AIDEN
Mój przyjazd tutaj miał być krótki, a po tym miałem wrócić do siebie. Do życia, które przez cztery lata zbudowałem. Nie przewidziałem, że zachce mi się zostać dłużej. Niestety miałem życie setki kilometr od Miami. Poranny telefon mi o tym przypomniał.
Z jękiem odwróciłem się na bok, aby sięgnąć po smartfon, który nie chciał się uciszyć. Wciąż nie otwierając oczów, odebrałem i przycisnął komórkę do ucha.
– Już planowałam twój pogrzeb. Koleś, nie odzywałeś się. – Penelope, pomyślałem, przecierając twarz dłonią. – Wiesz, że masz coś takiego jak praca? Wiesz, że kolejnego chorobowego ci nie załatwię?
– Wrócę na dniach – obiecałem, z trudem powstrzymując ziewnięcie. Słyszałem, jak dziewczyna mamrocze coś pod nosem, co z pewnością nie było żadnym komplementem.
– Tak narzekałeś na powrót do domu, a teraz tam utknąłeś – burknęła, a w tle słyszałem, że krząta się po naszej kuchni. – Ale przynajmniej mam czysto w mieszkaniu i nie walają się twoje brudne skarpety.
– To oszczerstwa! – Podniosłem się, marszcząc brwi.
– Próbujesz oszukać samego siebie? – zadrwiła. – Zwlekaj swoją dupę tutaj, bo trzeba zarobić na czynsz. Nie będę twoją sugar mommy – rzucił wrednie, na co przewróciłem oczami.
Penelope nie pochodziła z bogatej rodziny jak ja. Nie była też biedna, ale w życiu musiała na wiele sama zapracować. Na jej szczęścia miała coś w sobie, że z łatwością przychodziło jej zarabianie dobrych pieniędzy. Oboje też nie chcieliśmy żyć od pierwszego do pierwszego, więc zdarzały się dni, gdy jedno dbało o drugiego, gdy ten tak zapieprzał, że sypiał po dwie godziny dziennie.
– Domknę ostatnie sprawy i wpakuję dupę w samolot – zapewniłem, podnosząc się.
– Co ty tam tyle robisz? – Zaciekawiła się, jedząc coś, przez co z trudem ją zrozumiałam. – Ślub twojej kuzynki z pewnością tak długo nie trwa.
– Pomagam mamie, odwiedziłem starych znajomych....
– Aiden, ile my się już znamy? – weszłam mi w zdanie.
– Eee... cztery lata – odparłem, lekko zdezorientowany jej pytaniem.
– I ty dalej próbujesz wciskać mi kit? – odparła nieco urażona. – Czy tu chodzi o tą całą Va... – Zawiesiła się, próbując sobie przypomnieć imię.
– Valencie – dokończyłem za nią, a po chwili rozbrzmiał brzęk, jakby upadającego sztućca.
– Ooo dokładnie! – krzyknęłam, pstrykając palcami. – Ta gówniara, co jej tak życie uprzykrzałeś.
W takich momentach żałowałem, że tak dużo o mnie wiedziała. A winnym tego była zbyt duża ilość alkoholu, pod wpływem których zbierało nam się na szczere rozmowy.
– On już nie jest gówniarą – zauważyłem, na co zagwizdała.
– Przeleciałeś ją?
– Nie.
– Tyle czasu tak siedzisz i jej nie przeleciałeś? No raczej kwiatków jej nie zrywasz.
Naprawdę z trudem się nie rozłączyłeś, ale to tylko dlatego, że gdy wróciłbym, zrobiłaby mi wojnę domową, ale przynajmniej obdarowałaby mnie jakimś psikusem. A wolałem mieć spokój po powrocie.
– Nasza relacja jest ciężka – przyznałem cicho, podnosząc się z łóżka. – Val za mną nie przepada.
– Skoro nie dała ci dupy, to raczej logiczne, że do jej ulubieńców nie należysz.
CZYTASZ
The Devils' games
RomanceSpin-off trylogii Bogowie! W tym układzie to on miał przegrać, nie ja. Historia dzieci Charlotte i Rebekki z trylogii Bogowie. Znali się od kołyski i tyle czasu się nie cierpieli. Ona marzyła o tym, aby zniknął z jej życia, a on nie chciał dać jej...