Rozdział dziewiętnasty

2 0 0
                                    

Zazwyczaj w sytuacjach takich, jak tamta, stanie jak idiota w miejscu i rozglądanie się wokół jest totalną głupotą. Wtedy jednak okazało się, że zadziałało to znacznie bardziej na moją korzyść, niż jego.

Facet widząc przed sobą kompletnie przemoczoną, znacznie mniejszą od siebie kobietę, widocznie z miejsca założył, że grzeczne odprowadzenie mnie z dala od całej sceny będzie wystarczającym zajęciem się mną.

Jakże musiał się zdziwić chwilę później, gdy od razu wykorzystałam jego całkowity spokój, w czasie którego kładł dłoń na moim prawym ramieniu.

Nie zaszczycając spojrzeniem Adama, będącego zaledwie kilka kroków dalej, chwyciłam jego rękę, obróciłam się delikatnie i z impetem uderzając stopą w miejscu tuż nad zgięciem kolana, posłałam go na chodnik, jednocześnie wykręcając uchwyconą wcześniej rękę do tyłu.

Świadoma faktu, że nic z tego by się w życiu nie udało, gdyby nie jego kompletne zlekceważenie i zaskoczenie go, zrobiłam szybki krok w tył i puściłam, dokładnie w tej samej chwili, kiedy spód stopy Adama spotkał się z jego potylicą. Facet wylądował z pluskiem w brodziku. Z jego marynarki wypadło kilka przedmiotów, w tym jakieś plakietki i coś, co kształtem przypominało mi jedynie scyzoryk.

– Zaczynam się cieszyć, że jednak wybrałem opcje dogadania się z tobą! – zawołał, próbując przekrzyczeć deszcz.

Gdy przeniosłam spojrzenie z tego na dole, na jego twarz, widziałam jego zdumione spojrzenie, co wcale mnie nie dziwiło. Położenie faceta, który był kompletnie pijany, a sprowadzenie do parteru kogoś całkowicie trzeźwego, robi sporą różnicę.

Chwila szczęścia nie trwała zbyt długo. Zaraz usłyszeliśmy odgłosy rzucanej w przestrzeń łaciny, kiedy drugi z nich odzyskał świadomość i zaczynał podnosić się z podłogi.

Adam odwrócił się w jego stronę, wyciągniętą teraz dłonią zatrzymując mnie przed zrobieniem jakiegokolwiek ruchu. W kolejnej sekundzie oboje widzieliśmy, że scyzoryki były widocznie ich standardowym wyposażeniem.

 – Nie no, serio? – jęknął chłopak, widząc, jak tamten rozkłada swój i przygotowuje się do kolejnej rundy. – Już was nie lubię... – wyjęczał znów, natychmiast ściągając z siebie koszulę i oplatając ją sobie wokół dłoni, by w końcu ją zacisnąć.

Podobną scenę widziałam w filmach wystarczającą ilość razy, by wiedzieć, o co z tym gestem chodzi.

– Głupi pomysł – rzuciłam, zaciskając dłoń na jego przedramieniu.

 – Nie pierwszy i pewnie nie ostatni w moim wykonaniu – wypalił, kręcąc głową z wyraźnym grymasem na twarzy.

Następnym ruchem, mimo moich sprzeciwów, tą samą ręką odsunął mnie o kilka kroków w tył.

Kolejne sceny bijatyki między nimi odbyły się na tyle szybko, że w moich oczach zlały się w jedną. Skutecznie zaczęłam je rejestrować dopiero w momencie, kiedy chłopak, po raz drugi dzisiaj, został sprowadzony na kolana, nadal starając się uniknąć spotkania z nożem tamtego.

W przypływie własnej totalnej głupoty szybko schyliłam się po broń tego na chodniku i rozłożyłam. Chwyciłam ostrze dosłownie na samym jej końcu i zrobiłam kilka kroków w stronę walczących.

– Hej!

Mój okrzyk zadziałał idealnie. Mężczyzna wyprostował się natychmiast, dając tym samym chłopakowi czas na zmianę pozycji. Wiedziałam, że sobie poradzi, jednak mimo to, zrobiłam, co zrobić zamierzałam z chwilą zawołania go.

Wraz z kolejnym krokiem, wzięłam duży zamach ręką i wypuściłam nóż w kierunku tamtego, po czym patrzyłam jak w locie nieco zmienia tor i zatrzymuje się, jakimś cudem wbity w podstawę schodów tuż za jego plecami i jednocześnie ostatni skrawek materiału jego marynarki, tym samym zmuszając go do chwilowego pozostania w miejscu. Wskutek zaskoczenia jego własny nóż wypadł mu z dłoni i wylądował na chodniku, zaraz obok nieprzytomnego nadal pierwszego mężczyzny.

– Ożesz! Jakbym chciała, to by mi tak nie wyszło! – wykrzyknęłam, widząc efekt swojego rzutu.

W tym samym czasie Adam podbiegł do niego i w ciągu kilku kolejnych sekund uwolnił i unieruchomił, ponownie posyłając go nieprzytomnego na ziemię.

Stałam nadal w miejscu, kiedy on upewniał się, że żaden z nich tym razem szybko nie wstanie, po czym podszedł do mnie, w drodze składając z powrotem oba scyzoryki.

– Nie wiedziałem, że umiesz nimi rzucać –podjął, unosząc je delikatnie.

– Ja też nie.

Uśmiechnął się delikatnie, widząc moją minę.

 – Widać masz do tego bardziej naturalne predyspozycje, niż...

– Jeszcze chwilę temu mnie też to bawiło, ale Twój ojciec ma widać rację. Inni tak samo. Równie dobrze mogłam...

– Wow, ej, czekaj. Spokojnie, oddychaj.

 Nie musiał czekać długo. Nie wiedziałam czemu w tamtym momencie tak właśnie się stało, ale sama, nagła zmiana tonu u niego sprawiła, że z miejsca zaczęłam się uspokajać. W innych okolicznościach pewnie uznałabym to za dobry znak, ale nie wtedy.

Zrobiłam głęboki wdech i wydech, później kolejny, i jeszcze jeden, zanim znów się odezwałam.

– Wezwij chłopaków, zgarnijcie ich na komendę, a później zadzwoń do ojca, powiedz mu, co się stało.

– Nie musi wiedzieć, że brałaś w tym udział –zaznaczył, ściszając głos do szeptu, patrząc mi w twarz.

 – Oboje wiemy, że i tak się dowie.

Uśmiechnęłam się do niego, dłońmi delikatnie zdejmując jego ręce z moich ramion i cofając się.

– Zajmij się tym, dobrze? Nie możemy ich tutaj tak zostawić.

– Czekaj, a co z tobą? Nie podoba mi się ten ton.

– Spokojnie, nie martw się o mnie. Jestem duża, poradzę sobie. Wiem, że możesz mi nie ufać, ale...

– Tego nie powiedziałem – przerwał mi natychmiast. – Nie mam powodów ci nie ufać.

Skinęłam tylko głową.

– Wezwij ich i zadzwoń po ojca – poprosiłam ponownie i tym razem jedynie skinął głową. 

SocjopatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz