FRANKENSTEIN-6

142 13 0
                                    


Nie rozumiałam co się właśnie stało. Chłopak wykuty z lodu ukazał mi skrawek lodowatej duszy, której nie chciałam ujrzeć. Groził że mnie zabije, ale o dziwno najbardziej nie przerażał mnie jego obłęd w oczach, czy słowa żywcem wyrwane z ust psychopaty z niskobudżetowego horroru. Tylko uczucie które po raz pierwszy rozkwitło w moim podbrzuszu, nie rozumiałam co one oznaczało, jednego byłam pewna zwiastowało coś złego i nowego. I nie wiedziałam co powinnam z nim zrobić, narazie siedziałam na ścieżce z usypanych szarych kamieni i modliłam się o plan na zemstę.Ceniłam sobie spokój, ale jeszcze bardziej rewanż. Nigdy nie pozwolę by ktoś mną miotał, nawet ktoś taki jak River Aristow. Człowiek który w naszej szkole siał większe poruszenie niż istota w Frankensteinie. Oczywiście mogłabym poskarżyć się, ojcu lub wujkowi nawet  moim bracią ale to byłoby dla mnie za proste. Chciałabym by był tak samo przerażony, jak ja byłam w tamtym momencie. Chcę by mnie błagał a jego oczy oszkliły słone łzy gdy jego serce z siłą młota uderzałoby o  klatkę piersiową. Pragnę by zobaczył na co stać, małą przerażoną dziewczynką, którą mnie nazwał. Popierdolony psychol. Wstałam z ścieżki i ruszyłam w kierunku domu. Gdy już do niego dotarłam, nie zważając  na gości przebywających w salonie ruszyłam do łazienki. Gdy obejrzałam się w lustrze, żołądek podszedł mi do gardła. Wyglądałam jak potwór moje włosy były zmierzwione a oczy opuchnięte od łez. Na szyi odcisnęła się duża dłoń Rivera Aristow'a. Odwróciłam się, tak by móc obejrzeć plecy, były całe poszarpane przez ciernie, które raniły odsłoniętą skórę za każdym razem gdy Rex wykonał ruch. Lała się z nich krew a w mojej głowię narodził się plan by wymazać nią paskudny ryj tego dupka. Odsunęłam niepokojące myśli i przemyłam twarz, a następnie ściągnęłam koszulkę by przebyć plecy ale nagle drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem. Jezu zapomniałam się zakluczyć. Do pomieszczenia wparował ojciec wykrzykujący przeprosiny, ale o dziwo nie wyszedł z łazienki tylko podszedł do mnie z szeroko otwartymi oczami.

-Jezu dziecko, co ci się stało!?-

Wykrzyczał nie odrywając wzroku od moich poranionych pleców i opuchniętych oczu.

-Ja.. wywróciłam się na żywopłot-

Wymyśliłam na szybko kłamstwo

-Dziecko nie kłam i powiedz prawdę, na szyi masz odciśniętą czyjąś dłoń.

Cholera jak powiem mu prawdę River napewno wygada się o papierosach, o tym że go uderzyłam i co rozpowiadałam na jego temat. Zapewne wyda, też moich braci, którzy nie okazali się aniołkami.

-A to nic, strzelałam z karku i za mocno musiałam zacisnąć dłoń.-

Zaśmiałam się i odwróciłam wzrok by już dłużej nie patrzeć w jego oczy. Które były dokładnie takie same jak moje. Nieśmiało wyciągną rękę ku moim plecom by je delikatnie pogładzić.

-No dobrze Venetia'o, uznajmy, że ci wierze. Chodź opatrzę ci plecy i nałożę maść by nie wdało się zakorzenię.-

Ubrałam bluzkę i ruszyłam za ojcem w stronę jego pokoju. Pomieszczenie było duże i o dziwo miało w sobie dusze. Po człowieku takim jaki był Vincent spodziewałam się surowego stylu o oziębłym tonie. O dziwo było zupełnie inaczej białe ściany zdobiły obrazy krajobrazów. Zasłony w kolorze szmaragdów, idealnie opływały na duże okna. Na stolikach nocnych i balkonie, stały kwiaty a łóżko wcale nie było starannie pościelone. Na ciemnych panelach spoczywał biały puszysty  dywan.Wnętrze było przepiękne i przejrzyste, kompletnie nie pasujące do zimnej oprawy jaką otoczył się mój ojciec. Usiadłam na fotelu, umiejscowionego koło białego regału, wypełnionego po brzegi książkami i czujnie obserwowałam ojca, który podszedł do komody i wyjął z niej nie dużą apteczkę. Zasiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie. Odrazu zrobiłam to o co prosił i odsłoniłam plecy. Ojciec wyjął maść z pojemniczka i zaczął nakładać na rany.

-Wiesz mimo że dopiero się poznajemy, to chcę żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. I nie musisz się obawiać.-

Powiedział ojciec z lekką chrypką w głosie, zdziwiło mnie to i nie wiedziałam co odpowiedzieć. Było to miłe ale jednocześnie niezręczne.

-Dziękuję, będę o tym pamiętać-

Odpowiedziałam nieco bardziej szorstko niż zamierzałam.

-Wiesz mimo iż może zbytnio tego po mnie nie widać, to bardzo się cieszę że ze mną zamieszkaliście. I naprawdę mi was brakowało-

Powiedział cicho z uśmiechem na ustach, a we mnie coś się zagotowało. Jak mógł mówić takie kłamstwa.Prychnęłam i spojrzałam mu w oczy.

-Tak bardzo za nami tęskniłeś, że ani nie napisałeś do żadnego z nas, nie zadzwoniłeś, nie przyleciałeś a nawet nie wysłałeś głupiej pocztówki,-

Prychnęłam a ojcu zszedł uśmiech z twarzy.

-Ja..przepraszam. Wasza matka uznała, że tak będzie dla was lepiej.Bałem się, że mnie znienawidzicie i gdy dorośniecie nie będziecie chcieli mieć ze mną kontaktu-

Posłał mi smutne spojrzenie, oczekując na moją reakcje 

-Wciąż mogłeś o nas zawalczyć i nie słuchać głupiej gadaniny matki. Wcale nam nie było łatwiej ani lepiej. Nie wiem co między wami zaszło ale do cholery..-

Urwałam by nie powiedzieć  paru słów za dużo i odwróciłam głowę gdy poczułam łzę pod powiekami.

-Z perspektywy czasu uważam to za najgłupszą decyzje w moim życiu i gdybym zdołał cofnąć czas zrobiłbym to bez zastanowienia. I nie zaufałbym waszej matce, uwierz mi wtedy naprawdę myślałem że tak będzie dla nas lepiej i chodź czasem dalej tak myślę to ogromnie tego żałuję.-

Wyszeptał z łzami w oczach. Momentalnie zrobiło mi się go szkoda, chodź gniew mnie nie opuścił. 

-Nie nie było lepiej. Nawet nie wiesz, jakie to było przykre, gdy zamiast tobie na dzień ojca robiłam laurki dla wujka albo Victora. 

Na policzku ojca pojawiła się samotna łza.

-Przepraszam córeczko, naprawdę przepraszam-

Gdy ojciec zabrał dłoń z moich pleców a w oczy zaszły łzami, pośpiesznie nałożyłam bluzkę i wybiegłam z jego pokoju by znaleść się w swojej sypialni. Gdy już się tam znalazłam pośpiesznie przebrałam się w pidżamę i z odpaloną piosenką Violet Vira "God Complex" Na słuchawkach rzuciłam się na łóżko i skryłam twarz w poduszkę. Starałam się uporządkować nierozgarnięte myśli w głowie i chodź na chwilę się wyciszyć.Ten dzień to istna katastrofa i dziś już nie zamierzam  płakać.Dlatego też wzięłam do ręki moją ulubioną książkę i po raz kolejny zabrałam się do czytania. Ale nawet ona nie przyniosła mi upragnionego spokoju, nie mogłam się skupić. Moje życie w ciągu ostatnich miesięcy obróciło się o sto-osiemdziesiąt stopni. Już dawno straciłam, nad nim kontrole. W mojej głowie był burdel, ale przynajmniej w nim nie mieszkałam. Wyszłam z łóżka i podeszłam do okna. Byłam ciekawa kiedy ta doprawdy urocza rodzina opuści mój nowy dom. Nie pasowało mi że przesiadują tu tak długo. Wolałabym by w ogóle ich tutaj nie było a to straszne spotkanie się nie odbyło. Za oknem było już czarno a światło księżyca oświetlało moją twarz. Powoli zaczęłam czuć się odprężona gdy w pokoju rozbrzmiało głośne pukanie.

-Proszę!-

Wykrzyczałam z myślą, że za drzwiami stoi któryś z moich braci.Do środka wparował River Aristow który trzymał coś w ręce.



Lake of bloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz