Rozdział dwunasty

2 0 0
                                    

Mycie i polerowanie SUV-a Staruszek zapowiadał nam już od dawna. Okazało się, że właśnie dzisiaj nadszedł ten dzień. Nie wspomniał jedynie, że do pomocy zwerbował nam dwójkę długoletnich znajomych, razem z którymi służył w komendzie. Obaj przyszli, prawie że, idealnie w porę akurat wtedy, kiedy samochód był już czysty i czekał jedynie na samo polerowanie. Kilka sztuk specjalnych ścierek, wyciągniętych z przydomowego garażu, leżało już i czekało na ich dotarcie. 

Zobaczyłam ich, jako pierwsza, siedząc wygodnie na dachu auta, co widocznie dla mojego opiekuna nie było żadnym problemem.

Gdy tylko podeszli, głośnym zawołaniem, które ciężko było powtórzyć, zwrócili na siebie uwagę obydwu Panów, zajętych nadal samochodem.

– Macie wyczucie chłopaki! – zawołał Staruszek, po czym odłożył wszystko i podszedł do nich witając się z każdym po kolei.

Mojej uwadze nie uszedł fakt spojrzeń ich obojga, przez ułamek sekundy utkwionych we mnie, jakby pierwszy raz widzieli dziewczynę, siedzącą na dachusamochodu.

– Pozwólcie! – odezwał się znów Detektyw, gestem zapraszając ich do nas. – Adama już znacie –wskazał gestem chłopaka, który w ciszy zasalutował jedynie. - A to jest... 

– Dziewczyna od motocykla! – wtrącił jeden z nich, uśmiechając się przy tym. 

Więc to o tym wcześniej myśleli.

Słysząc jego słowa, rzuciłam okiem na Adama, który zaśmiał się cicho, przypominając sobie tamtąhistorię.

– Ewidentnie ci to przylgnęło. Aż coraz bardziej żałuję, że mnie tam nie było! – zawołał do mnie, nie kryjąc uśmiechu.

– Wtedy nie chciałbyś tam być – zapewniłam, mrugając do niego, co jedynie on mógł zauważyć. 

– W każdym razie. Tak, to jest Monika – odezwał się w końcu mój Opiekun, opierając się przedramionami o dach SUV-a. 

– W każdym razie, jak już Panowie dotarli... miło poznać i w ogóle, ale auto samo się nie wypoleruje –przerwałam, sięgając dłonią po kilka wspomnianych wcześniej materiałów i rzuciłam każdemu po jednej. –Zapraszam do nas, w machaniu łapkami powinniście mieć już wprawę, także... 

Urwałam natychmiast, słysząc wybuch śmiechu Adama, który - jak się szybko okazało - niemal nie poskładał się ze śmiechu, opierając o maskę auta na wyprostowanych teraz rękach. Jednocześnie kątem oka widziałam, że jego ojciec również nie wytrzymał i stoi teraz z głową opartą o przedramiona, ułożone wcześniej na dachu. 

– Ciebie co tak, przepraszam, bawi? – zapytałam chłopaka z pełnią powagi w głosie.

Zanim opanował śmiech, minęła dłuższa chwila. 

– Ooo! – wydobył z siebie, widocznie jeszcze nie do końca nad sobą panując – Głównie ich miny! –zawołał w końcu.

Dłonią wskazał dwójkę świeżo przybyłych, stojących teraz w osłupieniu, patrząc to na siebie nawzajem, to na nas, z tak głupimi minami, jak tylko było to możliwe. 

Chyba tyle, jeśli chodzi o powagę.

– A dwa... – podjął po chwili, między kolejnymi wybuchami śmiechu – fakt, że do niedawna jeszcze sam reagowałem podobnie, a teraz mnie to bawi! – Spojrzał na mnie, znacznie już spokojniejszy i nie odrywając spojrzenia, zwrócił się do gości: – Jeśli was to pocieszy, da się przywyknąć, a może nawet polubić.

– Ale, że mnie, czy...? – podchwyciłam, usiłując się przy tym nie roześmiać.

– Nie no, nie wierze! – dosłownie zaskomlał przez śmiech Detektyw, odrywając się od auta. – Zdecydowanie na trzeźwo tego nie zdzierżę, także zaraz wracam! - dodał, po czym podciągając nosem, nadal próbując zapanować nad sobą, chwilę później zniknął we wnętrzu domu. 

SocjopatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz