Rozdział 7 Łowca duchów

2 1 0
                                    

- Wszystkie oddziały są proszone do głównej Sali! Natychmiast! – grzmiał cienki głosik panny Pinge-Dearest na korytarzach i we wszystkich pomieszczeniach oddziału. Zaciekawione dzieci szybko wychodziły z sal spiesząc do głównego pokoju, który miał to samo zastosowanie co forum w szkole. W ogóle należy dodać, że „Fearful Center" bardzo przypominało szkołę.

Na podeście stała dyrektorka Terrible a obok niej mały, zgrzybiały staruszek. Bruno zdziwiony przypatrywał mu się przez chwilę.

Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, panna Greta Terrible zaczęła mówić.

- Witajcie dzieci. Pewnie bardzo was ciekawi, dlaczego was tutaj zebrałam o tej porze. Cóż, chciałam wam przedstawić tego pana. – wskazała grubym paluchem na starca stojącego obok niej, który pomachał z uśmiechem na twarzy. – Elijaha Marchanta. Będzie pracował tutaj jako łowca duchów. A przede wszystkim jednego ducha. Charlesa Craftinga. – przez salę przeszedł pomruk. - Jeśli uda mu się go złapać i grzecznie wyprowadzić z budynku zostanie obficie wynagrodzony. Prawda, panie Villin? – mężczyzna ze słuchwką w uchu, którego wcześniej Bruno nie zauważył, spojrzał na zegarek ze znudzoną miną i pokiwał głową. Dyrektorka uśmiechnęła się do niego zalotnie. Agnes wciągnęła powietrze ze zgrozą, na dźwięk nazwiska mężczyzny. Tymczasem Terrible zakończyła swoją przemowę, a pacjenci rozchodzili się powoli do swoich oddziałów. Agnes jak najprędzej udała się za nimi, lecz delikatne chrząknięcie za jej plecami, kazało jej się odwrócić. Tak jak podejrzewała, był to jej wujek.

- Agie. - dziewczyna zrobiła złą minę.

- Czego ode mnie chcesz? Pewnie zaraz masz bardzo ważne spotkanie, czy coś. Powinieneś się pospieszyć. Widziałam, jak zerkasz na zegarek. Pa. Muszę iść. – i odwróciła się z zamiarem odejścia, lecz Villin zatrzymał ją.

- Posłuchaj mnie. Wiem, że masz do mnie żal za to, że nigdy nie mam dla ciebie czasu i że nie odpowiedziałem na twoją wiadomość. Ale nie chciałem na nią odpowiedzieć w ten sposób. Chciałem tutaj przyjść, bo wiedziałem, że ty tutaj również będziesz. I tak, odwołałem parę bardzo ważnych spotkań, ale dla ciebie. Nie dlatego, że mogłem dostać więcej pieniędzy za przyjście tutaj, niż gdybym miał jednak te spotkania... to dla ciebie. – wiedziała, że wuj kłamie, i po prostu chce się pozbyć dręczących go wyrzutów sumienia, żeby znów mógł całą głowę oddać swojej ukochanej pracy.

- Kłamiesz. Nie wierzę ci. Jesteś paskudnym kłamcą, który nawet nie umie tego robić dobrze. – i rzuciła się pędem przed siebie. Villin gonił ją przez chwilę, ale uznał, że to nie miałoby sensu.

Gdy ruda dziewczynka weszła do pomieszczenia wspólnego amchisteryków i fimchisteryków, Bruno który również chciał się pozbyć wyrzutów sumienia, a widział jak na dłoni, że coś się dzieje z Ag, więc podszedł do niej.

- Coś się stało? – dziewczyna nie popełniła tym razem tego błędu co ostatniego, i pokiwała głową. Bruno usiadł obok niej. – Chcesz o tym porozmawiać? – Agnes pokręciła głową. Chłopiec wiedział, że dziewczynie pomoże samo siedzenie przy niej.

***

Graham Twain siedział na ławce przed ośrodkiem. Zrobił się na tą chwilę niewidzialny, żeby nikt nie przeszkadzał mu w rozmyślaniach. Musiał dostać chłopaka. Tylko nie wiedział jak się do niego dostać. Chroniła go jakaś dziwna siła, której nawet on – czarnoksiężnik wszech czasów, Charles Crafting nie mógł pojąć i zwalczyć. Miał wymyślony przez siebie i skonstruowany, bardzo skomplikowany chip, który powinien coś zdziałać, ale nadal nie wiedział jak mu go zaszczepić.

- Grah? – usłyszał cichutki głosik. Był przecież przekonany, że nikt go nie widzi. Chyba, że to również duch. Odetchnął głęboko.

- Kto? – źródło głosu usiadło obok niego na ławce i złapało Craftinga za ramię.

PatentomanieWhere stories live. Discover now