Rozdział 2 - Out in the world that's beyond my control

619 35 43
                                    

Rozdział 2 - Out in the world that's beyond my control

Dziwne instrumenty, których było jeszcze więcej, niż pamiętał, misternie brzdękały w owalnym gabinecie. Część z nich stała na małych stolikach, których cienkie nogi wyginały się w różne strony, a inne wręcz przeciwnie, swobodnie lewitując pod wysokim sklepieniem, wydawały się ignorować grawitację. Harry dokładnie pamiętał, jak w przypływie złości zniszczył kilka z nich.

Dumbledore czekał już na niego za biurkiem. Tym razem nie było na nim myślodsiewni, zniszczonego dziennika Toma Riddle'a czy pucharu Helgi Huffelpuff, który udało im się skraść z jaskini. Serce podeszło mu do gardła na wspomnienie dziwnego uczucia, jakie towarzyszyło mu przy zetknięciu z horkruksem.

Nie chciał do tego wracać. Nie chciał wracać do rozdzierającego, przeszywającego uczucia straty, jakie towarzyszyło mu przy każdym zniszczeniu czarnoksięskiego przedmiotu.

Nie powinien wracać. Popełnił błąd. Już nabierał proszek fiuu w garść, gotów ponownie wejść do kominka i wrócić do domu. Zacisnął mocno oczy, pozwalając, aby magiczny miał przesypywał się powoli między jego rozsuniętymi palcami. Czuł na sobie intensywne spojrzenia byłych dyrektorów Hogwartu, którzy zapewne z zapartym tchem czekali na jego kolejny ruch. Po ciszy, która mogła trwać zarówno pięć minut, jak i stulecia, opuścił dłoń i z powrotem odwrócił się w stronę biurka. Z dzióbka kolorowego imbryka, na którym stary, chiński smok utkwiony był w nieskończonej walce z mitologicznymi demonami, przelewał się parujący, ciemnoniebieski napój prosto do dwóch filiżanek stojących na blacie.

- To Butterfly Pea Tea - oznajmił Dumbledore, biorąc w swoje dłonie pierwszą ze szklanek. - Może zechcesz mi potowarzyszyć? W tych zabieganych czasach nikt nie ma czasu na spokojną herbatę ze starcem.

Każdy krok, który przybliżał go do biurka, wydawał się odejmować mu siły. Chociaż codziennie na nowo przeżywał koszmary minionej wojny, rozdrapując i powiększając rany, które już dawno powinny się zabliźnić, zupełnie inaczej czuł się będąc z powrotem w Hogwarcie. W miejscu, gdzie wszystko się zaczęło.

Drżącymi dłońmi chwycił filiżankę, która, zaraz, czy ona zachichotała? Zaskoczony uniósł brwi, na co dyrektor zaśmiał się cicho.

- To chyba najlepsze, na co wpadłem - powiedział, widocznie zadowolony. - Każdego to zaskakuje.

- Niezłe... - odparł cicho Harry i upił łyk. Kojąco ciepły napój rozlał się po jego zimnym z emocji ciele.

- Zastanawiałeś się nad moją propozycją?

Dyrektorzy na portretach poruszyli się, z jeszcze większą uwagą przysłuchując się rozmowie. Harry odłożył filiżankę na podstawkę.

- Nie - zdenerwowany przeczesał włosy dłonią. - Znaczy... Nie, że nie zastanawiałem się, to moja odpowiedz... Chociaż nie, żebym się zastanawiał.... Cholera, nie - westchnął ciężko. - Nie uważam, żebym był dobrą osobą do tego typu... Zadania.

- Jeśli mnie pamięć nie myli, wszyscy uczniowie biorący udział w Gwardii Dumbledore'a byli zachwyceni - zauważył. Jego przenikliwe, błękitne oczy wpatrywały się w Harry'ego. - A tobie samemu to się podobało.

- To zupełnie inna sytuacja, nie ma przełożenia na to, co jest teraz - zaoponował od razu. - Nie mogliśmy nauczyć się czegokolwiek sensownego od Umbridge, więc musieliśmy chwycić sprawy w swoje ręce.

Samo wspomnienie obrzydliwie szerokiego, fałszywego uśmiechu kobiety przyprawiało go o dreszcze odrazy. Nieświadomie ukrył wierzch prawej dłoni pod długim rękawem czarnej bluzy.

- A teraz... - kontynuował Dumbledore i coś w Harrym podpowiadało mu, że w swojej odpowiedzi popełnił błąd. Powiedział coś, co podobało się dyrektorowi i coś, co zaraz wykorzysta przeciwko niemu. - Uczniowie też nie będą w stanie nauczyć się niczego, jak to ładnie ująłeś, o, sensownego.

Runaway | SNARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz