- Oliwier Kałużny -
Po rozmowie z Faustyną czułem się odrobinę lepiej, mimo to zrozumienie, że kocham Bartka przytłaczało mnie. Nie potrafiłem pojąć tego uczucia pomimo poprzednich związków, czym ten miałby się różnić? Może to dlatego, że jest to mężczyzna? Dobrze wiem o swojej biseksualności, ale mimo to nigdy nie byłem z osobą tej samej płci.
Siedziałem u siebie w pokoju przez kilka godzin zamyślony, próbowałem te myśli rozpędzić telefonem. Przeglądając Instagrama i TikToka tylko bardziej się pogrążyłem widząc filmiki na których byłem ja bądź Bartek. Najgorszy moment nadszedł około siedemnastej gdy na parterze domu zaczęli nagrywać film na kanał, nie brałem w nim udziału, nie czułem się dobrze a po drugie, nie chciało mi się, po prostu. Zdecydowałem że ucieczka z domu będzie odpowiednią rzeczą, z dala od myśli o zakochaniu. Ubrałem kurtkę i buty po czym wyszedłem z domu.
Idąc ścieżką w stronę miasta w spokoju mogłem zaczerpnąć świeżego powietrza, wyłączyć głowę i pochłonąć się chwili. Dochodząc do końca ścieżki byłem zmuszony przejść na drugą stronę ulicy. Stanąłem przy pasach, rozejrzałem się w obie strony, nic nie jechało więc zacząłem iść, jednakże w połowie coś pasów coś mi nie pasowało, spojrzałem w bok będąc tuż przy zejściu, zobaczyłem jedynie odbicie w szybie...
Nagle poczułem ból w nogach, głową uderzyłem o maskę samochodu, odleciałem na kilka metrów uderzając ostatecznie skronią w krawężnik, w oczach nagle pojawiło się światło. Czułem jak odpływam czując jedynie ból w prawej nodze i skroni, przewróciłem się na plecy czując w włosach krew. Po chwili świst opon i dziwny dźwięk łamania kości doprowadził że zasnąłem...
Ostatni widok to światło zmierzające w moją stronę...
- Bartek Kubicki -
Odebrałem telefon od Natalki, zdziwiłem się lekko na to, że dziewczyna dzwoni o tej porze dobrze wiedząc o moim wyjeździe. Odebrałem niezwłocznie zaciekawiony.
- Halo? - Zacząłem.
- Hej Bartek... słuchaj... muszę ci coś powiedzieć... - Wydawała się zmartwiona, przeraziłem się.
- Coś się stało? - Zapytałem zaniepokojony, usłyszałem jak nabiera powietrza do ust.
- Oliwier miał wypadek... potrącił go samochód... co... niedaleko od domu... ale jak...
Zaniemówiłem... chciałem się rozpłakać lecz nie dawałem rady, wstałem siadając na progu łóżka, odłożyłem telefon na kolano. Nie byłem w stanie się ruszyć. Nagle do pokoju weszła moja mama, zaskoczony i przerażony spojrzałem na nią dalej pozostając na linii z Natalką. Wziąłem z powrotem telefon do ucha.
- W którym szpitalu jest? - Zapytałem zadrżany.
- W centrum.
- Będę tam za kilka godzin... - Oznajmiłem rozłączając się, spojrzałem na matkę przepraszającym wzrokiem. - Przepraszam mamo... ale muszę jechać do Krakowa. - Oświadczyłem łapiąc za kluczyki od samochodu leżące na stoliku nocnym.
- No dobrze... ale co się stało? - Zapytała.
- Oliwier miał wypadek... - Wyjęczałem czując pojedynczą łzę na swoim policzku, wytarłem ją momentalnie. - Muszę jechać, przepraszam. - Powiedziałem wychodząc z pokoju, zamknąłem drzwi i truchtem pobiegłem do samochodu, wsiadłem i odpaliłem, to wszystko w ciągu kilku sekund. Wyjechałem z powrotem do Krakowa.
Jechałem przez Zakopany najszybciej jak mogłem, autostradą starałem się jechać rozważnie, lecz noga ciągle wciskała gaz...
Po prawie półtorej godziny dojechałem pod szpital w centrum Krakowa. Poszedłem na recepcję, za ladą siedziała młoda kobieta.
- Dobry wieczór, szukam Oliwiera Kałużnego, przywieźli go tu dzisiaj. - Odparłem ciągiem, dziewczyna poklepała w klawiaturę.
- Kim pan jest? - Zapytała.
- Jestem jego przyjacielem...
- Aktualnie jest na operacji na drugim piętrze. - Oznajmiła.
- Dziękuje. - Nie zwlekając poszedłem do wind, jednakże gdy zobaczyłem że wszystkie są praktycznie na najwyższych piętrach wybrałem schody. Wbiegłem na drugie piętro, przeszedłem przez drzwi szukając od razu sali operacyjnej, w korytarzu zauważyłem jednak Natalkę. Podszedłem do niej szybko. - Natalka. - Zawołałem w w jej stronę, dziewczyna obróciła się w moją stronę.
- Hej... - Przywitała się z posmutniałą miną.
- Co z Oliwierem? Mówili coś?
- Na razie go operują...
- Operują... stało mu się coś poważnego?
- Lekarz mówił coś o krwotoku wewnętrznym... o... jakimś złamaniu, zmiażdżonej stopie... nie wiem... - Rozpłakała się, do oczu napłynęły mi łzy, przytuliłem ją samemu tego potrzebując. Kiedy usłyszałem o obrażeniach jakie odniósł wystraszyłem się... pierwszy raz pomyślałem, że mogę go stracić. Rozpłakałem się...
Usiedliśmy na krzesłach przy wyjściu z oddziału, siedzieliśmy w ciszy, słyszeliśmy tylko nasze przeciągnięcia nosem. Po godzinie siedzenie z sali wyszedł lekarz zdejmując czepek, podszedłem do niego.
- Co z nim? - Zapytałem mając nadzieję.
- Udało nam się wstrzymać krwotok wewnętrzny i zaszyć ranę na skroni... lecz, noga nie wygląda dobrze...
- Co to znaczy? - Dopytałem, lekarz przełknął ślinę i nabrał powietrza. Wiedziałem że jest źle.
- Stopa została zmiażdżona w 70 procentach... - Oświadczył. Przestraszyłem się. - Zastanawiamy się nad jej amputacją... - Zamarłem, zrobiło mi się słabo, padłem na krzesełko za sobą.
Amputacja... ale jak... dlaczego... czemu akurat on?!
Nie byłem w stanie sobie tego wytłumaczyć... jedynie ponownie się rozpłakałem...
---
Dzisiaj krótko, ale mocno.
Następny rozdział prawdopodobnie jutro.
CZYTASZ
Czy ta miłość ma sens? || Kostek x Bartek Kubicki
FanfictionNie ma sensu szukać sensu, odpowiedź jest jasna...