Witaj w Roseburn 1

440 22 0
                                    

                                                                                         Venetia  


Po dwóch tygodniach spędzonych u państwa Hastings nadszedł dzień, w którym musieliśmy polecieć na inny kontynent, by zamieszkać z naszym ojcem. Nasza matka została umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, a z racji, że żadne z nas nie jest jeszcze pełnoletnie, nie mogliśmy zostać sami w Nowym Yorku. Niewiele pamiętałam o ojcu:  wyprowadziliśmy się od niego, gdy miałam trzy lata, a mama unikała jego tematu jak ognia. Moim jedynym źródłem informacji była Wikipedia. Choć przez mój umysł przewijał się jeden krótki fragment, w którym mężczyzna o blond włosach  obejmował mnie z łzami w oczach. Byłam przerażona, a za mniej niż cztery godziny miałam opuścić  miejsce, w którym się wychowałam. Nie opuszczałam Manhattanu: opuszczałam przyjaciół, szkołę i kojące wspomnienia. Była to dla mnie ciężka chwila, choć miałam nadzieję, że w rodzinnym mieście mamy zaznam choć odrobinę spokoju.

       Musiałam się już szykować, a wciąż leżałam w brudnej pidżamie. Wzięłam się za siebie i wyjęłam z drewnianej szafy czarny komplet dresowy. Szybkim krokiem ruszyłam do łazienki. Przebrałam się, a następnie związałam włosy w wysokiego koka. Gdy już prawie byłam gotowa. usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

Phoebe: Hejka, jak się czujesz?

Venetia: Nienajgorzej, ale też nie najlepiej.

P: Ty powinnaś teraz skakać ze szczęścia. Będziesz mieszkać w zamku jak księżniczka. Nie zobaczysz więcej krzywego ryja pani Wilson.

V: Bardziej jak Dracula, ale to tylko szczegół.

Ten dom, a w zasadzie zamczysko, nieco mnie przerażało. Wyglądem przypominał miejsce, w którym chętnie osiedliłaby się rodzinka Addamsów. No ewentualnie rodzinka wampirów. 

P: W takim razie będę trzymać kciuki, by nic cię nie zjadło.

V: Dzięki za wsparcie.

P: Napisz, gdy będziesz na miejscu. Muszę kończyć, właśnie przyszedł Rick.

V: Obiecuję, że napiszę od razu po wylądowaniu. Miłej zabawy, tylko uważajcie, jestem za młoda, by być ciotką.

P: Wal się

Następne dwie godziny spędziłam na przeglądaniu tik toka. Gdy uznałam, że powinnam się zbierać, udałam się do salonu. Na kanapie siedzieli moi bracia, a pomiędzy nimi spała śliczna trój-kolorowa kotka o imieniu Malibu. Dostaliśmy ją w prezencie od mamy na święta bożonarodzeniowe za dobre sprawowanie.

-O, kto to tu się z nory wynurzył.  Już myślałem, że ktoś cię porwał. Jak widać,  paniusi hrabiance nie chciało się ruszyć dupy i wyjść posiedzieć z rodziną. – rzucił kąśliwie mój starszy, żmijowaty brat Victor, który jeszcze niedawno był na mnie śmiertelnie obrażony. Usiadłam na szarym fotelu naprzeciw Olivera.

-Odczep się, po prostu nie chciałam wysłuchiwać twojego irytującego gadania -Blondyn przewrócił oczami i z powrotem zanurzył się w wirtualny świat gier. Dupek.

-Stresujecie się? - Zapytał Oliver, który dotychczas zajmował się obgryzaniem paznokci.

-Trochę tak, a ty? - Odpowiedziałam.

-Ja też. Boję się, że nie spodoba nam się tam, lub że tata okaże się dziwakiem i nie będzie nas dobrze traktował. –  Spuścił  głowę i uwiesił wzrok na swoich czarnych trampkach.

-Uspokójcie się, zapewne ojciec jest super. Widzieliście w jakiej chacie będziemy mieszkać? - Odrzekł pewny swojego zdania Victor.

-Imbecylu, dom to nie wszystko. - Odburknęłam.

Lake of bloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz