Rozdział 6 - You search for me

332 30 14
                                    

Moje ostatnie czwartki obfitują w tak breaking informacje, że aż się boję, co przyniesie następny. XD A tymczasem Severus i Harry: runda pierwsza! 

Rozdział 6  You search for me

Jęknął, przewracając się na drugi bok. Nieznośne ćwierkanie ptaków, które przecież zawsze uwielbiał, odbijało się echem jego głowie. Czy to przeklęte urządzenie nie miało przestać grać, gdy się obudzi?

Powoli zwlókł się z łóżka, przecierając ze zmęczeniem oczy. Wspomnienia wczorajszego dnia, chociaż jeszcze rozmazane, krążyły w jego umyśle. Pamiętał, że, dla niepoznaki, pojawił się na kolacji, zaczepił go Neville i przez chwilę rozmawiali, a potem zaszył się w swoich komnatach, próbując utopić smutki w alkoholu. Jego zamglony wzrok wychwycił praktycznie pustą butelkę stojącą przy nogach krzesła. Jęknął, ponownie opadając na łóżko i przypominając sobie wczorajszą rozmowę z profesor McGonagall. Zapowiadał się naprawdę wspaniały dzień.

Przeklinając pod nosem, zmusił się, aby doprowadzić się do jakiegokolwiek stanu używalności. Od wczoraj, już oficjalnie, był nauczycielem i nawet jeśli już za pół roku miało się to zmienić, nie chciał robić nikomu problemu, a tym bardziej McGonagall czy Dumbledore'owi. Przechodząc przez pokój, zerknął na zegar. Wolał odpuścić sobie dzisiejsze śniadanie.

Po naprawdę długiej porannej toalecie narzucił na siebie ulubioną, czarną bluzę z kapturem. Zerknięcie w lustro utwierdziło go w przekonaniu, że rzucenie paru zaklęć wykonało dobrą robotę. Jego skóra nie była tak blada, jak po przebudzeniu, a jedyne, co mogło go zdradzać to delikatnie zaczerwienione oczy. Właściwie wyglądał, jakby płakał, ale szybko zorientował się, że wcale go to nie obchodziło.

Było zdecydowanie za głośno. Śmiechy uczniów i ich głośne rozmowy odbijały się od ścian korytarzy, i każdy, nawet najkrótszy pisk wywoływał falę rozgrzanego do czerwoności bólu, która zalewała jego głowę. Okrężną drogą, z dala od zawieszonego mostu, skierował się na dziedziniec Wieży Zegarowej. Zastanawiał się, jak zamierzał przeżyć następne godziny, ale sama myśl wprawiała go w jeszcze gorsze samopoczucie.

Pojawił się trochę szybciej, niż zamierzał i z ulgą oparł się o murek rozdzielający dziedziniec, a krużganek, którego kamienne zadaszenie chroniło go przed zadziwiająco ostrym jak na zimę słońcem. W zabytkowej fontannie na środku dziedzińca, której rogi otoczonej były posągami orłów, powoli przelewała się chłodna woda i jej kojący dźwięk uspokajał zszargane nerwy chłopaka. Przymknął oczy, wyobrażając sobie, jak skrząca się w delikatnym świetle bezbarwna ciecz obmywa jego ciało z bólu.

Skrzywił się na dźwięk otwieranych, ciężkich drzwi, zza których wyłonił się Snape. Baczny wzrok mężczyzny lustrował otoczenie, aby po chwili spocząć na schowanym w cieniu Harrym. Ciemne szaty profesora powiewały na lekkim, zimowym wietrze, a gdy zbliżył się do niego, jego wąskie usta wykrzywił grymas.

- Potter - rzucił z niesmakiem, mierząc go ostrym spojrzeniem. - Czy ty już kompletnie postradałeś zmysły?

- Nie wiem, o co panu chodzi - odparł, próbując zabrzmieć buntowniczo. Zakasłał, odwracając głowę.

- Cuchniesz gorzej, niż Mundungus Fletcher - wysyczał. - Nie wiem, o czym myślał Dumbledore, kiedy cię tutaj sprowadzał...

Harry uniósł podbródek, mrużąc oczy pod wpływem słońca.

- Nie muszę się przejmować tym, co mówisz - rzucił, powstrzymując napływające mdłości.

- A więc uważasz, że opieka nad uczniami w stanie upojenia alkoholowego jest w porządku, tak? - zapytał, zbliżając się do niego niebezpiecznie.

Runaway | SNARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz