Rozdział 4

244 23 12
                                    

Marika

Policzki paliły mnie z zażenowania, nie pierwszy raz ktoś potraktował mnie w ten sposób. Jak gorszy sort. Powinnam była się do tego przyzwyczaić, że są na tym świecie ludzie, którzy uważają się za lepszych od reszty. Nie zamierzałam się taka nigdy stać. Może nie miałam życia jak z bajki, ale to właśnie mnie zahartowało i mobilizowało do walki. Miałam jasny cel i musiałam udowodnić, że jestem w stanie dokonać tego, do czego się zobowiązałam.

Jak gdyby nic wróciłam za biurko, gdzie z dumnie uniesioną głową dokończyłam powierzone mi wcześniej obowiązki. Spieszyłam się, bo ostatni autobus do akademika miałam chwilę po zakończeniu pracy. Nocnym nie lubiłam jeździć, w pojedynkę wolałam unikać sytuacji niespodziewanych i skrajnie niebezpiecznych. Teraz musiałam być odpowiedzialna.

Wrzucałam w pośpiechu swoje rzeczy do plecaka, a następnie po drodze do wyjścia zgarnęłam mopa z płynem, zwinnymi ruchami wymyłam podłogę, zgasiłam światła, ostatni raz spojrzałam na pomieszczenie, wbiłam kod alarmu i zamknęłam za sobą drzwi. Zwinnie przekręciłam się na jednej nodze.

– O! Nie wiedziałam, że tutaj będziesz – krzyknęłam, przykładając jednocześnie rękę w miejsce serca.

– Przepraszam, nie chciałem cię wystarszyć.

– Nie wystraszyłeś – odparłam rozłoszczona, wyminając Ignazio – tylko zaskoczyłeś. Nie byłam świadoma, znajdującej się za moimi plecami przeszkody.

– Przepraszam – powtórzył cicho, łapiąc mnie deliaktnie za łokieć.

Zatrzymałam się w miejscu, a głowę oparłam na jego jego klatce piersiowej

– Już to mówiłeś – wytknęłam.

– Przepraszam cię za to jak się zachowałem.

Szarpnęłam ciałem do przodu, poszerzając pustkę między nami. Wilgotne powietrze, po deszczu zdawało się na nowo robić wręcz parne, powodując duchotę i wzmagając problemy z oddychaniem.

– Nie przepraszaj, przecież nie powiedziałeś nic, co nie byłoby prawdą. Pracuję w miejscu, które prowadzisz wraz z braćmi, więc...

– To nie istostne – przerwał mi, przyciągając ponownie do siebie. Odwrócił mnie przodem, delikatnie złapał za twarz, ponownie jak kiedyś stykając nasze czoła. – Zachowałem się poniżej krytyki. Nigdy wcześniej... nie zachowywałem się w taki sposób, jak w ostatnim czasie wobec ciebie.

– Mam to potraktować jako wyróżnienie? – zapytałam z nutą nieskrywanej irytacji.

Drwiący uśmiech ozdobił na chwilę jego twarz.

– Nie nazwałbym tego tak, ale...

Odepchnęłam Ignazio od siebie, nie chciałam aby teraz mnie dotykał. Zdawałam się grać i udawać, że mnie to nie obchodzi, ale prawda była inna. Zabolało. Pierwszy raz na prawdę mnie mocno zabolało. Często działałam spontanicznie, nie zwracałam uwagi na opinie innych ludzi, nauczyłam się uodparniać na ciekawe spojrzenia, pytania czy różne dziwne przytyki, nie brałam ich do siebie. Życie w domu dziecka spowodowało, że musiałam szybciej dorosnąć, czasami czułam się jakbym była dorosłą kobietą zamkniętą w ciele dziecka. Dlatego chciałam choć raz poczuć się normalnie, nie myśleć o problemach, życiu, skomplikowanej sytuacji i w tym najbardziej pomagał mi niezobowiązujący seks. Aplikacja do randkowania miała być idealnym rozwiązaniem, pech chciał, że koleś mnie wystawił, a ja do tej pory plułam sobie w brodę, że pozwoliłam się wtedy zabrać Ignazio na kolację. Różnił się od mężczyzn z którymi się spotykałam, był wesoły, pewny siebie i bardzo komunikatywny, taki mi się wydawał i tym mnie urzekł, dlatego zamiast zostawić go w cholerę zostałam i pozwoliłam aby objął mnie swoimi ramionani, a następnie zasnął wtulony twarzą w moje włosy. I to był błąd. Cholerny błąd. Bo właśnie wtedy pierwszy raz poczułam się normalnie. Wszystko zespsuł. Pieprzony Ignazio.

IGNAZIO. Prawdziwe oblicze #3 | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz