2

498 43 20
                                    

Gdy Harry zaczął szósty rok nauki w Hogwarcie, czuł z tyłu głowy, że jest inaczej niż powinno.
Nie wspominał o tym przyjaciołom, nie chciał ściągać na nich niepokój, ale dobrze wiedział, że pomimo rozpoczęcia sezonu Quidditcha i nauki coraz ciekawszych zaklęć, coś jest nie tak. Szykuje się coś dużego, a jego blizna częściej pobolewa.

W głębi duszy, pod płaszczem żartów i pewności siebie chował pewien strach. Dopadał go w najmniej oczywistych sytuacjach, jak podczas pierwszego meczu ze ślizgonami. Nie wiedział dlaczego, ale gdy zobaczył jak Malfoy rzuca się w burzę za zwykłym zniczem, poczuł w kościach, że to nie skończy się dobrze.
Nawet jeśli nie tylko ze sobą nie rozmawiali, a wręcz nie lubili, w szczególności Draco jego, to nie chciał by ktokolwiek z nich ucierpiał. Coś kazało mu wtedy go zatrzymać, ale ślizgon nigdy tak po prostu by go nie posłuchał. Był zbyt pyszny, zbyt dumny i uparty. Dlatego niewiele myśląc po prostu za nim poleciał.

Nie wiedział co mówiło mu, że jeśli Draco wzleci ponad chmury to mocno na tym ucierpi, ale wolał nie ryzykować. Zrobił to za niego, a na końcu widząc absolutnie zdziwioną twarz przeciwnika, nie potrafił go tak zostawić.

Wolał przegrać, jeśli miał być szczery. I to też nie należało do codzienności, przecież gra była dla niego niemalże wszystkim, a on tak po prostu odpuścił, by tylko uszczęśliwić kogoś innego. W dodatku kogoś takiego jak Malfoy. Zdecydował się jednak udawać, że to nigdy nie miało miejsca, po meczu, lekko zdezorientowany od razu się przebrał i nie odzywając się ani słowem do reszty drużyny, zniknął z szatni lecąc prosto do wieży.
Spokój nie był mu pisany, nie zauważył, że Ginny podąża jego krokami i gdy w końcu go dogoniła, złapała go za ramię zatrzymując gwałtownie.

- Harry- zmarszczyła jasne brwi i spojrzała na niego w złości.- Naprawdę cię prześcignął? Przecież to...

- Nie bardzo chcę o tym rozmawiać- przyznał zmęczony odgarniając wciąż mokre loki z twarzy.

Ginny złagodniała, choć dalej była zdenerwowana. Ruszyła do przodu i teraz oboje szli w stronę dormitorium.
Z odległego końca korytarza dobiegał wesoły krzyk wygranej drużyny, wiwaty, a nawet śpiew jakiejś głupiej piosenki. Potter naprawdę nie miał na to humoru.

- Teraz będą celebrować.

- Ten jeden raz- rzucił okiem na ciemny korytarz wiodący na niższe piętro.- Niech się bawią, ten ostatni raz.

I choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko jest w zasadzie jego winą, nie czuł się z tym źle. Może jedynie trochę nieswojo, ale kto wie co stałoby się, gdyby go nie zatrzymał? Zawsze przecież mogło być gorzej.

- Chodź Ginny, czas się ogrzać.

Ruda dziewczyna uśmiechnęła się wesoło i podreptała tuż za nim, wciąż przeczesując palcami splątane włosy.
Ginny naprawdę była piękna. Teraz w dodatku wyrosła, wyszczuplała, była smukła i emanowała radością. Podobała mu się już jakiś czas, ale powoli tracił nadzieję, że kiedykolwiek nadejdzie dla nich wspólny czas. Był zbyt zajęty tym co działo się w czarodziejskim świecie, ciągle zamartwiał się o przyjaciół i nie chciał wciągać w to wszystko jeszcze jej.

Weszli do ciepłego pokoju wspólnego, a dziewczyna jednym ruchem różdżki rozpaliła w kominku. Gdy tylko Harry poczuł  na policzku przyjemne ciepło, od razu zrelaksował wszystkie mięśnie. Oparł głową o brzeg kanapy i odetchnął z ulgą, że ma już mecz za sobą.

Ginny spojrzała na niego zmartwiona, ale nie zmąciła idealnej ciszy. Usiadła tylko na dywanie opierając się o kanapę, na której leżał i oboje delektowali się spokojem. Do czasu oczywiście, aż do pokoju nie wpadł Ron i Hermiona, a za nimi reszta gryfonów nie do końca zadowolonych z meczu. Harry wszystkich zignorował, aż jego przyjaciółka nie usiadła tuż obok i oparła głowę o jego chłodne ramię.

Heliophilia ° DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz