Rozdział 3

334 25 5
                                    

Ignazio

Praca z Mariką nie była łatwa z kilku powodów, nie wynikało to tylko z faktu, że łączyła nas skomplikowana sytuacja oraz krótka przeszłość, ale w głównej mierze z tego, że nie mogłem wyprzeć jej z pamięci, non stop zaprzątała moje myśli. Przez cały ten czas, kiedy bez zapowiedzi opuściła moje mieszkanie próbowałem się z nią skontaktować, odnaleźć ją, żądać wyjaśnień. Bezskutecznie. I nagle pewnego wrześniowego dnia zjawiła się, ot tak zupełnie przypadkowo w naszym klubie. Bez żadnej skruchy czy próby tłumaczeń, po prostu jakby relacja między nami się w ogóle nie wydarzyła, a tamten dzień i noc wyparła z pamięci.

Od ostatniej naszej interakcji minęło kilka dni, nie zamierzałem już więcej poruszać tego tematu, chciałem zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Naturalnie, swoim rytmem, choć w mojej introwertycznej głowie wszystko wyglądało inaczej niż w rzeczywistości.

Za każdym razem, kiedy próbowałem podejść do dziewczyny, kiedy byłem już o krok od celu, coś mnie wybijało z rytmu i na nowo nie mogłem zebrać się w sobie na odwagę. Moim naturalnym środowiskiem od zawsze była samotność, katorgą dla mnie były wszelkiego rodzaju wyjścia czy wyjazdy w nieznane miejsca. Nie byłem zwolennikiem chowania się po kątach, ale potrzebowałem chwili, czasem dłuższej na poznanie otoczenia czy środowiska. Krępowałem się w otoczeniu ludzi a peszyłem szybko pośród kobiet.

– Jak tak dalej będziesz się czaił to możesz nie zdążyć. Marika nie wydaje się jedną z tych cierpliwych kobiet, wyczekujących jaśnie pana na koniu.

Spojrzałem na brata, siedzącego na kanapie z paczką chipsów w ręku. Potarłem kark, krzywiąc się na jego uwagę. Wiedziałem, że ma rację, ale ja nie miałem jego bezpośredniości i śmiałości do kobiet.

– Nie wiem o co ci chodzi – powiedziałem niby od niechcenia.

– Jasne. Ty i Amo jesteście siebie warci. Czasem się zastanawiam, który z was jest gorszy. On wybuchowy, czy ty czający się jak tygrys i atakujący w najmniej spodziewanym momencie.

– Przestań mówić bez sensu i lepiej zajmij się sobą – odparłem sztywno. Jego krzywy uśmieszek, spowodował napływ adrenaliny w moim ciele. Poruszyłem się nerwowo, łapiąc za skrawek kartki, który zacząłem automatycznie szarpać.

– A ty zacznij w końcu walczyć o swoje, a nie po raz kolejny patrzeć, jak ktoś zabiera ci kogoś sprzed nosa.

Szarpnąłem się do przodu, łapiąc za sportowy T-shirt Dantego, zmuszając go do zsunięcia się lekko z kanapy, w moim biurze.

– Przestań mlaskać już tym jęzorem.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, jednocześnie wpychając garść chipsów do buzi.

– Dlaczego? Prawda boli?

– Gówno wiesz i gówno mówisz – syknąłem, a następnie podciągnąłem średniego brata ponownie do pozycji siedzącej. Nie miał racji, bo nie można odebrać kogoś, kto nigdy nie był twój, a dziewczyna, o której wspominał mój średni brat od zawsze związana była specyficzną i wyjątkowo więzią z moim najstarszym bratem. Amo i Klara byli dla siebie stworzeni, ja byłem tylko chwilową namiastką poczucia bezpieczeństwa. Nigdy wcześniej nie czułem tego, co poczułem przy Marice. A czułem mocno i całym sobą. Ona doprowadzała mnie do tego, że potrafiłem pokonać swoją wstydliwa powłokę, pokazując drzemiącą we mnie ekspresję.

– Dobra, dobra, a dlaczego opłacasz jej ubera po pracy wprost pod drzwi akademika – spytał, poprawiając materiał koszulki pod szyją.

– Bo nie chcę, aby wracała autobusem po nocy. Jesteśmy jej pracodawcami i powinniśmy brać odpowiedzialność za to, że może jej się coś stać.

IGNAZIO. Prawdziwe oblicze #3 | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz