Marika
Wyskoczyłam prawie jak z procy, zaskoczona tym nagłym telefonem. Drugą połowę dnia planowałam spędzić z przyjaciółką, po leniwym poranku, który oznaczał dla mnie spanie do ósmej, bez budzika, bez pośpiechu, bez wiecznego notowania w kalendarzu, po prostu odpoczywałam. Zjadłam, poczytałam materiały na studia, zrelaksowałam się przy programach kulinarnych, a wieczorem umówiłam się na drinka z Matyldą. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ta luźno rzucona propozycja była na serio. Myślałam, że traktujemy siebie z dystansem ze względu na to, co się wydarzyło w przeszłości oraz ze względu na teraźniejszość, czyli nasze stosunki powinny teraz pozostać tylko i wyłącznie strictezawodowe.
Zawiązałam włosy, wcisnęłam na nogi kozaki na obcasie, a na obcisłą sukienkę założyłam krótki wełniany płaszcz. Wyszłam z pokoju w akademiku z poczuciem zadowolenia wymieszanego z nutą ekscytacji, jak zawsze starałam się grać wyluzowaną dziewczynę, ale jednak, to co zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyło. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego, że znajdę się na parkingu nieopodal akademika, a naprzeciwko mnie będzie stał Ignazio, szczerząc się jak głupi. Gdybym nie była w szoku, to zapewne bym mu powiedziała kilka słów do słuchu, zamiast tego pożerałam wzrokiem chłopaka, który stał wyprostowany i czekał na moją reakcję.
– Długo mam jeszcze na ciebie czekać? – spytał przekornie, a ja nadal patrzyłam na Ignazio ubranego w sportową bluzę i jeansy. Zamrugałam gwałtownie, zdając sobie sprawę, że to jednak nie omamy, tylko te cholerne buty motocyklowe wzbudzały we mnie jakiegoś rodzaju mieszankę doznać.
– Trochę kiepsko się ubrałaś – powiedział układając usta w kpiącym uśmieszku, skanując jednocześnie moje ciało.
Oprzytomniałam po chwilowym szoku, jednak mimo wszystko nie odpowiedziałam, wgapiając się nadal w ogromną, czarną bestię stojącą za nim. Pokręciłam głową, a po chwili z mojego gardła wydobył się cichy dźwięk, coś pomiędzy jęknięciem a parsknięciem.
– Żartujesz sobie? – spytałam z większą nuta ostrości niż planowałam.
Ignazio ruszył w moją stronę, a wtedy cała złość ze mnie wyparowała. Po raz kolejny byłam bliska niedowierzania w sytuację, której centrum się stałam. Chwilę trwało nim uświadomiłam sobie, że to nie jest żaden żart, ponieważ jego kask oparty był na siedzisku, a drugi mniejszy trzymał w dłoni.
I ten pieprzony różowy kask, który trzymał w ręku był dla mnie.
– Nigdy nie byłem skory do żartów – odparł bez namysłu. Róż zdawał się przechodzić w fioletowy, a gdy stanął tuż przede mną zobaczyłam, że mieni się różnymi kolorami w zależności od tego, gdzie padają promienie słońca.
Sytuacja jak w jakimś filmie, Ignazio stanął przede mną, trybiki w mojej głowie przeskakiwały zapalczywie, wyciągnął ręce, nałożył kask, usłyszałam charakterystyczny dźwięk kliknięcia i już miałam na głowie zapięty kask. Pasował idelnie.
– Nie byłem pewien jakie włosy będziesz dzisiaj miała, a chciałem aby kask pasował...
– Włosy? – spytałam, jednocześnie zamrugałam zszokowana.
– Tak – odparł, następnie sięgnął ręką, by palcami delikatnie złapać końcówki moich włosów. – Farbujesz końcówki, ale jeszcze nie rozgryzłem systemu w jakim zmieniasz kolory, chciałem po prostu, aby wszystko było idealnie, abyś ty była zadowlolona. Przeważnie masz różowe albo fioletowe...
– I zielone, ale to tylko na Święta Bożego Narodzenia – przerwałam ten słowotok. – Innych kolorów nie lubię. Różowy, bo to mój ulubiony, fiolet nadaje tajemniczości, zielony jest kolorem nadziei, a że jestem naiwna to w każde Boże Narodzenie wypowiadam życzenie i przez kolejny rok czekam czy się spełni.
CZYTASZ
IGNAZIO. Prawdziwe oblicze #3 |
RomanceKiedy los stawia na drodze Ignazio Zolla dziewczynę, będącą jego przeciwieństwem - głośną, chaotyczną, wyzwoloną - to znak, że czasem warto chwytać byka za rogi, wyjść ze swojej strefy komfortu albo przynajmniej spróbować. Marika Rak, jest kobietą...