Rozdział.1. Fearful Center

10 1 2
                                    

„Fearful Center" stało na niewielkim wzgórzu. Niewidoczne ze strony „Inconspicuous Town" sprawiało, że było ono najbardziej tajemniczym miejscem w podanym miasteczku. Ludzie omijali je, bojąc zarazić się równie tajemniczymi chorobami które były tam leczone. Zaburzenia te, nie były jednak normalnymi. Były niezwykłe. Niespotykane. Jedyne w swoim rodzaju. Przyjęto nazwę dla pacjentów tamtejszego ośrodka. Nazywani byli Patentiomanami.

Bruno nie miał szczęśliwego życia. Zazdrościł często swoim rówieśnikom, którzy mieli troskliwych i opiekuńczych rodziców. Ile by dał żeby też takich mieć? Codziennie musiał żebrać o pieniądze na alkohol, a kiedy wracał z pustymi rękoma był bity. Nie wiedział, czym sobie zasłużył. Dlatego też, kiedy wykryto u niego fimchisteryzję ucieszył się. Przy takich przypadkach jak on, trzeba go było zabrać do ośrodka. Uwolni się od rodziców, mimo że kosztem tego, będzie spędzenie przynajmniej roku w „Fearful Center". Zrobiłby wszystko.

- Czy masz swoją opaskę, chłopczyku? – spytała go jakaś przysadzista kobieta z żółtymi zębami. Bruno odsunął się lekko i wyciągnął rękę na której miał bransoletkę. Kobieta uśmiechnęła się okropnie. – Proszę za mną. Chłopczyku. – chłopiec podążył za panią z morderczym uśmiechem. Mijając różne oddziały spostrzegł na przykład mnóstwo małych chłopców i dziewczynek którzy czekali w kolejce na wejście gołymi stopami po rozżarzonych węglach. Poczuł jak gula mu podchodzi do gardła. Co to za metoda leczenia? Za kolejnymi drzwiami zobaczył trochę starszych od niego chłopaków którzy grali w kosza. Uśmiechnął się. Zaraz jednak przeraził się, widząc, że piłka zrobiona jest z metalu.

Pani-morderczy-uśmiech powiedziała, widząc, że Bruno przypatruje się temu wszystkiemu szeroko otwartymi ze zgrozy oczami.

- Nazywam się Greta Terrible, chłopczyku i jestem dyrektorką tego pięknego ośrodka dla ludzi takich jak ty. – pani Terrible popatrzyła na niego jakby zmuszając go to wypowiedzi. Nie wiedziała, że Bruno nie potrafił mówić. Nie naprawdę. Wykrztusił tylko.

- Y-uuu oopggg. – dyrektorka jednak nie kłóciła się i z zadowoleniem weszła za jakieś drzwi prowadząc ciągle chłopca. Widząc, że za progiem nie czai się żadne niebezpieczeństwo wszedł do środka. Zobaczył wyglądającą na miłą panią która siedziała przy biurku u końca pokoju. Po bokach widać było nowoczesne maszyny, o których słyszał. Wyglądały jak wysysacze mózgu z małych, przerażonych dzieci. Bruno przełknął głośno ślinę.

- Czy to Bruno...m... Bruno Gagnon? – Miła pani uśmiechnęła się do niego ładnie. Bruno obrzucił ją szybkim spojrzeniem i wykrzywił twarz, starając się również uśmiechnąć.

- Tak. – wymamrotał niewyraźnie.

- Miło nam. Proszę przejść do pobliskiego pokoju. – chłopiec zwrócił się w kierunku pokazanym przez panią.

Gdy otworzył, ciśnie się na usta, wrota wszystkie twarze zwróciły się ku niemu. Bruno stał niepewnie w drzwiach nawet nie oddychając. Po chwili jednak małolaty wróciły do zabawy i rozmowy. Tymczasem nasz bohater przysiadł na skraju najbliższego krzesła. Zakrył twarz rękoma. Nagle poczuł niepewne poklepywanie po plecach. Zdziwiony odsłonił oczy. Siedziała przy nim rudowłosa dziewczynka, wyglądając na jego rówieśniczkę. Miała niebieskie oczy tryskające pogodą ducha i spokojny wyraz twarzy.

- Hej. Wszystko dobrze? – spytała nieśmiało. Bruno pokiwał głową.

- T...a....k... - powiedział. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko.

- Jestem Agnes. Agnes Wang w sensie. Jesteś tu nowy? Jakie masz zaburzenie? Masz żyjących rodziców? Czemu tutaj jesteś? Do jakiej chodziłeś szkoły? – mimo wszelkich nietaktów popełnionych przez rudą dziewczynę chłopak był jej wdzięczny. Otworzył usta w zamiaru przedstawienia się i przynajmniej postarania się odpowiedzieć na część pytań. Jednak zamarł nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.

PatentomanieWhere stories live. Discover now