Rozdział 5 Przerażenie, usługa, cios

7 1 0
                                    

Kojarzycie te uczucie, kiedy nieprzyjemna, oślizgła gula podchodzi do gardła, zimny pot wychodzi na czoło, a dłonie są takie śliskie i mokre, że nie możecie się nimi o nic złapać? Nie? To znaczy, że na pewno nie jesteście Brunem Gagnonem, ponieważ on już wiedział i kojarzył. Dlaczego tak się czuł? Dlatego, że kiedy wszedł jedną stopą do gabinetu panny Terrible nie mógł iść dalej. Zamiast dyrektorki za biurkiem siedział nie kto inny, jak Charles Crafting. Panna Pinge również przerażona, jednak popchnęła go lekko i pisnęła wychodząc.

Chłopiec spojrzał na ducha. Wymamrotał coś tylko i zwrócił się z powrotem w kierunku drzwi.

- Witaj, Bruno. Usiądź, proszę. – mężczyzna wypowiedział te słowa głębokim a jednocześnie piskliwym głosem. Uwierzcie mi, że nigdy nie usłyszeliście takiego głosu, chyba że rozmawialiście z duchem założyciela „Fearful Center". Bruno odetchnął głęboko i powoli, nie chcąc wydać z siebie żadnego dźwięku usiadł naprzeciw widma. Te uśmiechnęło się nieznacznie. Oparło nogi na stole i złożywszy dłonie ze sobą zaczęło mówić.

- Pewnie jesteś ciekawy kim jestem? – brak żadnej odpowiedzi od bruneta. Upiór przysunął się bliżej niego. – Jestem duchem. Duchem Charlesa Craftinga, założyciela tego pięknego ośrodka. Najpotężniejszy człowiek stąpający kiedykolwiek po Ziemi. Chociaż wolę, jak mnie nazywają złowrogim czarnoksiężnikiem, lub wszechmocnym czarodziejem. Najczęściej jednak, zwracano się do mnie Króleus Maximus. – Bruno stłumił chichot. Podobnie nazywał się największy mięsień w ciele. Tylko, że ten mięsień nie był żadnym wyjątkowym mięśniem. – Śmieszy cię to? Maximus to po łacinie „największy" a Króleus lepiej brzmiało w tym połączeniu. Jakby był sam „król" to by było za zwyczajnie. Nie zrozumiesz tego, bo ciebie nigdy nikt nie będzie przezywał podobnie wyrafinowanymi przydomkami. Ja jestem potężny, a ty nie. – chłopak zrobił się czerwony na twarzy. Chyba nie lubił tego człowieka...? – Chcę jednak powiedzieć, że jesteś bardziej potężny od większości... dzieci – to słowo ledwo mu przeszło przez gardło – Dlatego, Terrible będzie próbowała cię zamordować. Więc się strzeż. Nie chcesz zginąć przez te kobietę. – Bruno wiedział, iż widmo nie robi tego z litości lub przez to, że chciał ostrzec chłopaka. Chciał po prostu mieć pewność, że dyrektorka nie zawadzi mu, kiedy będzie chciał znów coś przejąć. Chłopiec jednak tego nie wiedział, i uznał, że w sumie duch nie jest taki zły. A był.

- Dziękuję, że mnie... em... pan o tym poinformował. – upiór odchylił się nieco i zmierzył go skanującym spojrzeniem.

- Proszę bardzo. Życzę ci wszystkiego co najgorsze, szczawiku. Idź już. I uważaj na głowę. – Bruno uśmiechnął się niepewnie.

- Panie Gagnon! To pan ŻYJE?! – wykrzyknęła dyrektorka jak tylko go zobaczyła. Przeszył go dreszcz, gdy przypomniał sobie przestrogę ducha.

- Ale, dlaczego miałbym nie żyć, proszę pani? – i uśmiechnął się zuchwale. Terrible wrzasnęła cicho. Opanowała się po chwili.

- Nie wiem, tak mnie wzięło, chłopczyku. Jestem przeczulona na twoim punkcie. Zupełnie jak mamusia. – chłopiec powstrzymał się przed skoczeniem na dyrektorkę. Ta wyszczerzyła żółte zęby. Bruno uśmiechnął się, i ominął Terrible. Ona jednak miała inne zamiary. – Poczekaj chwilę. – chłopak wziął parę głębokich wdechów. W końcu odwrócił się.

- Tak, pani Terrible?

- Chcę wiedzieć, w jaki sposób pokonałeś Charlesa Craftinga. – O czym ta wariatka gada? Zastanawiał się Bruno.

- Nie pokonałem żadnego Charlesa Craftinga. – i z kamienną miną dodał – I jeśli pani pozwoli, udam się teraz do mojego oddziału.

- Nie trafisz tam sam. A nie. Przepraszam. Przecież tyle razy pałętałeś się tutaj po ośrodku, że znasz go na pewno na pamięć, czyż nie?

PatentomanieWhere stories live. Discover now