Rozdział pierwszy

5 0 0
                                    

– Młoda, idziemy – powiedział stanowczo Detektyw, stając nade mną.

W tamtej chwili, pierwszy raz od naprawdę bardzo dawna, nie ważyłam się rzucić zupełnie żadnego komentarza. Kiwnęłam jedynie głową i wyszłam za nim z sali.

Nadal oszołomiona całą sytuacją, szłam posłusznie jego śladem aż do podziemnego parkingu, gdzie wsiedliśmy do nieoznakowanego, czarnego SUV-a, w tym wypadku Chevroleta. Poczekał, aż posłusznie wsiądę na miejsce pasażera, po czym zajął miejsce za kierownicą. Zapiął pasy i kazał mi zrobić to samo, następnie z wnętrza marynarki wyciągnął komórkę i podał mi ją, po czym zaczął mówić, iście władczym tonem.

– Ma wgrany GPS. Chcesz, czy nie, dla własnego i mojego bezpieczeństwa, będziesz od teraz namierzana dwadzieścia cztery na dobę, każdego dnia. Jasne? Cudownie – odpowiedział sobie, nim zdążyłam otworzyć usta. – Twoja obecna komórka, rzecz jasna, zostaje u mnie na kolejny rok. Chcesz, czy nie, to nie są wakacje, a pewnego rodzaju, areszt domowy. Tyle, że będzie w znacznej mierze na komendzie albo w terenie. Zasady podstawowe... – zamilkł na moment, wyjeżdżając autem z parkingu i wjeżdżając na główną drogę. – O GPSie już wspomniałem. Radzę nie robić nic głupiego, bo oprócz niego dostaniesz też podsłuch, a wierz mi, tego nie chce żadne z nas. Dzień w dzień twoje życie będzie bardzo monotonne i nudne, będziesz cały czas pod moim okiem. Jedziemy do twojego mieszkania, zabierasz rzeczy najpotrzebniejsze do przetrwania kolejnego roku i jedziesz ze mną do nowego lokum.

– A co będzie z moim mieszkaniem przez ten czas? Przecież...

– O to się nie martw. Nie zostanie bez opieki. Zanim zapytasz, temat pracy też jest ogarnięty. Co dzień rano stawiasz się ze mną na komendzie. Nie ma mowy o żadnych wymówkach. Każda próba niesubordynacji będzie traktowana jako rezygnacja z warunków, a te są proste: słuchasz mnie albo jedziesz do państwowego ośrodka.

Nic nie mówiąc, pokiwałam głową, wiedząc, że i tak nie mam nic do gadania.

Następne kroki były dokładnie takie, jak zapowiedział. Podjechaliśmy pod mój adres (który nie chce wiedzieć, skąd znał), poczekał, aż się spakuję, po czym pojechaliśmy... gdzieś. Gdzieś, gdzie nigdy wcześniej nie byłam, a przynajmniej tak mi się wydawało. 

Dzielnica wyglądała na porządną. Tak zwane przedmieścia, pełne równorzędnie ustawionych domów z ogródkami.

Podjechaliśmy pod jeden z nich. Było na tyle ciemno, że ciężko było powiedzieć jak dokładnie wyglądał z zewnątrz. Wzięliśmy z auta bagaże (w skład których o dziwo wchodził jeden plecak podróżny) i weszliśmy do środka. Nie zwróciłam szczególnej uwagi na wystrój pomieszczeń, kiedy oprowadzał mnie po kuch-ni, salonie, łazience, czy nawet kiedy zaprowadził do pomieszczenia, które chwilowo zostało ochrzczone "moim pokojem".

– Radzę ci się ogarnąć i iść spać, bo jutro od rana czeka cię pierwszy dzień ciężkiej pracy.

– Ja? Ogarnąć się? Na to już chyba ciut za późno– rzuciłam w przestrzeń, nie odwracając się do niego.

Bez słowa wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.

– Oj... to będzie bardzo ciekawy rok.


Nazajutrz rano, wstałam spanikowana, gdy tylko z mojej nowej komórki wydał się bardzo odrzucający dźwięk czegoś, co ciężko było nazwać budzikiem. Mógł uprzedzić, że ustawił mi tu jakieś wycie, które niektórzy pewnie nazwaliby śpiewem.

Wygramolenie się z łóżka i ogarnięcie zajęło mi dłuższą chwilę, z racji, że niezbyt uważnie słuchałam przy oprowadzaniu. Gdy w końcu dotarłam do kuchni, Detektyw siedział już przy wysokim, podłużnym blacie, wsuwając coś, co być może było jajkami, pijąc kawę i gapiąc się
w środek gazety. 

SocjopatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz