Rozdział 14 All of my pieces
Wbił wzrok w migające płomienie w kominku państwa Weasley udając, że wcale nie dostrzegł siadającego na fotelu obok Remusa. Kubek ze sprośnym, świątecznym akcentem, który dostał na święta od Ginny parzył go w dłonie, ale uparcie trzymał go w uścisku, jak gdyby chciał tym dodać sobie odwagi.
- Harry... - usłyszał ciche westchnięcie. Kątem oka dostrzegł, jak mężczyzna przeciera zmęczoną, poznaczoną licznymi bliznami twarz. - Nie sądzę, aby to był dobry pomysł.
Powstrzymał się od uszczypliwego komentarza, tłumacząc sobie, że Lupin po prostu się o niego troszczył. Ciężko jednak było przetłumaczyć cokolwiek dziwnemu płomieniowi gniewu, który lizał jego wnętrzności za każdym razem, gdy dorośli myśleli, że wiedzą lepiej, co jest dla niego najlepsze.
- Remusie, z całym szacunkiem, ale podjąłem już decyzję.
- Nie rozumiem, jak Dumbledore mógł wyrazić na to zgodę - rzucił z kiepsko ukrywaną złością. - Harry, ledwo nauczyłeś się aportacji. Jak wyobrażasz sobie krążyć tak po całym kraju?
- Nie uważasz, że udowodniłem już wystarczająco dużo? - zapytał trochę zbyt ostrym tonem, niż planował. Odwrócił głowę, a ich spojrzenia spotkały się. Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie przytłumioną, świąteczną muzyką i wesołymi głosami dochodzącymi zza ściany. - Kto ma to zrobić jeśli nie ja?
- Na litość Merlina, masz zaledwie szesnaście lat i wybierasz się na poszukiwanie horkruksów w środku roku szkolnego!
- Będę wracał...
- Tak, będziesz pojawiał się na zajęciach raz w tygodniu, aby zaraz po popołudniowych zajęciach zielarstwa aportować się Merlin wie gdzie! - mężczyzna wstał ze złością. - Harry, czy ty siebie w ogóle słyszysz?
- Jasne, Voldemort będzie czekał, aż łaskawie ukończę Hogwart! - z brzdękiem odłożył kubek na stolik, a kolorowe, świąteczne światełka, którymi przyozdobione były ściany zamigotały niespokojnie na tafli gorącej czekolady. Wstał, odrzucając koc w kratkę na bok.
W zielonych oczach Lupina przez chwilę zabłysnęło zakłopotanie, ale wkrótce zostało zastąpione dobrze znaną Harry'emu zaciętością.
- Porozmawiam z Dumbledore'em na ten temat. Oboje postradaliście zmysły, wpadając na ten pomysł.
- Świetnie - warknął, ze złością wymijając mężczyznę.
Chwycił za klamkę, a drzwi uchyliły się z głośnym trzaskiem. Jasne światło kuchni wpłynęło do zaciemnionego salonu, wypełniając go śmiechem i muzyką.
- Po prostu się o ciebie martwię. - usłyszał cichy, balansujący na granicy słyszalności, głos.
- Więc przestań - odparł, przekraczając próg.
~*~
- Nawet nie wiesz, jak ci dziękuję - powiedział z uśmiechem Neville, ostrożnie odkładając rozkwitające białe kwiaty Asfodelusa do wiklinowego koszyka.
- To nic takiego - wzruszył ramionami Harry, rozglądając się po cieplarni.
Wzdłuż spiczastych dachów szklarni wiły się, pokryte pnączami bluszczu, rzeźby smoków. Słabe promienie zimowego słońca delikatnie przebijały się przez szklany dach, rozświetlając rzędy grządek. Na części z nich dopiero pojawiały się nieśmiałe zalążki roślin i pierwsze słabe kwiaty lub liście. Gdzieś w dalekim rogu w ogromnej, okrągłej donicy Harry dostrzegł głowę jadowitej tentakuli.
CZYTASZ
Runaway | SNARRY
Fiksi PenggemarTrzy lata temu czarodziejski świat mógł odetchnąć z ulgą, kiedy martwe ciało Lorda Voldemorta runęło na ziemię. I chociaż Harry Potter myślał, że jego życie wróciło w końcu do normalności, jeszcze nigdy wcześniej tak mocno się nie mylił. Post War A...