- Oliwier Kałużny -
Minęły dwa miesiące od mojego wypadku, szybko ten czas zleciał, za szybko. Przez pierwsze dwa tygodnie leżałem w szpitalu gapiąc się w sufit, nie mogłem ruszyć się z łóżka, żyłem jedynie w internecie oglądając i lajkując filmy czy zdjęcia na Instagramie. Wiedziałem jedynie to co tam mówili, lub od Bartka. Chłopak przychodził praktycznie codziennie, za co byłem mu wdzięczny, lecz dalej czułem ból w sercu, nie wyznałem mu, że go kocham, nie czułem się wtedy na siłach. Każdego dnia opowiadał mi o tym co się dzieje w Genzie, jak bawił się z innymi, jednak zauważył że mi to doskwierało i przez ostatnie dni mojego pobytu już nic nie mówił. Przez cały ten czas bycia hospitalizowanym mogłem myśleć o naszym związku, nie czułem że był ważny, że w którymś momencie zerwaliśmy kompletnie nieświadomie. Mimo to dalej go kochałem a on to odwzajemniał, nie wiedząc o tym. Po wyjściu przez pierwszy miesiąc walczyłem by przystosować się do nowych realiów, byłem wdzięczny losowi, że to tylko stopa, a nie cała noga. Ciężko pracowałem z fizjoterapeutą, chodziłem na cotygodniowe kontrole, i wszystko było w porządku, zastanawiałem się jedynie za co to była kara? Dlaczego akurat ja? Bądź był to nieszczęśliwy wypadek, nie byłem w stanie na to odpowiedzieć. Od tego natłoku pytań poszedłem do psychologa, lecz szybko mi się znudziło, jedynie się denerwowałem a pytań nachodziło. Potem Bartek zniknął z mojego życia na kilka dni, nie wiem dlaczego, po prostu wyszedł i nie przyjeżdżał do Genzie. Po tym z powrotem się pojawił, zachowywał się inaczej a jak mnie widział to uciekał, bolało mnie to, bo rzadkość z jaką go widziałem była wysoka, praktycznie nie wychodziłem z pokoju, a jak już to z ważnego powodu. Najgorsze było schodzenie ze schodów, trwało to zazwyczaj prawie dwie minuty, gdy nabrałem wprawy nawet minutę, lecz wchodzenie z powrotem musiałem robić na czworaka z kolanami. To było najcięższe dwa miesiące dla mnie.
Tego dnia leżałem w łóżku, była dwunasta, zazwyczaj o tej godzinie wstawałem. Gdy z trudem wstałem i dotarłem do szafy o kulach, ubrałem pierwszą lepszą koszulkę i czyste dżinsy. Kikut chowałem w jakiejś bandanie, nie chciałem by inni na niego patrzyli. Zszedłem po minucie na dół, przy ostatnich stopniach pomogła mi Natalka, dziewczyna powoli stawała się dla mnie opiekunką. Usiadłem przy stole, poprosiłem dziewczynę by zrobiła mi śniadanie, normalnie sam sobie robię, lecz dzisiaj nie miałem kompletnie sił. Podziękowałem gdy mi podała, zacząłem jeść, przez okno zobaczyłem samochód Bartka, po chwili drzwi wejściowe się otworzyły, usłyszałem kroki i kaszel. Zielonowłosy wszedł do kuchni witając się z nami. Spojrzał na mnie kładąc obok talerza jakieś opakowanie z kawałkiem materiału w środku. Wziąłem je do ręki.
- To dla ciebie, pomyślałem że przyda ci jakaś inna bandana niż ciągle tą co nosisz. - Powiedział. Naprawdę teraz? Nagle się zainteresował tym że nie mam stopy? Frustracja we mnie rosła, w kulminacyjnym punkcie westchnąłem odkładając kanapkę na talerz.
- Naprawdę teraz się zainteresowałeś. - Odpowiedziałem patrząc na jego zmieszaną minę. - Po dwóch tygodniach jak zapomniałeś o moim istnieniu? - Dodałem odkładając agresywnie dostaną bandanę na blat, złapałem z kulę i wstałem, ruszyłem w stronę tarasu czując cały czas wzrok na sobie. Usiadłem na krześle słysząc w domu ciche głosy, Bartek rozmawiał z Natalką, zapewne o moim wybuchu złości na chłopaka. Czułem złość na Kubickiego, po prawie dwóch tygodniach przypomniał sobie o mnie, o tym że nie mogę normalnie funkcjonować, a jedyne co robi to przychodzi mówi dzień dobry i wychodzi! Chłopak przyszedł, wymieniliśmy się krótkim spojrzeniem, widziałem że jest mu źle, chyba przesadziłem z tym wybuchem złości.
- Zawsze się tobą interesowałem. - Nagle powiedział, prychnąłem zwracając z powrotem wzrok na niego.
- Serio? Przez ostatnie dwa tygodnie nawet nie zadzwoniłeś. - Wyparłem. Zielonowłosy nabrał powietrza do płuc, westchnął rozglądając się przed siebie, ciekawe co podziwiał, murek i kawałek trawnika?
- Wiem, po prostu miałem dużo do zrobienia.
- Co takiego niby?
- Nagrywałem z chłopakami piosenki na płytę... mówiłem ci jak skończyłeś z psychologiem. - Rzekł, rzeczywiście to prawda, lecz nawet do w moim odczuciu go nie usprawiedliwiało.
- Naprawdę? Piosenki są ważniejsze ode mnie i mojej kurwa nieistniejącej stopy?! - Krzyknąłem odruchowo wstając, prawie się wywróciłem, oparłem się ręką o ścianę czując adrenalinę. Chłopak widząc że prawie upadam złapał mnie w talii, usiadłem z powrotem czując poddanie, ten ruch przegrałem. - O tym mówię... - Odparłem wykorzystując swój błąd, czułem jak oczy napełniają mi się łzami, każdy nieudany ruch tak na mnie działał.
- Inaczej nie przychodziłbym do ciebie do szpitala, dobrze mogłem zostać w Bieszczadach i cieszyć się odpoczynkiem z rodzicami. - Powiedział stanowczo opierając się o ścianę. - Ale przyjechałem z Zakopanego by być z tobą, żeby cię wspierać, przychodziłem codziennie, woziłem cię na terapię bo wiedziałem że niedługo nie będę miał czasu dla ciebie! - Wykrzyczawszy ostatnie słowa wzdrygnąłem się, słowa trafiły do mnie dobitnie. Brzmiało to jak wymówka, lecz wierzyłem mu, ale złość pozostawała.
- To gdzie w tym wszystkim jest to co mi wyznawałeś? Gdzie ta miłość z którą całowałeś mnie kiedy chciałeś, dotykałeś na każdy mój widok? Zniknęło? - Po policzku spłynęła mi łza, chłopak na szczęście jej nie zauważył.
- Nie, jest dalej, ale nie jestem ci w stanie okazywać tego cały czas jak to było. - Spojrzałem na niego pytająco.
- To ty w końcu masz czas dla mnie czy nie? Bo ja już nie wiem. - Burknąłem wzdychając na końcu. Moje całe ciało drżało, czułem kolejne impulsy przepływające przeze mnie. Nie mogłem już wytrzymać, złapałem za kulę i wstałem mijając Bartka. Chłopak zatrzymał mnie łapiąc w talii, chciałem się uwolnić lecz ten przyciągnął mnie do siebie, puściłem kulę opadając na niego. Gdy zamknąłem oczy odruchowo poczułem jak jego usta wbijają się w moje, były ciepłe i wpasowane w moją górną wargę. Mocny jak prąd impuls przeszedł od głowy po stopy, czułem nawet tą której nie miałem. To był nasz pierwszy pocałunek po moim wyjściu ze szpitala, minęło półtora miesiąca, a on miał czelność mnie całować... lecz nie protestowałem. Odwzajemniłem pocałunek wiedząc że przegrałem tą dyskusję, jego najsilniejszym argumentem była miłość z jaką go darzyłem. Gdy poczułem jego język powoli stykający się z moim straciłem poczucie istnienia. Oparłem się dłońmi o ścianę przy jego głowie odsuwając się od jego ciała. Po chwili oderwałem usta od jego.
- Zawsze miałem dla ciebie przeznaczony czas... ale bałem się że mnie odrzucisz... byłeś zły na wszystko... na mnie... - W przerwach całował mnie, szaleństwo odsunęło złość na bok. Gdy złączył nasze usta w kolejnym namiętnym pocałunku oszalałem na punkcie jego ust, chciałem już tylko ich dotykać. Na chwilę przerwałem by mu coś oznajmić, widziałem że nie podobało mu się to.
- Ja też zawiniłem, bałem się twojej reakcji na to, ale... chyba muszę ci to powiedzieć... kocham cię Bartek... i to bardzo. - Po tym gardło z powrotem mi się zacisnęło, jego kąciki ust się podniosły po czym od razu mnie pocałował, po czym oderwał i przytulił. Zakręcony sytuacją wtuliłem się w niego.
Czy to był ten moment w którym oficjalnie byliśmy razem?
Chyba tak.
---
( ͡° ͜ʖ ͡°) no i w końcu
chyba
hihi
CZYTASZ
Czy ta miłość ma sens? || Kostek x Bartek Kubicki
FanfictionNie ma sensu szukać sensu, odpowiedź jest jasna...