Rozdział 6 Graham Twain

2 1 0
                                    

Mężczyzna w obcisłym garniturze, koloru czysto granatowego wychodził właśnie z szarego BMW zerkając na zegarek.

- Panie Twain? – kobieta w zwiewnej sukience i szalach podeszła do niego, wyciągając rękę. – Dzień dobry.

- Dzień dobry. – kobieta uśmiechnęła się lekko.

- Miło mi pana widzieć, ale nie rozumiem dlaczego chciał pan zaaranżować te spotkanie. – mówiła, kiedy szli przez korytarze „Fearful Center". Mężczyzna jednak nie odpowiadał. Rozglądał się nerwowo na wszystkie strony, jakby bojąc się, że coś może na niego wyskoczyć.

Gdy znaleźli się przed drzwiami opatrzonymi złotą etykietką z napisem „Dyrektorka. Greta Anne Terrible" wytarł spocone dłonie o garniturowe spodnie. Odetchnął głęboko i wszedł do środka. Delikatna kobieta która go prowadziła zniknęła, a on sam zaczął się zastanawiać czy spotkanie było dobrym pomysłem.

- Pan Twain? – przywitała się przysadzista kobieta stojąca za drewnianym biurkiem. Mężczyzna kiwnął głową i podał jej rękę. Ta jednak zerknęła tylko na nienaturalnie drogi zegarek na jego nadgarstku i prychnęła cicho. – Czym mogę służyć?

- Jak pani wie, wspieram pański ośrodek już od bardzo dawna. – Terrible słuchała go, zadzierając nos do góry. – Ale tak się składa, że usłyszałem bardzo niepokojące wieści od mojej córeczki, Allison. I pragnę odwołać wszystkie umowy wcześniej zawarte. – Dyrektorka położyła swoją wielką dłoń na brzuchu i zaśmiała się niewesoło.

- Przykro mi, panie Twainie, lecz tamtych umów nie da się tak po prostu cofnąć, co pan powinien wiedzieć najlepiej. – mężczyzna potarł o siebie kciuki. Wiedział, że nie będzie to łatwe.

- Wiem o tym bardzo dobrze, dlatego przyniosłem od razu...

- Tak więc, jeśli pan wie – przerwała mu ostro Terrible – Powinien pan nie tracić czasu na fatygowanie się tutaj tylko dbać o fundusze na ośrodek. Czyż nie? – Ojciec bliźniaczek przełknął ślinę. Spróbował jednak jeszcze raz.

- Przepraszam panią, ale nie będę wspierał pańskiej placówki. Nie jest ona dostatecznie dobra, a moja duma i reputacja może na tym ucierpieć. Rozumie pani? Tak więc mam nadzieję podpisania papierów jeszcze jutro. – Terrible trudno było do czegoś przekonać. Bardzo rzadko zmieniała zdanie. Tutaj wiedziała jednak, że nie wygra.

- Tak więc dobrze, pani Twainie. Mimo iż był pan jedynym człowiekiem wraz z pańską żoną którzy mnie wspierali finansowo, z powodu mojego miłego serca pozwolę panu przerwać naszą umowę. Ma pan przy sobie te papiery? Chciałabym mieć to już z głowy.

- Naturalnie.

***

W oddziale fimchi i amichisteryków panował niepokój Przed chwilą do pomieszczenia wspólnego weszła panie Pinge-Dearest słysząc rozgardiasz.

- Co tu się dzieje? – spytała. Mówiła jednak zbyt cicho by zagłuszyć hałas. Powtórzyła więc, nieco głośniej. Usłyszało ją parę dziewczynek stojących obok niej.

- Agnes zniknęła. – panna Dearest mruknęła coś pod nosem. Zwróciła się zaraz do swoich informatorek.

- Kto widział ją jako ostatni? – jedna z dziewczyn o piaskowych włosach wskazała palcem odległy kąt pomieszczenia. Siedział tam Bruno. Kobieta w zwiewnych szalach popędziła do chłopca. Ten podniósł się gdy ją zobaczył. – Wiesz, gdzie jest Wang? – ten wzruszył ramionami. Czuł się winny, za to co się stało. Wiedział, że coś się ostatnio działo z Agnes, a dzisiaj była już całkowicie przybita. Uwierzył jednak jej słowom mimo że wiedział iż dziewczyna kłamie.

PatentomanieWhere stories live. Discover now