednocześnie wzięliśmy głęboki wdech.

SocjopatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz