Rozdział 4 - I never want to wake you up

433 33 16
                                    


Rozdział 4 - I never want to wake you up

Pokój Wspólny Gryfonów pachniał gruszkami i gorzką czekoladą, a ściany korytarzy prowadzące do sali Wróżbiarstwa wydawały się już dawno przesiąknąć mdłym zapachem piżma i lawendowym płynem do płukania. Błonia Hogwartu uwodziły świeżą trawą i figlarnością fiołków, a tak znienawidzona przez większość uczniów ciemność i wilgoć lochów tętniła w akordach mahoniu, podsycana nutami topniejącego wosku.

Słony zapach morza Szkockiego, przez który mocno przebijała się woń drewna zupełnie, jakby znajdował się na statku podczas sztormu, uderzyło w nozdrza Harry'ego, gdy wyszedł z bogato zdobionego kominka dyrektora Hogwartu. Czuł, jakby wyruszał w daleką podróż i, przechodząc przez gabinet niczym Odyseusz wkraczający na pokład okrętu, pozostawało mu mieć jedynie nadzieję, że jego rejs zakończy się o wiele szybciej.

McGonagall wstała z krzesła, odkładając chichoczącą filiżankę na burgundową podstawkę, której żółte krawędzie wydawały się lekko falować. Harry zastanawiał się, czy kiedykolwiek widział ją tak mocno przejętą, może z wyjątkiem tego krótkiego momentu po pokonaniu Voldemorta.

- W samą porę - oznajmił zadowolony Dumbledore.

- Dzień dobry - przywitał się, powstrzymując się przed nerwowym przeczesaniem włosów dłonią.

- Witaj z powrotem, Potter - McGonagall zbliżyła się do niego z delikatnym uśmiechem i Harry był przekonany, że w jej zielonych oczach błysnęło coś na kształt dumy.

- Minerwa dopilnowała... - zaczął dyrektor, ale pod wpływem dziwnie ostrego spojrzenia kobiety z jego ust wydobył się cichy chichot. Poprawił się na krześle, zdejmując okulary połówki z nosa. - Minerwa oraz Zgredek dopilnowali, aby wszystko było przygotowane. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować, zwróć się od razu do nas.

Chłopak kiwnął głową, a po jego piersi rozlało się przyjemne ciepło na wspomnienie oddanego skrzata. Wraz z McGonagall opuścili, od razu obierając drogę prosto do Wieży Obrony Przed Czarną Magią. Ciemne włosy, chociaż już nieco posiwiałe, wciąż nosiła upięte w ciasny kok, który można było dostrzec jedynie, kiedy nie nosiła kapelusza. Wciąż poruszała się z dużą gracją i Harry miał wrażenie, że od ich ostatniego spotkania nie minęły lata, a zaledwie dni.

- Albus wspominał, że nie życzyłeś sobie żadnych zmian w klasie - zagaiła, kiedy przemierzali zawiłe korytarze.

- Nie widzę sensu - odparł, nim zdążył ugryźć się w język. - Właściwie, jestem tutaj tylko do wakacji, poza tym zawsze uważałem, że sala profesora Slughorna jest dosyć... Uniwersalna.

Każdy kamień w ciężkich, grubych ścianach zamku nasiąknięty był wspomnieniami i historiami, których był światkiem przez tysiące lat. Część z nich opowiadała o zaróżowionych policzkach i pierwszych pocałunkach, a inne nosiły na sobie szramy i blizny, będące potwierdzeniem przeżycia pojedynków i walk. Wiedział, że sprawnie uporano się z odbudową po ostatecznej bitwie, chociaż największym zniszczeniom uległ most wiszący, Wieża Zegarowa, jej dziedziniec oraz ten przynależący do wiaduktu. Harry dotąd pamiętał gęsty, duszący pył zawieszony w powietrzu. Przy próbie głębszego oddechu gryzący proch dostawał się do płuc, wywołując ataki kaszlu, a ziemisty, ceglany smak utrzymywał się w ustach chłopaka jeszcze parę dni po walce.

Było jeszcze za wcześnie na powrót uczniów, więc korytarze, zazwyczaj wypełnione głośnymi rozmowami i czarnymi uniformami, lśniły pustką. Był to tak dziwny i nieswój widok, że przez parę długich chwil miał wrażenie, że ponownie śni. Opustoszały zamek nigdy nie był dobrym znakiem.

Runaway | SNARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz